Gdy byłem u psychiatry, lekarz powiedział mi, ze przyczyną mojej nerwicy jest po prostu wrażliwa konstrukcja psychiczna. Innymi słowy, jestem jaki jestem, taki się już urodziłem i na drodze psychoterapii mogę wypracować pewne schematy radzenia sobie z rzeczywistością, ale nie stanę się innym człowiekiem.
Obok całego bagażu uciążliwych dla mnie zaburzeń jak fobia społeczna, nerwice natręctw, agorafobia, a do pewnego stopnia również odrealnienie, które czynią ze mnie człowieka-widmo, mam również inny problem. Mianowicie jestem osobą nadzwyczaj sentymentalną, przywiązaną do raz zastanej rzeczywistości, niezdolną do podejmowania decyzji, niechętną jakimkolwiek zmianom. Wiążę się to z tym, że wpadam w pewne koleiny myślowe i bez przerwy powracam myślami do pewnych wspomnień z młodości i dzieciństwa. Zwłaszcza wtedy, gdy słucham nastrojowej muzyki – ale również w bardzo wielu innych sytuacjach, praktycznie nieustannie – zaczynam sobie wyobrażać, że znowu jestem w przedszkolu, w ogródku przed domem cioci albo że wchodzę na strych domu drugiej cioci. To nawet nie są jakieś spójne filmy odtwarzające się w mojej głowie, a raczej pojedyncze klatki, zdjęcia, ewentualnie kilkusekundowe wizje z mojej przeszłości, pewnie nawet niezbyt dokładnie zapamiętane takimi, jakimi wydarzyły się naprawdę.
Źle znoszę jakiekolwiek zmiany takie jak remont domu, bo wytrącają mnie z tego poczucia zgody między wyobraźnią a rzeczywistością. Nie jestem też w stanie samemu wziąć sprawy w swoje ręce i ruszyć życia do przodu.
Zauważyłem, że bez przerwy żyję albo tymi wspomnieniami, albo ewentualnie wizją świetlanej przyszłości, jaką sobie kreuję w mojej wyobraźni. Natomiast teraźniejszość wydaje mi się nieciekawa i bolesna i nie potrafię się nią cieszyć. Nie potrafię jej również zmienić na swoją korzyść, aby przybliżyć zrealizowanie swoich marzeń. Nie tylko z powodu mojej fobii społecznej, ale także perfekcjonizmu i lęku, że będę żałował raz obranej drogi i będę rozpamiętywał, że jednak nie podjąłem innej decyzji. Wolę bezpieczną, przewidywalną teraźniejszość od nieznanej przyszłości.
Popadam również w dziesiątki różnych rytuałów, które dają mi poczucie bezpieczeństwa i pozwalają uwierzyć, że czas stanął w miejscu i że zawsze wszystko będzie takie jak było. Na przykład: lubię wieczorem wyjść do sklepu, nawet jeżeli niczego z niego nie potrzebuję. Po prostu przyzwyczaiłem się do tego i lubię to robić. Moi rodzice biorą dwa razy w tygodniu świeże mleko od krowy, którą mają nasi sąsiedzi, żeby zrobić z niego jogurt. Zawsze to ja idę po to mleko, nawet jeżeli nie muszę – bo sprawia mi to pewną przyjemność, daje pewien komfort. Staje się to swoistym rytuałem, na który cały czas czekam. Tak jak Boże Narodzenie jest również takim rytuałem, na który wszyscy czekają przez cały rok.
Mimo ponad 30 lat w dalszym ciągu czuję się i chciałbym wierzyć w to, że mam 15-18 lat. Że czas stanął w miejscu, ludzie przeze mnie znani nie starzeją się i nie umierają. Że wszyscy moi dziadkowie żyją i trzymają rękę na pulsie, że mój brat nadal ma kilka lat, a nie już przeszło 20 i właśnie przygotowuje się do swojego ślubu. Że moja kuzynka nie jest już 30-letnią mężatką z dzieckiem, a nadal ma lat kilkanaście i zawsze mogę ją odwiedzić i np. pojeździć z nią na rowerze. Jestem zatopiony albo we wspomnieniach, albo w marzeniach odnośnie do mojej przyszłości.
Zastanawiam się, czy istnieje sposób na obiektywne rozsądzenie, czy to co się dzieje w mojej głowie jest wynikiem naturalnej skłonności człowieka do dokonywania retrospekcji i snucia marzeń, czy po prostu moich nerwicowych zaburzeń. A jeżeli nerwica jedynie wzmacnia te myśli, to w jakim stopniu i czy da się to jakoś ograniczyć. Prawda jest taka, że jestem człowiekiem o bardzo małym temperamencie – zdobywanie K2 zimą czy skoki spadochronowe ze stratosfery nie wydają mi się żadną atrakcją. Mało tego, nawet o wiele mniej ryzykowne zajęcia są dla mnie niepotrzebnym ryzykiem i stratą czasu. Bierne przyglądanie się rzeczywistości jest dla mnie o wiele ciekawsze niż kreowanie tej rzeczywistości. Wolę rozmyślać nad życiem niż po prostu żyć.
Coraz bardziej chciałbym żyć jak ci ludzie z jednej sceny w filmie „Incepcja”, którzy zasypiali tylko po to, żeby przeżywać swoje życie w śnie. Wybierali sen, bo było ciekawszy od ich życia.
Gdy w środku cichej, ciemnej nocy leżę w łóżku i słyszę z oddali sygnał przejeżdżającego ambulansu lub wozu strażackiego, czuję coś na wzór pewnego – nie wiem jak to ująć – podniecenia? Bo ktoś w tej chwili dwoi się i troi, pełniąc służbę medyka czy strażaka, by uratować komuś życie. A ja sobie leżę bezpiecznie w łóżku i nic mi nie grozi.
Być może ma na to wpływ odrealnienie – coraz częściej czuję się, że jestem zamknięty w jakimś Matriksie, że otaczająca mnie rzeczywistość to tylko film, który odtwarza się na moich oczach. I że nie mam na niego wpływu i nawet nie chcę mieć wpływu – co ma być, to będzie. Aczkolwiek wiem, że zawsze byłem osobą mało przebojową i niezdolną do podejmowania inicjatywy.
Moja nerwicowa nadwrażliwość na bodźce zapewne również ma w tym niemały udział – skoro stresujące, ryzykowne zachowania wydają mi się jeszcze bardziej stresujące, ponad próg wytrzymałości, to z nich rezygnuję. Po prostu. Życie ograniczam do przetrwania jak najmniejszym nakładem sił, kosztów i nerwów.
Tak więc uciekam we wspomnienia, a w miarę upływu czasu następuje coraz większy rozdźwięk między światem przeze mnie zapamiętanym, a światem rzeczywistym. Również szanse na odmianę swojego nudnego, smutnego życia maleją z każdym dniem, bo poza pogarszaniem się zdrowia psychicznego i moją zerową samooceną i przebojowością, tracę powoli siły witalne, co jest nieuchronnym symptomem starzenia się.
U psychiatry dowiedziałem się innej ciekawej rzeczy o sobie – być może kluczowej do zrozumienia mojego zachowania. Najprawdopodobniej cierpię na zaburzenie znane jako infantylizm. Otóż przy w miarę normalnym rozwoju intelektualnym, jestem nie w pełni rozwinięty emocjonalnie i fizycznie. Mimo swojego wieku wyglądam jak nastolatek. Mam wysoki tembr głosu, rachityczną budowę ciała. Oczywiście czyni mnie to osobą wyjątkowo nieatrakcyjną dla płci przeciwnej. Aż sam się sobie dziwię, że nie jestem homoseksualistą, bo spełniam stereotypowe cechy typowego homoseksualisty. Również mój sposób zachowywania się w pewnych sytuacjach jest odległy od zachowania dorosłego człowieka. Mam prymitywne, dziecinne poczucie humoru, a np. to, że ludzie zawierają związki i płodzą dzieci jest dla mnie wielką tajemnicą – bo jak można chcieć dobrowolnie zwalić sobie na głowę tak olbrzymi problem jak założenie rodziny? Nie lepiej pograć w grę na komputerze?
Jeżeli ktokolwiek z was byłby w stanie jakoś ustosunkować się do mojego postu, coś skomentować, coś dodać, coś ująć – będę wdzięczny.
Pozdrawiam.
Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
Żyję wspomnieniami. Sentymentalność, niechęć do zmian, wegetacja.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 251
- Rejestracja: 28 stycznia 2020, o 08:55
Hmmmm bardzo ciekawy post. Myślę,iż psychiatra może mieć tu rację - jest to chyba jakaś forma zaburzeń adaptacyjnych, osobowości?? nie wiem , nie znam się aż tak na diagnozach. Ale z tego wszytstkiego co napisałeś wysuwa się tu pytanie - czy Ty się dobrze czujesz w tym swoim spokojnym, "bezpiecznym" życiu...bo wiiesz , nie wszyscy muszą lubić zmiany , nie mówiąc już o skokach na bungee
)
można żyć spokojnie i doceniac ten spokój - może faktycznie masz taki temperament - mi tutaj się skojarzyłeś z takimi pisarzami z dawnych epok , którzy obserwują świat , marzą i tworzą z tego piękne dzieła literackie... takie moje skojarzenie.
Generalnie możesz sobie stworzyć życie na bazie tego swojego temperamentu , z którego bedziesz zadowolony . Nie kazdy musi robić kariery w korpo i miec dzieci i kredyty.
Poszukaj w tym zalet , spróbuj zaakceptowac - nie musisz się wszystkim podobać...
Na pewno masz to coś co sprawia że jesteś sobą i idź w tym kierunku - może coś twórz, maluj, pisz prozę albo wiersze. Postaraj się trochę usamodzielniać i adaptować do życia dorosłego ale nie wymagaj od siebie bycia jak większość...a poza tym kto powiedział że większość ma racje??
Ciężko Ci z tego powodu że taki jesteś a nie inny czy że nie możesz ruszyć na przód ze swoim życiem?

można żyć spokojnie i doceniac ten spokój - może faktycznie masz taki temperament - mi tutaj się skojarzyłeś z takimi pisarzami z dawnych epok , którzy obserwują świat , marzą i tworzą z tego piękne dzieła literackie... takie moje skojarzenie.
Generalnie możesz sobie stworzyć życie na bazie tego swojego temperamentu , z którego bedziesz zadowolony . Nie kazdy musi robić kariery w korpo i miec dzieci i kredyty.
Poszukaj w tym zalet , spróbuj zaakceptowac - nie musisz się wszystkim podobać...
Na pewno masz to coś co sprawia że jesteś sobą i idź w tym kierunku - może coś twórz, maluj, pisz prozę albo wiersze. Postaraj się trochę usamodzielniać i adaptować do życia dorosłego ale nie wymagaj od siebie bycia jak większość...a poza tym kto powiedział że większość ma racje??
Ciężko Ci z tego powodu że taki jesteś a nie inny czy że nie możesz ruszyć na przód ze swoim życiem?
-
- Świeżak na forum
- Posty: 11
- Rejestracja: 25 kwietnia 2017, o 01:10
Dziękuję za odpowiedź.maggie2223 pisze: ↑7 lutego 2021, o 13:33czy Ty się dobrze czujesz w tym swoim spokojnym, "bezpiecznym" życiu...bo wiiesz , nie wszyscy muszą lubić zmiany , nie mówiąc już o skokach na bungee)
(...) Ciężko Ci z tego powodu że taki jesteś a nie inny czy że nie możesz ruszyć na przód ze swoim życiem?
Zadałaś mi trudne pytanie. Moim problemem jest to, że sam nie wiem, czego chcę. Nie potrafię się określić. Nie potrafię zadecydować, co lubię a czego nie lubię. Prawdopodobnie przyczyną tego jest perfekcjonizm, a źródłem perfekcjonizmu – nerwica. Czegokolwiek bym nie zrobił, mam nieprzyjemne odczucie, że tracę czas, że żyję nie tak jak powinienem, że podjąłem złą decyzję i obrałem niewłaściwą drogę. A w konsekwencji – że będę żałował wszystkiego, co zrobiłem. Rezultatem tego jest to, że nie robię nic. Nie popełniam dzięki temu żadnych błędów (poza bezczynnością), więc mogę resztką woli wprawić się w dobry nastrój poprzez oszukiwanie się, że „jeszcze wszystko będzie dobrze”.
Od dzieciństwa byłem osobą nieśmiałą, zahukaną, bojącą się życia. Dobrze czułem się w towarzystwie samego siebie i swoich marzeń. Unikałem dodatkowych obowiązków, robiłem tylko to, co konieczne. Interakcja z drugim człowiekiem wywołuje u mnie stres i poczucie, że kompromituje się na każdym kroku, co jest klasycznym objawem fobii społecznej.
Z jednej strony fantazjuję o tym, że wiodę pełne przygód życie niczym James Bond czy Indiana Jones. Że jestem rozchwytywanym, przebojowym, lubianym przez wszystkich człowiekiem, duszą towarzystwa. Z drugiej strony – nie potrafię prowadzić takiego życia. Nie mam do tego energii. Zamykam się w swojej niszy, w swoich czterech ścianach, i gapię się w ekran komputera.
Tak więc mam wrażenie, że po prostu permanentna depresja i nerwica hamują mnie przed normalnym życiem, torpedują moje cele i plany. Jednakże trudno mi sobie wyobrazić, że nagle staję się takim zabawowym, pewnym siebie człowiekiem, czy wręcz playboyem. Bo nigdy taki nie byłem. Tak więc na mój ogólny introwertyzm i wycofanie nałożyła się nerwica i żyję tak, jakby mnie nie było.
Dziękuję za poradę – faktycznie, powinienem żyć tak, bym czuł się dobrze sam ze sobą. Mam duszę artysty i romantyka. Szkoda, że nie posiadam żadnych talentów, które pozwoliłyby mi przekuć moją wrażliwość na coś konstruktywnego. Nic mi się nie chce i nawet leki SSRI nie pomagają. Jestem tak zmęczony, że mam problem ze skupieniem się nawet na nicnierobieniu – np. na grze komputerowej czy oglądaniu filmu. A co dopiero na czymś bardziej wartościowym.
Pozdrawiam Cię.

-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 251
- Rejestracja: 28 stycznia 2020, o 08:55
Wiesz co , mi się wydaje ze ty siebie nie akceptujesz , nie lubisz swojej natury i dlatego masz konflikty wewnętrzne . Chcesz być od razu indianą jonsem czy innym bondem . Hmmmm pewnie każdy by chciał - w sensie tak nam dzisiejszy świat nakazuje , żeby być przebojowym .. ale wiesz co ? Znajdą się ludzie którzy ciebie polubią takiego jaki jesteś . Tylko Ty spróbuj siebie na początku polubić ! Tak to działa .
I sorry , ale nie wierze w to ze nie wiesz co lubisz itp . W głębi serca każdy wie , tylko się boi ... zadaj sobie pytanie , co bym teraz robił gdybym się nie bal ?? I codziennie rób mały kroczek do przodu . Mały , ale codziennie . Wystarczą spacery np coraz dłuższe . Pogadanka z nieznajomym , telefon do kolegi itp.
Tak naprawdę wydaje się ze szczęście dają nam nie wiadomo jakie osiągnięcia , a to nie prawda - małe rzeczy są mega ważne ! Małe rzeczy prowadzą do tych większych .
I na pewno masz coś czym się wyróżniasz , coś swojego , coś co sprawia ze ty to ty . Nie musi to być odrazu talent pisarski ale taką umiejetność tez można sobie wypracować . Może masz empatię do zwierząt? Może wolontariat w schronisku ? Cokolwiek . Każdy coś ma, tylko sie boimy . To tylko lęk - jesteś oryginalny i wartościowy , tylko twój umysł Ci podpowiada ze nie !
Wychodź trochę do ludzi , kompromituj się nawet - zobaczysz ze to nie boli , ze każdy czasem się trochę kompromituje .
Stagnacja jest najgorsza , gorsza od tych kompromitacji . A jeśli chodzi o brak energii to zaufaj mi ze wszyscy to mamy . Ona wróci jak zaczniesz coś robić - a najlepiej najpierw coś ze swoim ciałem , które jest obciążone twoimi złymi myślami . Zacznij ćwiczyć .
I sorry , ale nie wierze w to ze nie wiesz co lubisz itp . W głębi serca każdy wie , tylko się boi ... zadaj sobie pytanie , co bym teraz robił gdybym się nie bal ?? I codziennie rób mały kroczek do przodu . Mały , ale codziennie . Wystarczą spacery np coraz dłuższe . Pogadanka z nieznajomym , telefon do kolegi itp.
Tak naprawdę wydaje się ze szczęście dają nam nie wiadomo jakie osiągnięcia , a to nie prawda - małe rzeczy są mega ważne ! Małe rzeczy prowadzą do tych większych .
I na pewno masz coś czym się wyróżniasz , coś swojego , coś co sprawia ze ty to ty . Nie musi to być odrazu talent pisarski ale taką umiejetność tez można sobie wypracować . Może masz empatię do zwierząt? Może wolontariat w schronisku ? Cokolwiek . Każdy coś ma, tylko sie boimy . To tylko lęk - jesteś oryginalny i wartościowy , tylko twój umysł Ci podpowiada ze nie !
Wychodź trochę do ludzi , kompromituj się nawet - zobaczysz ze to nie boli , ze każdy czasem się trochę kompromituje .
Stagnacja jest najgorsza , gorsza od tych kompromitacji . A jeśli chodzi o brak energii to zaufaj mi ze wszyscy to mamy . Ona wróci jak zaczniesz coś robić - a najlepiej najpierw coś ze swoim ciałem , które jest obciążone twoimi złymi myślami . Zacznij ćwiczyć .
-
- Świeżak na forum
- Posty: 11
- Rejestracja: 25 kwietnia 2017, o 01:10
Dziękuję za odpowiedź!maggie2223 pisze: ↑11 lutego 2021, o 16:47Wiesz co , mi się wydaje ze ty siebie nie akceptujesz , nie lubisz swojej natury i dlatego masz konflikty wewnętrzne . Chcesz być od razu indianą jonsem czy innym bondem . Hmmmm pewnie każdy by chciał - w sensie tak nam dzisiejszy świat nakazuje , żeby być przebojowym .. ale wiesz co ? Znajdą się ludzie którzy ciebie polubią takiego jaki jesteś . Tylko Ty spróbuj siebie na początku polubić ! Tak to działa .
Tak, nie lubię siebie. Nie lubię tego, że na nic nie mam ochoty i najchętniej zamknąłbym się w pokoju na cztery spusty. Co zresztą czynię. Fobia społeczna uniemożliwia mi nawiązywanie znajomości, bo rozpamiętuję latami wszystko co powiedziałem i co zrobiłem. Nie potrafię żyć na wysokich obrotach. Jestem zbyt wrażliwy na bodźce. Nerwica zresztą wiążę się z nadwrażliwością na bodźce.
Podróże, nawiązywanie znajomości, wizyty w muzeum – to nie dla mnie. Na nic nie mam ochoty. Trzeba byłoby mnie siłą zaciągnąć. Ja sam z własnej woli niczego sam nie zrobię.
Tacy ludzie, którzy by mnie zaakceptowali, pewnie i są. Problem polega na tym, że można ich spotkać tylko w Internecie, bo przecież nie w klubach, na dyskotekach czy festiwalach. Oni tam przecież nie chodzą, ja również tam nie bywam. Internetowe przyjaźnie są konstruktywne do pewnego momentu. Potem trzeba wejść na wyższy poziom, czyli spotkać się z tą osobą osobiście. A ja w relacjach w cztery oczy tylko tracę. Jeżeli więc nie uda się rozwinąć tej przyjaźni, to należy ją zakończyć.
I tak też się stało w moim przypadku. Napisałem miesiąc temu post o mojej internetowej znajomości z pewną dziewczyną: post222726.html Nie byłem w stanie jej pokochać, kiedy się spotkaliśmy. Nadal wolałem, żeby było tak jak było – że ze sobą będziemy rozmawiać przez komunikator i wymieniać się swoimi przemyśleniami. Ale przecież to nie mogło trwać w nieskończoność, ona również miała swoje życie, swoje plany. Przyjaźń się zakończyła i teraz nie mam już nikogo. Ani wirtualnie ani tym bardziej w świecie rzeczywistym.
Masz rację. A ja kluczę w miejscu, bo moja depresja i perfekcjonizm nie pozwalają mi ruszyć z miejsca. Nic mi się nie chce. Najchętniej przespałbym całe swoje życie.maggie2223 pisze: ↑11 lutego 2021, o 16:47Tak naprawdę wydaje się ze szczęście dają nam nie wiadomo jakie osiągnięcia , a to nie prawda - małe rzeczy są mega ważne ! Małe rzeczy prowadzą do tych większych .
No właśnie to wychodzenie do ludzi jednak mnie boli. Ja do dzisiaj rozpamiętuję sytuacje sprzed 20 lat. To nie jest tak, że nagle oswoję się z ludźmi i przestanę się wstydzić. Rzucenie się na głęboką wodę nie pomaga. Wtedy mam tylko jeszcze więcej bolesnych sytuacji do rozpamiętywania i muszę je odchorować zamknięciem się w domu na długie miesiące, jak nie lata.maggie2223 pisze: ↑11 lutego 2021, o 16:47I na pewno masz coś czym się wyróżniasz , coś swojego , coś co sprawia ze ty to ty . Nie musi to być odrazu talent pisarski ale taką umiejetność tez można sobie wypracować . Może masz empatię do zwierząt? Może wolontariat w schronisku ? Cokolwiek . Każdy coś ma, tylko sie boimy . To tylko lęk - jesteś oryginalny i wartościowy , tylko twój umysł Ci podpowiada ze nie !
Wychodź trochę do ludzi , kompromituj się nawet - zobaczysz ze to nie boli , ze każdy czasem się trochę kompromituje .
Stagnacja jest najgorsza , gorsza od tych kompromitacji . A jeśli chodzi o brak energii to zaufaj mi ze wszyscy to mamy . Ona wróci jak zaczniesz coś robić - a najlepiej najpierw coś ze swoim ciałem , które jest obciążone twoimi złymi myślami . Zacznij ćwiczyć .
Myślałem o wolontariacie. I to nawet gdzieś na drugim końcu świata. Ale znowu – nic mi się nie chce, wszystkiego się boję, nie mam na nic siły.
Czasem biegam z bratem – czuję się lepiej, ale gdy wracam do domu, zły nastrój powraca. Musiałbym biegać cały czas.
Na pewno destrukcyjnie działa na mnie komputer, przy którym bezustannie siedzę i od którego jestem uzależniony. Ale czym go mogę zastąpić, skoro niczego nie potrafię i unikam ludzi?
Tak, stagnacja jest straszna, bo przecież życie to sztuka popełniania błędów i wyciągania z nich wniosków, a nie nieustannego wyczekiwania na właściwy moment. Ale znowu – brak mi jakiejkolwiek woli do ruszenia naprzód. Jestem wypłukany z energii. W końcu, parafrazując Brigitte Bardot – i tak pewnego dnia wszyscy spotkamy się na cmentarzu.
Pozdrawiam Cię.

-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 9
- Rejestracja: 11 stycznia 2023, o 12:45
Czytając twoje wypowiedzi mam wrażenie jakbyś opisywał mnie w 100%, mam dokładnie to samo, może oprócz objawów odrealnienia, ale reszta wszystko trafione.
Mam 27 lat a wyglądam na 15, kiedyś sie nawet sie z tego cieszyłem, bo wyobrażałem sobie że gdy będe już po 40, to to będzie zaleta
U mnie dodatkową przeszkodą w wychodzeniu do ludzi jest strasznie cienka skóra, przez co mam okropne sińce pod oczami, wręcz boje sie ludziom spojrzeć w oczy, aczkolwiek gdy byłem młodszy nie miałem z tym problemu, pewnie dlatego że nie wiedziałem jak źle to wygląda.
A więc po szkole wegatacja, stopniowy zanik kontaktów z przyjaciółmi, każdy sobie powoli układał życie, pożenili się itp, a ja bardziej ceniłem sobie wirtualnych znajomków, z którymi mogłem sobie bez presji rozmawiać.
Teraz ze względu na mój destrukcyjny tryb życia mam problem z oczami, więc zostałem sam. Twój język przynajmniej jak widze jest dużo bardziej bogaty niż mój, ja szczególnie u lekarzy mam problem ze składaniem zdań.
Mam 27 lat a wyglądam na 15, kiedyś sie nawet sie z tego cieszyłem, bo wyobrażałem sobie że gdy będe już po 40, to to będzie zaleta

U mnie dodatkową przeszkodą w wychodzeniu do ludzi jest strasznie cienka skóra, przez co mam okropne sińce pod oczami, wręcz boje sie ludziom spojrzeć w oczy, aczkolwiek gdy byłem młodszy nie miałem z tym problemu, pewnie dlatego że nie wiedziałem jak źle to wygląda.
A więc po szkole wegatacja, stopniowy zanik kontaktów z przyjaciółmi, każdy sobie powoli układał życie, pożenili się itp, a ja bardziej ceniłem sobie wirtualnych znajomków, z którymi mogłem sobie bez presji rozmawiać.
Teraz ze względu na mój destrukcyjny tryb życia mam problem z oczami, więc zostałem sam. Twój język przynajmniej jak widze jest dużo bardziej bogaty niż mój, ja szczególnie u lekarzy mam problem ze składaniem zdań.