Całe moje życie byłam zdrowa. Nigdy nic mnie nie bolało, czasem głowa jak każdego. Nie brałam nigdy żadnych leków. Nawet grypa omijała mnie szerokim łukiem. Ale dokładnie rok temu postanowiłam pójść na badanie krwi. Ot taka zwykła morfologia, dawno miałam, a czuje się meeega zmęczona, więc pewnie anemia. Wynik mnie przeraził- neutrofile poniżej normy, leukocyty na dolnej granicy, lekka małopłytkowość. Tylko czerwone krwinki ok. Oczywiście widząc wyniki wpadłam w rozpacz. Słowo amok nie będzie tu wyolbrzymieniem. Dr. Google zdiagnozował u mnie oczywiście raka, chłoniaka albo białaczkę. Hematolog wykluczył te choroby, wiele razy miałam powtarzane badania krwi i w sumie do dziś mam tendencję do niskich neutrofili (dolna granica) i płytek poniżej normy. Temat krwi więc odpusciłam, ale...
Z dnia na dzień dostałam dziwnego osłabienia w ręku i bólów głowy. Poszłam do naurologa, miałam TK głowy i EEG. TK wyszło ok, eeg błędny zapis, ale lekarz stwierdził, że dużo osób tak ma i skoro nie mam objawów padaczki (to po co robił to badanie?) to jestem zdrowa. Po kilku dniach doszło stałe drżenie rąk, zawroty głowy nieukładowe, uczucie kołysania się. Czarna rozpacz po raz drugi bo to pewnie SM, a TK nie jest w stanie tego pokazać. Zrobiłam więc MRI głowy i szyi. W głowie wyszła jakaś zmiana niedokrwienna,torbiel szyszynki, a w szyi lekkie zwyrodnienie. Neurochirg znany profesor wykluczył żeby objawy były od tego. Miałam też badanie dna oka- ok, MRI Angio głowy (bo bałam się że to jednak tętniak)- też ok. Temat na jakiś czas odpusciłam.
Następny był kardiolog- holter EKG- tachykardia, RTG płuc- ok, Echo serca- fizjologiczna niedomykalność zastawek trójdzielnej i mitralnej. Nie było szans żeby te zmiany tak się objawiały. Więc szukałam dalej
W międzyczasie mialam USG brzucha i węzłów chłonnych (wydawało mi się że jakiś jest powiększony) i wizyte u hematologa, ale tym razem jakiś profesor, który mnie owalił za wyszukiwanie chorób. Pokazując mu moją morfologie, USG brzucha i węzłów, liczne badania z krwi na ANA1, B12, kwas foliowy, żelazo itd. o mało mnie nie wyprosił z gabinetu (to były czasy COVID więc wizyty były ostatecznością, a ja zajęłam mu tylko czas). Żelazo było lekko powyżej normy, ale ferrytyna ok więc hemachromatoze wybił mi z głowy. Ogólnie polecił...psychologa.
Przerobiłam zabieg usunięcia pieprzyka (nagle przypomniał mi się pieprzyk sprzed 20 lat i google stwierdziło, że to czerniak). Zmiana okazała się łagodna.
Białam też badanie na borelioze (LTT najdroższe) wyszło dodatnie, ale zakaźnik stwierdził, że duża część populacji ma przeciwciałam borreli nie mając choroby. Wymusiłam antybiotyk pomimo, że kleszcza na oczy nie widziałam. 30 dni doxy i zero poprawy.
Byłam u 3 neurologów, jeden 300 km ode mnie. Powtórzyłam rezonans bo doszły mi zaburzenia równowagi (ściąga mnie na prawo jak chodzę, drżenie rąk nadal się utrzymywało więc wygooglowałam ataksje). Każden stwierdził napięcie nerwowe jako przyczynę. Jeden badał mnie ponad godzinę, badanie neurologiczne książkowe, MRI się nie zmieniło. Nie było mowy ani o SM, ani ataksji ani o niczym neurologicznym.
Ale ja nadal nie mogę uwierzyć, że to nerwica... Mam wrażenie, że to jakaś ukryta choroba. Rzadka, mało znana. Na dzień dzisiejszy objawy jakie mam to:
okropne zmęczenie, osłabienie siły mięsniowej, zawroty głowy (uczucie falowania produktów w sklepie, podłoża), zamroczenie, zaburzenia równowagi (uczucie kołysania i chwiania jak stoję czasami, podcza chodzenia gdzieś dalej ściąga mnie na prawo lekko), strach, że upadnę albo zasłabnę gdzieś poza domem, napadowe bóle mięśni ramion, stawów rąk i nóg, brak siły w kończynach też napadowo, drżenie rąk (poza spoczynku).
TSH w normie, anemii brak, CMV brak, HCV brak, cytologia ok, B12 ok,cukier, mocz, magnez, elektrolity, próby wątrobowe,nerki ok. Fosfor i PTH również w normie, jedynie wapń podniesiony i d3 poniżej.
Czy nerwica może tak wyglądać??
