Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Lęk o zdrowie

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
ODPOWIEDZ
Gosia555
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 27
Rejestracja: 1 maja 2019, o 13:27

3 grudnia 2020, o 23:07

Cześć kochani... Z zespołem lęku uogólnionego zmagam się od ok. 20 lat, przechodziłam zamartwianie się praktycznie wszystkimi sytuacjami życia codziennego. Odbyłam setki wizyt psychiatrycznych, ale tak naprawdę pomogła mi psychoterapia w nurcie pozn.-behawioralnym. 1,5 roku temu wyszłam z bardzo silnych stanie lękowych + depresji wyłącznie z pomocą psychoterapeuty i forum. Wszystko pięknie ale 2 tygodnie temu zmarła bliska mi osoba w młodym wieku na nowotwór... Przeżyłam silny stres, kiedy wiedzieliśmy że odchodzi bardzo wczułam się w sytuację tej osoby. Czułam lęk przed odchodzeniem. Wczułam się w jej sytuację... zaraz po śmierci odechciało mi się wszelkich starań na tym świecie, czułam że to wszystko nie ma sensu jeśli i tak umrzemy. Po co się starać, po co pracować, skoro i tak koniec jest ten sam.W dzień pogrzebu wkręciłam sobie raka jelita grubego... kilka dni później wkręciłam sobie raka piersi... Problem w tym że odkąd mam nerwicę boję się badać piersi. Tak po prostu sama ich nie dotykam w obawie przed znalezieniem guza, był czas kilka lat temu że na nie nie patrzyłam podczas mycia, raz w życiu byłam na badaniu USG piersi i do dziś pamiętam ten stres. Nie wiem czemu ale mogę robić badania krwi, moczu, cytologię... A tego badania się boję, mam opory nawet przed dotykiem męża w obawie że coś znajdzie... Wkręciłam sobie że muszę iść do lekarza bo możliwe, że choruję na nowotwór piersi a przez "nie badanie" się mogę szybciej umrzeć. Chce iść a się boje. Straciłam już chęć kontaktów towarzyskich, drecze się tym. Oczywiście co chwilę oglądam piersi czy nie ma jakichś znaków raka. Zaczęły mnie już boleć piersi ale to chyba od tego myślenia .... Czy ktoś miał podobny problem? P.s. tego problemu nie przerabiałam na terapii.
Awatar użytkownika
Neli
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 20
Rejestracja: 24 października 2020, o 15:54

4 grudnia 2020, o 08:46

Ja mam trochę podobny problem. Też doszukuje się chorób. Wystarczy abym przeczytała że zupełnie obca osoba ma raka czy inna chorobę nieuleczalna zaraz dochodzę do wniosku, że mam podobne objawy. Na początku byłam typem osoby, która bada się non stop. Panicznie bałam się każdego wyniku i diagnozy więc praktycznie cały czas żyłam w stresie i rozpaczy. Wynik był ok- kilka dni spokoju o znowu inna wkręta. Teraz raczej po krótkiej przerwie od badań też staram się ich unikać jak ognia. Boje się że coś mogło się zmienić.
Co do piersi- nie masz się czego bać. Co 3 kobieta ma jakiegoś guzka w piersi. Ja też wyczułam. Poszłam na USG okazało się że to torbiel i jakiś guzek łagodny, który ma większość młodych kobiet. Rak piersi u młodej osoby wcale nie jest taki częsty. Jedynie częściej się o tym pisze. Mnie też czeka powtórka USG za kilka dni, kontrola, może skusze się na biopsję.
Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać różnych rezultatów.
;col
Gosia555
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 27
Rejestracja: 1 maja 2019, o 13:27

4 grudnia 2020, o 10:03

Bardzo Ci dziękuję za odpowiedź. Mam 31 lat, i kilkumiesięcznego synka...kilka dni temu przeczytałam w gazecie że kobieta była na badaniu USG piersi i okazało się że ma złośliwego raka piersi a w domu 1,5 roczne dziecko... Znów wczułam się że mnie może spotkać ta sama sytuacja, że to mogłabym być ja.... To wszystko jest na tyle straszne że człowiek praktycznie czuje, że ma ciężką chorobę i już prawie umiera... Że zostawia najbliższych, że synek będzie mnie potrzebował... Na całe szczęście jestem świadoma tego że od czasu do czasu uruchamiają mi się silne stany lękowe, że cierpię na zespół lęku uogólnionego i tutaj przy dużym stresie uaktywniło się coś co trafiło na podatny grunt... Ciągle słyszy się że coraz młodsze kobiety chorują, że coraz więcej odnotowuje się zachorowań i tak mi siadła psychika że nie myślę o niczym innym. Dziękuję Ci bardzo za słowa otuchy.
Awatar użytkownika
Neli
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 20
Rejestracja: 24 października 2020, o 15:54

4 grudnia 2020, o 11:57

Ludzie od zawsze chorowali i umierali, to się nie zmieniło. Jedyne co się zmieniło to że w XXI wieku mamy dostęp do mediów pełnych informacji o śmiertelnie chorych ludziach. Zawsze jest taka myśl "mogłam być na jej miejscu" albo "mnie pewnie spotka to samo". Katastrofalne myślenie jest wpisane w nerwicę lękowa. Ja też jestem typ typem człowieka. Powiem więcej, jestem uzależniona od badań i czytania o chorobach. Ale zawsze znajdzie się badanie którego nie miałam, to studnia bez dna. Proponuję ci zrobić to USG dla świętego spokoju, możliwie jak najszybciej. Wiem że to będzie ogromny stres, ale czym szybsze badanie tym krócej będzie trwał. A ulga jeżeli okaże się że wszystko jest ok- bezcenna. Warto też sobie ustalić taki harmonogram badań profilaktycznych. Żeby nie korciło Cię zaraz po kilku tygodniach powtarzać badania pod pretekstem, że może coś się zmieniło. Pamiętaj, że na świecie są ludzie chorzy i zdrowi. Jest większe prawdopodobieństwo że należysz do tych drugich.
Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać różnych rezultatów.
;col
Gosia555
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 27
Rejestracja: 1 maja 2019, o 13:27

4 grudnia 2020, o 16:54

Dziękuję :*
zagrody123456
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 434
Rejestracja: 7 lutego 2019, o 15:35

4 grudnia 2020, o 19:19

W nerwicy częste jest utożsamianie się.. Też tak mam... Ale pamiętaj że co ma wspólnego sytuacja innych z Twoja. Każdy ma swoja historie życia i nie musi być taka jak innych.. To typowe nerwicowe myślenie.. Ja znalazłam kolka wyczuwalnych guzkow a okazało się że taka mam budowę piersi.. Jak przyjdzie taka myśl to racjonalizuj ze to historia kogos a nie Twoja.. To pomaga
Awatar użytkownika
Olalala
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1858
Rejestracja: 17 grudnia 2015, o 08:36

6 grudnia 2020, o 22:38

Gosia555 pisze:
3 grudnia 2020, o 23:07
Cześć kochani... Z zespołem lęku uogólnionego zmagam się od ok. 20 lat, przechodziłam zamartwianie się praktycznie wszystkimi sytuacjami życia codziennego. Odbyłam setki wizyt psychiatrycznych, ale tak naprawdę pomogła mi psychoterapia w nurcie pozn.-behawioralnym. 1,5 roku temu wyszłam z bardzo silnych stanie lękowych + depresji wyłącznie z pomocą psychoterapeuty i forum. Wszystko pięknie ale 2 tygodnie temu zmarła bliska mi osoba w młodym wieku na nowotwór... Przeżyłam silny stres, kiedy wiedzieliśmy że odchodzi bardzo wczułam się w sytuację tej osoby. Czułam lęk przed odchodzeniem. Wczułam się w jej sytuację... zaraz po śmierci odechciało mi się wszelkich starań na tym świecie, czułam że to wszystko nie ma sensu jeśli i tak umrzemy. Po co się starać, po co pracować, skoro i tak koniec jest ten sam.W dzień pogrzebu wkręciłam sobie raka jelita grubego... kilka dni później wkręciłam sobie raka piersi... Problem w tym że odkąd mam nerwicę boję się badać piersi. Tak po prostu sama ich nie dotykam w obawie przed znalezieniem guza, był czas kilka lat temu że na nie nie patrzyłam podczas mycia, raz w życiu byłam na badaniu USG piersi i do dziś pamiętam ten stres. Nie wiem czemu ale mogę robić badania krwi, moczu, cytologię... A tego badania się boję, mam opory nawet przed dotykiem męża w obawie że coś znajdzie... Wkręciłam sobie że muszę iść do lekarza bo możliwe, że choruję na nowotwór piersi a przez "nie badanie" się mogę szybciej umrzeć. Chce iść a się boje. Straciłam już chęć kontaktów towarzyskich, drecze się tym. Oczywiście co chwilę oglądam piersi czy nie ma jakichś znaków raka. Zaczęły mnie już boleć piersi ale to chyba od tego myślenia .... Czy ktoś miał podobny problem? P.s. tego problemu nie przerabiałam na terapii.
Z racji na Pani doświadczenie śmierci osoby w młodym wieku pojawiły się myśli, obawy o własne życie i zdrowie, zmierza to w stronę hipochondrii jako następstwo tego przykrego doświadczenia. Powiem tylko, że z racji iż również w mojej rodzinie doświadczyłam śmierci młodej bliskiej osoby na raka to przeszłam w trakcie zaburzenia bardzo silną hipochondrię, którą leczyłam w ramach terapii poznawczo-behawioralnej przez rok. Warto wiec nie wkręcić się w analizy i mysli lękowe w tematyce chorób. Ten okres jest dla Pani ciężki z racji na emocje. Czy ma Pani kogoś z kim mogłaby o tych emocjach otwarcie porozmawiać? Przeżyć je? Druga sprawa to uważam, że wskazana byłaby konsultacja z terapeutą cbt pod kątem ew. wkręcania się w analizy hipochondryczne, tak żeby zatamować ten proces. Czym szybciej tym lepiej. W ramach takiej terapii pod kątem hipochondrii dowie się Pani jakie są zdrowe przekonania na temat zdrowia, jak podchodzić do myśli lękowych na temat zdrowia, jak je podważać. U Pani to negatywne doświadczenie pcha w stronę zniekszałceń poznawczych w zakresie zdrowia, dlatego warto to zastopować nim ruszy pełną parą spirala nakręcania się i życia w lęku i obawach. A samo podzielenie się przeżyciami w związku z tym smutnym wydarzeniem jest równie ważne dla Pani. Te myśli na temat sensu życia, dobrze by było to móc wyrazić, powiedzieć komuś. Można oczywiście również terapeucie. On pomoże poukładać te emocje.
Gosia555
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 27
Rejestracja: 1 maja 2019, o 13:27

7 grudnia 2020, o 21:35

Dziękuję za Pani posta. Zdecydowanie musiałabym skontaktować się z moim psychoterapeutą. Niestety, ale tylko mąż wie o moich "problemach i przemyśleniach", choć nie mówię mu już wszystkiego- nie chcę mu wciąż smucić, ciągle wyżalać się. Dużo mi pomógł w zeszłym roku kiedy przechodziłam pierwszy epizod depresyjny w życiu. Pierwszy epizod wywołany najsilniejszymi w życiu stanami lękowymi spowodowany odstawieniem paroksetyny... Zauważyłam też, że ludzie niechętnie kontaktują się ze mną kiedy na spotkaniu większość czasu " narzekam" na swoje samopoczucie. Czuję się jak taki wampir energetyczny. Im dalej od pogrzebu tym czuję się lepiej, jednak moja psychika znów jest poszarpana. Obecnie jestem na macierzyńskim, mimo, że mam sporo zajęć i obowiązków domowych to brakuje mi kontaktów z dorosłymi ludźmi i czuję spadek formy, narastające przygnębienie....
Awatar użytkownika
Olalala
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1858
Rejestracja: 17 grudnia 2015, o 08:36

7 grudnia 2020, o 22:10

Gosia555 pisze:
7 grudnia 2020, o 21:35
Dziękuję za Pani posta. Zdecydowanie musiałabym skontaktować się z moim psychoterapeutą. Niestety, ale tylko mąż wie o moich "problemach i przemyśleniach", choć nie mówię mu już wszystkiego- nie chcę mu wciąż smucić, ciągle wyżalać się. Dużo mi pomógł w zeszłym roku kiedy przechodziłam pierwszy epizod depresyjny w życiu. Pierwszy epizod wywołany najsilniejszymi w życiu stanami lękowymi spowodowany odstawieniem paroksetyny... Zauważyłam też, że ludzie niechętnie kontaktują się ze mną kiedy na spotkaniu większość czasu " narzekam" na swoje samopoczucie. Czuję się jak taki wampir energetyczny. Im dalej od pogrzebu tym czuję się lepiej, jednak moja psychika znów jest poszarpana. Obecnie jestem na macierzyńskim, mimo, że mam sporo zajęć i obowiązków domowych to brakuje mi kontaktów z dorosłymi ludźmi i czuję spadek formy, narastające przygnębienie....
I odstawienie paroksetyny i późniejszy ciężki stan po odstawieniu są mi bliskie.
Myślę, że kontakt z wlasnym terapeutą to bardzo dobra decyzja, taka dojrzała, tak żeby zadbać o siebie.
To całkowicie naturalne, że po tak przykrej sytuacji czuje się Pani kiepsko. Stąd ta potrzeba rozmowy, emocje są w Pani silne. Proszę starać zachowywać jakiś balans, z jednej strony porozmawiać np z mężem o swoich odczuciach, może Pani powiedzieć, że to dla Pani ciężkie i zdaje sobie sprawę, że jest obciążające dla drugiego, mimo to potrzebuje teraz tego wsparcia; z drugiej nie zatapiać się w tych myślach, starać się podźwignąć i skupić na innych rzeczach. Doskonale Panią rozumiem, bo też niedawno zmagałam się ze stratą, w sumie wciąż się zmagam, pierwsze 2 tygodnie były bardzo trudne. Potem jednak emocje zaczęły być coraz lżejsze. Ważne żeby przenosić swoją uwagę też na inne rzeczy, żeby się temu bez reszty nie ogarnąć. Na spotkaniach z innymi ludźmi może Pani zasygnalizować, że to dla Pani trudny czas i może Pani towarzyszyć obniżony nastrój, a jednocześnie nie dawać się zatapiać tym emocjom. Powoli poczuje Pani siłę żeby się podnieść. Można też pomyśleć o takich kontaktach jakie są obecnie możliwe, czyli np. Przez Internet albo telefon, to poprawi Pani nastrój. Kontakt z terapeutą też przyniesie Pani trochę spokoju. Ten okres zaraz po stracie jest bardzo ciężki, on na szczęście mija. Ważne żeby te emocje zagospodarować i nimi "pokierować". Może też Pani zawsze napisać tutaj :) ściskam i pozdrawiam :)
Gosia555
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 27
Rejestracja: 1 maja 2019, o 13:27

7 grudnia 2020, o 23:02

Olalala pisze:
7 grudnia 2020, o 22:10
Gosia555 pisze:
7 grudnia 2020, o 21:35
Dziękuję za Pani posta. Zdecydowanie musiałabym skontaktować się z moim psychoterapeutą. Niestety, ale tylko mąż wie o moich "problemach i przemyśleniach", choć nie mówię mu już wszystkiego- nie chcę mu wciąż smucić, ciągle wyżalać się. Dużo mi pomógł w zeszłym roku kiedy przechodziłam pierwszy epizod depresyjny w życiu. Pierwszy epizod wywołany najsilniejszymi w życiu stanami lękowymi spowodowany odstawieniem paroksetyny... Zauważyłam też, że ludzie niechętnie kontaktują się ze mną kiedy na spotkaniu większość czasu " narzekam" na swoje samopoczucie. Czuję się jak taki wampir energetyczny. Im dalej od pogrzebu tym czuję się lepiej, jednak moja psychika znów jest poszarpana. Obecnie jestem na macierzyńskim, mimo, że mam sporo zajęć i obowiązków domowych to brakuje mi kontaktów z dorosłymi ludźmi i czuję spadek formy, narastające przygnębienie....
I odstawienie paroksetyny i późniejszy ciężki stan po odstawieniu są mi bliskie.
Myślę, że kontakt z wlasnym terapeutą to bardzo dobra decyzja, taka dojrzała, tak żeby zadbać o siebie.
To całkowicie naturalne, że po tak przykrej sytuacji czuje się Pani kiepsko. Stąd ta potrzeba rozmowy, emocje są w Pani silne. Proszę starać zachowywać jakiś balans, z jednej strony porozmawiać np z mężem o swoich odczuciach, może Pani powiedzieć, że to dla Pani ciężkie i zdaje sobie sprawę, że jest obciążające dla drugiego, mimo to potrzebuje teraz tego wsparcia; z drugiej nie zatapiać się w tych myślach, starać się podźwignąć i skupić na innych rzeczach. Doskonale Panią rozumiem, bo też niedawno zmagałam się ze stratą, w sumie wciąż się zmagam, pierwsze 2 tygodnie były bardzo trudne. Potem jednak emocje zaczęły być coraz lżejsze. Ważne żeby przenosić swoją uwagę też na inne rzeczy, żeby się temu bez reszty nie ogarnąć. Na spotkaniach z innymi ludźmi może Pani zasygnalizować, że to dla Pani trudny czas i może Pani towarzyszyć obniżony nastrój, a jednocześnie nie dawać się zatapiać tym emocjom. Powoli poczuje Pani siłę żeby się podnieść. Można też pomyśleć o takich kontaktach jakie są obecnie możliwe, czyli np. Przez Internet albo telefon, to poprawi Pani nastrój. Kontakt z terapeutą też przyniesie Pani trochę spokoju. Ten okres zaraz po stracie jest bardzo ciężki, on na szczęście mija. Ważne żeby te emocje zagospodarować i nimi "pokierować". Może też Pani zawsze napisać tutaj :) ściskam i pozdrawiam :)
Bardzo serdecznie dziękuję za te słowa. Nie uwierzy Pani, ale czytałam sobie dzisiaj posty z innego wątku o hipochondrii i tak scrollując przeczytałam Pani historię sprzed kilku lat i wydała mi się tak bliska... Chciałam do Pani napisać, ale zauważyłam post w wątku, który założyłam a tam wiadomość od Pani!!! ;) Taaaak... Zadbanie o siebie- jak mnie tego brakuje.... Myślę o wszystkich ale nie o sobie, łapię się na tym coraz częściej. Jeżeli już coś robię dla siebie to też czasem mam wrażenie że inni patrzą na to jak na fanaberię... Ale czas wziąć się za siebie, za swoje zdrowie. Człowiek "opętany" lękiem to zupełnie inna osoba- bez życia, bez uśmiechu.... I tak, to prawda kontakty na forum dają mi bardzo dużo siły, człowiek czuje że nie jest sam. Zawsze wydawało mi się że jestem jedyna z takimi problemami, bo przecież wszyscy są zadowoleni, uśmiechnięci i nikt nie przeżywa takich rzeczy jak ja... Jednak z biegiem czasu człowiek uświadomił sobie, że ludzie przeżywają wewnętrzne koszmary ale nikt się tym nie dzieli z innymi. Tutaj na forum i pod gabinetem psychoterapeuty widać jak wiele jest takich osób...
Awatar użytkownika
Olalala
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1858
Rejestracja: 17 grudnia 2015, o 08:36

11 grudnia 2020, o 21:53

Gosia555 pisze:
7 grudnia 2020, o 23:02
Olalala pisze:
7 grudnia 2020, o 22:10
Gosia555 pisze:
7 grudnia 2020, o 21:35
Dziękuję za Pani posta. Zdecydowanie musiałabym skontaktować się z moim psychoterapeutą. Niestety, ale tylko mąż wie o moich "problemach i przemyśleniach", choć nie mówię mu już wszystkiego- nie chcę mu wciąż smucić, ciągle wyżalać się. Dużo mi pomógł w zeszłym roku kiedy przechodziłam pierwszy epizod depresyjny w życiu. Pierwszy epizod wywołany najsilniejszymi w życiu stanami lękowymi spowodowany odstawieniem paroksetyny... Zauważyłam też, że ludzie niechętnie kontaktują się ze mną kiedy na spotkaniu większość czasu " narzekam" na swoje samopoczucie. Czuję się jak taki wampir energetyczny. Im dalej od pogrzebu tym czuję się lepiej, jednak moja psychika znów jest poszarpana. Obecnie jestem na macierzyńskim, mimo, że mam sporo zajęć i obowiązków domowych to brakuje mi kontaktów z dorosłymi ludźmi i czuję spadek formy, narastające przygnębienie....
I odstawienie paroksetyny i późniejszy ciężki stan po odstawieniu są mi bliskie.
Myślę, że kontakt z wlasnym terapeutą to bardzo dobra decyzja, taka dojrzała, tak żeby zadbać o siebie.
To całkowicie naturalne, że po tak przykrej sytuacji czuje się Pani kiepsko. Stąd ta potrzeba rozmowy, emocje są w Pani silne. Proszę starać zachowywać jakiś balans, z jednej strony porozmawiać np z mężem o swoich odczuciach, może Pani powiedzieć, że to dla Pani ciężkie i zdaje sobie sprawę, że jest obciążające dla drugiego, mimo to potrzebuje teraz tego wsparcia; z drugiej nie zatapiać się w tych myślach, starać się podźwignąć i skupić na innych rzeczach. Doskonale Panią rozumiem, bo też niedawno zmagałam się ze stratą, w sumie wciąż się zmagam, pierwsze 2 tygodnie były bardzo trudne. Potem jednak emocje zaczęły być coraz lżejsze. Ważne żeby przenosić swoją uwagę też na inne rzeczy, żeby się temu bez reszty nie ogarnąć. Na spotkaniach z innymi ludźmi może Pani zasygnalizować, że to dla Pani trudny czas i może Pani towarzyszyć obniżony nastrój, a jednocześnie nie dawać się zatapiać tym emocjom. Powoli poczuje Pani siłę żeby się podnieść. Można też pomyśleć o takich kontaktach jakie są obecnie możliwe, czyli np. Przez Internet albo telefon, to poprawi Pani nastrój. Kontakt z terapeutą też przyniesie Pani trochę spokoju. Ten okres zaraz po stracie jest bardzo ciężki, on na szczęście mija. Ważne żeby te emocje zagospodarować i nimi "pokierować". Może też Pani zawsze napisać tutaj :) ściskam i pozdrawiam :)
Bardzo serdecznie dziękuję za te słowa. Nie uwierzy Pani, ale czytałam sobie dzisiaj posty z innego wątku o hipochondrii i tak scrollując przeczytałam Pani historię sprzed kilku lat i wydała mi się tak bliska... Chciałam do Pani napisać, ale zauważyłam post w wątku, który założyłam a tam wiadomość od Pani!!! ;) Taaaak... Zadbanie o siebie- jak mnie tego brakuje.... Myślę o wszystkich ale nie o sobie, łapię się na tym coraz częściej. Jeżeli już coś robię dla siebie to też czasem mam wrażenie że inni patrzą na to jak na fanaberię... Ale czas wziąć się za siebie, za swoje zdrowie. Człowiek "opętany" lękiem to zupełnie inna osoba- bez życia, bez uśmiechu.... I tak, to prawda kontakty na forum dają mi bardzo dużo siły, człowiek czuje że nie jest sam. Zawsze wydawało mi się że jestem jedyna z takimi problemami, bo przecież wszyscy są zadowoleni, uśmiechnięci i nikt nie przeżywa takich rzeczy jak ja... Jednak z biegiem czasu człowiek uświadomił sobie, że ludzie przeżywają wewnętrzne koszmary ale nikt się tym nie dzieli z innymi. Tutaj na forum i pod gabinetem psychoterapeuty widać jak wiele jest takich osób...
Czasami powiedzenie o swoich słabościach i upadkach bardzo otwiera ludzi, rzeczywiście gdy chodzimy sami z naszymi problemami to może pojawić się w nas uczucie, że wszyscy są przecież tacy szczęśliwi wkoło, że nic im nie brakuje, to tylko mi nie wychodzi. Narasta poczucie izolacji i strachu. Dzielenie się sobą z innymi to takie uwalnianie z siebie ciężarów, człowiek bardzo potrzebuje doświadczać obecności innych ludzi.

A czy poza terapią stricte na zaburzenie lękowe chodziła Pani może na terapię taką rozwojową? Po słowach, które Pani pisze, w tym o braku dbania o siebie, odnajduję w Pani taką część siebie, która wymaga większego zaopiekowania się. Terapia taka skupiająca się na Pani, na tym co Pani czuje, jak doświadczenia z dzieciństwa przekładają się na Pani obecne życie myślę, że mogłaby wnieść bardzo dużo. Pozwoliłaby Pani odnaleźć w sobie pokłady miłości względem samej siebie. Wtedy jest też łatwiej otwierać się na innych, w tym ze swoimi bolączkami i tym co nas trapi. To wtedy staje się swoistą "tarczą ochronną" przed zaburzeniami lękowymi w przeszłości. Bycie w kontakcie z samym sobą to tak naprawdę najlepsza droga prowadząca do uwolnienia się od wszelkich lęków. Serdecznie polecam :)
Gosia555
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 27
Rejestracja: 1 maja 2019, o 13:27

15 grudnia 2020, o 22:41

Czasami powiedzenie o swoich słabościach i upadkach bardzo otwiera ludzi, rzeczywiście gdy chodzimy sami z naszymi problemami to może pojawić się w nas uczucie, że wszyscy są przecież tacy szczęśliwi wkoło, że nic im nie brakuje, to tylko mi nie wychodzi. Narasta poczucie izolacji i strachu. Dzielenie się sobą z innymi to takie uwalnianie z siebie ciężarów, człowiek bardzo potrzebuje doświadczać obecności innych ludzi.

A czy poza terapią stricte na zaburzenie lękowe chodziła Pani może na terapię taką rozwojową? Po słowach, które Pani pisze, w tym o braku dbania o siebie, odnajduję w Pani taką część siebie, która wymaga większego zaopiekowania się. Terapia taka skupiająca się na Pani, na tym co Pani czuje, jak doświadczenia z dzieciństwa przekładają się na Pani obecne życie myślę, że mogłaby wnieść bardzo dużo. Pozwoliłaby Pani odnaleźć w sobie pokłady miłości względem samej siebie. Wtedy jest też łatwiej otwierać się na innych, w tym ze swoimi bolączkami i tym co nas trapi. To wtedy staje się swoistą "tarczą ochronną" przed zaburzeniami lękowymi w przeszłości. Bycie w kontakcie z samym sobą to tak naprawdę najlepsza droga prowadząca do uwolnienia się od wszelkich lęków. Serdecznie polecam :)
[/quote]

Nie, chodziłam jedynie na terapię dot. lęków (pozn. behawioralną). Tak to prawda, brakuje mi tego zaopiekowania się sobą, skupieniu uwagi wyłącznie na sobie, zawsze jest ktoś lub coś ważniejszego ode mnie.... P.s. mój lęk o zdrowie tzn. raka piersi sięgnął zenitu, ciągle o tym myślę, że nie chciałabym zostawiać synka i męża... Wiem, że zredukowanie tego lęku jest możliwe jedynie przez stawienie czoła lękowi więc zapisałam się na USG. Idę jutro. Jestem przerażona w obawie żeby coś złego nie wyszło na badaniu. Samonapędzająca się maszyna- myślę o tym snując przerażające wizję, czuję lęk więc znów o tym myślę..... Trzymajcie kciuki żebym nie zwiała spod gabinetu...
ODPOWIEDZ