Ostatnie dni to był dla mnie istny koszmar... Mianowicie dostałem zapalenia pęcherza (wiem jak to brzmi, dziwne jak na "koszmar"


TO JEDNAK NIE WSZYSTKO
z powodu mojego zakażenia, dostałem antybiotyk "Cipronex"... który łykałem 5 dni ponieważ 5 dnia poczułem się dokładnie tak jak przy moim "dziewiczym" stanie lękowym, a dokładniej mówiąc poczułem się jakbym za chwile miał umrzeć co zapewne doskonale znacie




Kolejne dni były jeszcze gorsze, naczytałem się o powikłaniach od tego specyfiku, o tym jak to ludzie lądują na wózkach, że mogę zachorować na zanik mięśni, albo że mogą pozrywać mi się mięśnie achillesa.
Nie wiedzieć czemu, finalnie przełożyło mi się to na nogi. Czułem w nich taki ucisk, osłabienie, do tego miałem bardzo zimne stopy. Byłem pewien że po prostu niedługo nogi odmówią mi posłuszeństwa, albo będzie czekała mnie rehabilitacja trwająca miesiącami a nawet la ta mi ! !! ! Bałem się że będę niedołężny i najlepsze lata swojego życia spędzę na wózku inwalidzkim



NIKT NIE BYŁ W STANIE DO MNIE PRZEMÓWIĆ
Najprawdopodobniej wyglądałem na panikarza, ponieważ każdy mi powtarzał że po tak krótkim zażywaniu tego medykamentu nie powinno mi nic być.... nikt nie był w stanie przemówić mi do rozsądku, do dzisiaj.
Poszedłem do mojego psychologa, do którego chodzę już pewien czas. Zacząłem opowiadać pani psycholog historie, bardzo się rozklejając przy tym, ponieważ było to dla baardzo ale to baaardzo emocjonalne. Nie wiem do końca jak to się stało, ale ludzie...
STAŁO SIĘ!!
Jadąc do domu, w około 3 godziny (jest 19;36, wyjeżdzając była ok 16.30) ze zdepresjonowanego kaleki, który budził się co noc z mega lękiem, stałem się szczęśliwym gościem. I wiecie co, podczas tej rozmowy skupiłem się tak bardzo na innych rzeczach, że nie zauważyłem nawet że moje nogi już nie "musują" bo tak można to uczucie określić

TO JESZCZE NIE KONIEC
Zdaje sobie sprawe że to jeszcze nie jest koniec. Że najprawdopodobniej obudze się jutro, nogi będą napięte i że będzie mi się wydawało że jest mi cos poważnego. Ale właśnie może dlatego pisze ten post. Może dlatego pisze ten post pod wpływem pozytywnych emocji, może właśnie dla mnie, dla "mnie" który jutro wstanie i będzie myślał tylko o swoich napuchniętych nogach. Abym pamiętał że to dzieje się w mojej głowie, że ludzka siła sugestii jest olbrzymia, i...
NIE ZAWSZE UCZUCIE TO WY!
Możemy czuć wiele rzeczy, siłą sugestii napędzać się na różne sprawy, ale przecież nie ma mądrych chorób które sobie myślą, "jak zwracasz uwagę na co innego, to nie czujesz powikłań choroby"
NO ALE NIE MOGĘ SIĘ TAK CZUĆ. TO NIE JEST NORMALNE
Wielu ludzi odczuwało kłucie serca (TO MUSIAŁ BYĆ ZAWAŁ) ból węzłów chłonnych (TO MUSIAŁ BYĆ RAK) w bardziej nasilony sposób. Działa to tak w ten sposób, ponieważ jeśli skupiamy na czymś swoją uwagę, to testujemy daną część ciała. Sprawdzamy czy nie jest napięta, czy wszystko z nią dobrze, doszukując się przy tym objawów.
No bo zobacz, czy czujesz to jak leży na Tobie koszulka?
Ale w którym miejscu? Bardziej przy brzuchu, na barkach?
A gdybym się nie zapytał to czułbyś że tam leży??


Zatem doskonale już widzimy, na czym polega ludzka percepcja.
MORAŁ Z TEGO TAKI
Że nie należy zawsze poddawać się swojemu "odczuciu". Wiem że napisane to zostało w sposób okrojony, i może troche chaotycznie, ale to przez potrzebę chwili, przepraszam
