12 listopada 2016, o 03:51
"Kwestią jest tak naprawdę gdzie się dobrze czujesz, czy te kontakty ze środowiskiem LGBT dawały Ci to co w zasadzie gdzieś tam głęboko schowałaś? Bo chyba raczej nie, skoro jednak dążysz czy też dążyłaś do jakiejś intymności z mężczyznami."
Nie, absolutnie. Można powiedzieć, że czułam się w nim jeszcze gorzej, niż w "tradycyjnym" środowisku, chociaż te oba się mieszały mocno. Ale swego czasu byłam bardzo zafascynowana całą ideą i myślałam, że może wreszcie znalazłam "swoich", to było kilka lat temu. Ogólnie nie sprzyjało to jakiemuś rozwojowi społecznemu, bo to w większości byli ludzie, którzy żyli tylko clubbingiem i używkami i byli dosyć pogmatwani. Nie mam już z nimi kontaktu, poza jedną czy dwiema osobami, które są bardziej ogarnięte.
"Czyli można powiedzieć, iż chemia organizmu wpłynęła na jakość Twojego życia."
Chciałabym mieć jakieś porównanie do "zdrowo" funkcjonujących osób, bo tak naprawdę cały mój metabolizm i energia jest utrzymywana na Euthyroxie, który - wbrew popularności - nie jest dobrym lekiem (są lepsze, jak naturalny wyciąg ze świńskiej tarczycy, ale trzeba sprowadzać go z Tajlandii). Teraz na przykład biorę bardzo dużą dawkę i mój metabolizm jest bardzo nakręcony, ale jest to tak sztuczna energia, jak i cały ten syntetyk i bardziej opiera się na drażliwości i nieprzyjemnym pobudzeniu, niż na czymkolwiek innym (czasem po prostu wpada się w objawy nadczynności). Teoretycznie mogłabym też brać sterydy, jak kiedyś, ale niewiele by mi to dało, a efekty uboczne są bardzo nieprzyjemne. Samego zespołu nadnerczowego nie traktuje się jako chorobę, ale charakterystykę organizmu (m.in dla tego, że nie ma skutecznego leczenia).
,,Nie znam się wybitnie na tematyce wirylizacji ale zastanawiam się co rozumiesz pod pojęciem autyzmu, który byś miała mieć?"
Może podzielę to na rzeczy, które słyszałam od innych i na to, co sama uważam:
Jeżeli chodzi o uwagi innych osób na przestrzeni mojego życia (docinki, uwagi, wszystko co pamiętam, oprócz jakiegoś generalnego niedopasowania jakie zdarzało mi się na każdym etapie edukacji, bo nie jestem w stanie okreslić, dlaczego np. w podstawówce śmiano się, abym szła do psychiatryka i ogólnie coś komuś zawsze nie pasowało): dziwny chód (do tej pory nie wiem, o co chodzi, ale od czasu do czasu zdarzały się uwagi, że chodzę dziwnie, jakby coś mi się stało w nogę, albo jak robot, wiem tylko, że robię to ekstremalnie szybko), mówienie za cicho bądź za głośno (nie panuję nad tym), uwagi dotyczące braku kontaktu wzrokowego, którego nie utrzymuję zresztą do tej pory, dopóki nie jestem na tym wybitnie skupiona ("Ta twoja córka jakaś fałszywa jest"- kiedyś, "Nigdy nie patrzysz ludziom w oczy, wygląda jakbyś kłamała" - ktoś z rodziny, "Jak będziesz szła na rozmowę o pracę, to pamiętaj, zeby patrzeć innym w oczy"- znajoma) i cała masa uwag o byciu dzikim, dziwnym, nieprzyjemnym, niemiłym, egoistycznym (nauczycielka), rozpuszczonym i o "zgrywaniu damy" i wywyższaniu się (za co zresztą kiedyś zostałam fizycznie zaatakowana). Bardzo niegdyś nie lubiła mnie rodzina, kiedy mieli swoje dzieci a ja reagowałam na nie złością, bo np. przychodziły, dotykały moich rzeczy i psuły mój porządek. Ale rodzina to w ogóle oddzielny temat. Podobnie jak szkoła i rówieśnicy.
Moje spostrzeżenia: mogłabym pisać długo, bo mam bardzo świetną pamięć do tego stopnia, że pamiętam nawet swoje sny z dzieciństwa. O jakichkolwiek zaburzeniach neurorozwojowych pomyślałam dopiero wtedy, kiedy skończyłam szkołę średnią i okazało się, że nie potrafię dotrzymać takiego poziomu, jaki prezentują ludzie w moim wieku. W szkole nie radziłam sobie, bo zbyt wielkie były różnice pomiędzy tzw. performance skills a moją wiedzą i potencjałem (np. byłam świetną eseistką, wygrywałam ogólnokrajowe konkursy, miejsca na studia, ale nie potrafię zbytnio czytać na głos czy dobrze, poprawnie, składnie się wypowiadać) oraz dlatego, że była zbyt wielka przepaść: w pewnych kwestiach byłam najbardziej utalentowaną osobą na przestrzeni kilku lat, ale wykańczały mnie braki (znam trzy języki, mam o wiele większą wiedzę z różnych dziedzin niż przeciętna osoba w moim wieku, świetnie zapamiętuję nawet przypadkowe informacje, mam kilka 90 i 100 na maturze, ale moje problemy w nauce np. chemii i geometrii, pomimo korepetycji, pogrążyły mnie tak, że ledwo zdałam szkołę i do tej pory, od kilku lat, nie mogę uzyskać świadectwa maturalnego przez konkretny przedmiot i do tej pory nie mogę iść na studia, choć pomagam czasem znajomym, którzy na nich są). Zawsze miałam też problemy z aktywnością ruchową (np. 2,5 roku zajęła mi nauka odbijania piłki) i sferą psychomotoryczną: bardzo źle radziłam sobie w pierwszej pracy, zawsze działałam zbyt stereotypowo, miesiącami popełniałam te same błędy, motałam się, grozili mi wyrzuceniem. Największą bolączką było prawo jazdy, o którym marzyłam: zajęło mi prawie 90 godzin nauki i 11 podejść, żeby ledwo je zdać (chociaż byłam mocno zafascynowana tematem), gubiło mnie zbyt stereotypowe myślenie, nieodnajdywanie się w sytuacjach niespodziewanych, jeden z instruktorów- pedagog, powtarzał mi, że zachowuję się jakbym miała ADHD i będzie mi okropnie ciężko dokończyć proces nauki. Było mi okropnie smutno, bo mam wręcz obsesyjne podejście do samochodów, a tak naprawdę do tej pory nie jestem w stanie jeździć sama, tylko mając kogoś u boku i zazdroszczę znajomym, którzy mają auta i śmigają sobie, jak chcą. Koniec końców, skończyłam na stanowisku w dosyć męczącej pracy fizycznej. Znajomi, z którymi jeszcze mam kontakt (większość się wyprowadziła i ma już partnerów), zaczęli mnie bardzo patronizować widząc moje "dokonania" i czuję się jak ktoś o 5 lat młodszy. Czasem wpędza mnie to we wściekłość. Kiedyś, zmęczona ludźmi, np. na wyjazdach, przestawałam mówić np. na kilkanaście godzin i izolowałam się od wszystkich, innym razem w znajomościach gubiło mnie nadmierne krytykowanie i robienie afery (kiedy nie rozumiałam motywów jakiejś osoby), jeszcze innym moja dziecinna wręcz nachalność i obsesyjność odstraszająca kogoś, kto wpadł mi w oko, bo moje zachowania wtedy bywały naprawdę ekstremalnie głupie (dla innych podchodziły pewnie nawet pod stalking, ale nie powtórzyłabym tego więcej) Często naśladuję innych w sposobie mówienia etc. Kiedyś bywałam bardzo naiwna i robiłam idiotyczne rzeczy tylko dlatego, że ktoś inny je robił, za co bardzo mi się obrywało (w czasach, kiedy brałam takie leki jak tetracyklina - niekorzystnie wpływająca na działanie mózgu - i SSRI właśnie byłam posądzona o branie amfetaminy, chociaż nigdy nie używałam narkotyków, tak durne było moje zachowanie. Od tej pory trzymam się z dala jakichkolwiek leków. Podobnie było z tym, że często się potykam czy spada mi cukier i wtedy mogę sprawiać wrażenie pijanej). Mam na tyle niski próg bólu, że - kiedy złamałam rękę w drodze do szkoły - nie powiedziałam nic nikomu do następnego wieczora, nawet kiedy kazano mi nią pisać na tablicy. Jako dziecko praktycznie nie płakałam, złościłam się tylko i byłam blisko robienia krzywdy sobie albo rzeczom, które do mnie należały. Powiedziałabym wręcz, że złość, frustracja jest moją główną emocją, zaraz obok lęku (co się łączy). Często podnoszę głos, krzyczę (w domu). Nie lubię odpowiadać na pytania dotyczące mojej osoby ze strony bliskich, jestem okropnie defensywna. Mam świetny, bardzo wrażliwy słuch i dotyk. To, co mówię i robię często pozostawia pewne niejasności albo jest odbierane w sposób niezgodny z zamiarem. Bywam impulsywna. Jako dziecko nikt nie był w stanie mnie zmusić do czesania włosów, obcinania paznokci, metki sprawiały mi okropny dyskomfort. Niekoniecznie adekwatne reakcje (kiedyś ktoś zapytał mnie o coś obciążającego i powiedziałam prawdę, śmiejąc się, jakbym kłamała, tego typu rzeczy, uśmiecham się, gdy jestem zła na kogoś). Zawsze lubię radzić sobie sama (np. w wieku 12 lat dzięki researchowi miałam już taką wiedzę ogólną, że na moje życzenie zapisano mnie do psychiatry, bo inaczej nikt nic by nie zrobił). Pierwsze ataki paniki mam od przedszkola, tak samo zaburzenia lękowe i objawy OCD (mysli natretne). Od 2013 roku nie korzystam już z żadnej farmakoterapii, bo jest dla mnie szkodliwa.
Prześladowania ze strony innych, bardzo długotrwałe i obecne na każdym etapie mojego życia, to bycie wolniejszym od innych w wielu kwestiach często wpędzały mnie w depresję już od najmłodszych lat.
Najlepiej radzę sobie z ludźmi w komunikacji pisemnej (wtedy wychodzę nawet na lajtową i zabawną osobę, w realu ponoć wyglądam na sztywną, smutną albo złą). Jeżeli czymś się interesuję, to wiem o tym wszystko, świetnie wychodzi mi wyszukiwanie informacji, pomaga też w tym znajomość języków. Zabawny przykład: kiedy zaczynałam palić, byłam zaangażowana w technikę trzymania papierosa jak w nie wiem co, znałam też ich historię i wszystkie marki. To samo było, niestety, na początku moich przygód z seksualnością: podchodziłam do tego bardzo technicznie i nawet takie rzeczy, jak całowanie, cóż, bardzo mnie angażowały i koniecznie chciałam to przetestować w każdej możliwej okazji... (szybko jeszcze w czasach mocno imprezowych dostałam etykietę osoby pozbawionej wstydu i jakiejkolwiek moralności. Pewne sytuacje mogły być nawet niebezpieczne, a ja tego w danej chwili nie dostrzegałam). Nie dostrzegam tego, że pewne rzeczy mogą być niestosowne. Znaczy czasem dostrzegam, ale po fakcie, widząc reakcje innych etc. Mam problem z hierarchią i autorytetami. Uwielbiam kategoryzować rzeczy, porządkować (np. jako dziecko chciałam mieć koniecznie wszystkie wersje kolorystyczne zabawek z danej serii i liczyło się to dla mnie bardziej, niz sama zabawka). Do tego sporo objawów ADHD etc.
-- 11 listopada 2016, o 22:36 --
Jeśli chodzi o prosopagnozję, to cięzko mi przypomnieć sobie w głowie czyjąś twarz i jeżeli np. klientka w sklepie (w dawnej pracy) kładła coś na blacie do odłożenia, czy zostawiała jakieś rzeczy, to nie byłam sobie w stanie przypomnieć, która to była osoba. Ale nie jest to jakiś problem, nad którym bym się skupiała. Równie dobrze mogę powiedzieć, że nie potrafię przypominać sobie głosów czy dźwięków, ani wyobrażać postaci w książce (czytam głównie lit. naukową, biografie, etc), ale nie ma to dla mnie większego znaczenia.
Nie znosiłam nowych osób, które pojawiały się w grupie, kiedy jeszcze taka grupa funkcjonowała.
W domu w zasadzie niewiele mówię, nie uśmiecham się, etc. Męczą mnie interakcje międzyludzkie pod takim względem, że muszę mówić, kontrolować się, często czuję się nienaturalnie, zmuszam się do jakichś reakcji, jak chociażby to patrzenie w oczy, bo dla mnie naturalne jest, że kiedy mówię, to jednocześnie odwracam głowę w prawo lub lewo i wpatruję się w przestrzeń (ale też jest druga sprawa związana właśnie z czuciem się gorszą, bo pomimo moich nikłych umiejętności mam skłonność do dominacji, co wychodzi pewnie momentami komicznie). Co do rozumienia metafor itp, nigdy nie skupiałam się na tym, czasem tylko zdarzyło się, że znajomy np wypomniał mi, że żartował, albo że sugerował mi coś, czego ja nie załapałam.
W rodzinie mam dużo przypadków wyizolowania społecznego, zwłaszcza jedna taka osoba, wykluczona przez społeczeństwo, z obsesjami i rygorem, który mocno zagroził zdrowiu współmałżonka i tej osoby i właściwie pozbawiał wszelkiego komfortu życia, silna echolalia, nierozumienie najdrobniejszych niuansów życia w społeczeństwie, etc.
-- 12 listopada 2016, o 03:51 --
Dużym problemem było też to, że - mniej lub bardziej świadomie - zawsze miałam takie przekonanie, iż inni wiedzą doskonale co robią i jeżeli robią coś źle, to jest to działanie celowe. Nie potrafiłam wybaczać tym samym znajomym, kiedy zrobili coś odstającego od normy czy nieprzyjemnego, traktowałam to technicznie i przeważnie dużo o tym mówiłam, bo chciałam sobie jakoś rozjaśnić kwestię, podzielić się z innymi, usłyszeć jakąś opinię. Nie było to traktowane dobrze. Dobrze oceniam ludzkie motywy, ale dopiero po długim czasie i sporym namyśle. Kiedy oceniałam ludzi, to też robiłam to dosyć trafnie, ale zawsze miało to dosyć paranoiczne zabarwienie, właśnie dzięki temu przekonaniu o celowości działań.
Z jednej strony zawsze chciałam być pierwsza, miałam jakieś ambicje, z drugiej zawsze musiałam być gdzieś na ostatnim miejscu. I nieważne, czy była to wycieczka w górach, podczas której zatrzymywałam całą grupę bo nie dawałam rady iść, niezdany egzamin na nawet żółty pas, kilkakrotnie niezdana matura pomimo tego, że zdał ją praktycznie każdy, nawet ci co wcale się nie starali i po prostu mieli farta, nieudany kurs pływania czy jazdy konnej, rzeczy mniejsze lub większe, całe życie słyszę magiczne "potrzebujesz więcej czasu niż inni". Z drugiej strony mam też o wiele mniej wsparcia rodzinnego, w rodzinie jestem praktycznie jak duch (nie wiem, czy moi dziadkowie wiedzą w ogóle, ile mam lat i kiedy się urodziłam) i całe życie słyszałam tylko, że muszę sobie poradzić i zaradzić sama.
Może gdyby ktoś kiedyś wziął sobie te uwagi do serca, np. z podstawówki, że mam problemy z wykonywaniem prostych czynności, nie odzywam się, wszystko - łącznie z łączeniem i pisaniem liter - robię po swojemu w jakiś dziwny sposób, boję się ćwiczyć i - zamiast olać terapię mowy, bo było daleko- nie pozwolił mi jej przerwać, to teraz byłoby lepiej.
Zespół lęku uogólnionego i napadowego, zaburzenia obsesyjno- kompulsywne, C-PTSD, podejrzenie zaburzeń neurorozwojowych.