Przytoczę to krótko moją historię, choć można ją przeczytać w moich poprzednich postach. Mam jedno dziecko, ukochaną córkę, która ma w tej chwili prawie 3 lata. Praktycznie od zawsze myślałam o drugim, rok temu zaszłam w ciążę, ale zaraz na początku ją straciłam. Wtedy towarzyszył mi ogromny lęk dotyczący ciąży i drugiego dziecka, przerażenie, że go nie pokocham tak jak pierwszej córki. Więc jak się skończyło to w zasadzie odetchnęłam, bo lęk był kosmiczny. Ale miałam później duże wyrzuty, że poczułam ulgę z powrotu utraty ciąży.
Zaczęłam znowu brać sertralinę, leki bardzo mi pomogły i szybko poczułam się znowu sobą. I co? Złapałam dystans i znowu bardzo zapragnęłam drugiego dziecka, ale tak naprawdę bardzo - ciagle wyobrażałam sobie, że jest z nami jeszcze ten jeden dzidziuś, patrzyłam z tęsknotą na maluszki gdzieś w mieście itd. Po niecałym roku brania leków wspólnie z lekarką postanowiłam je odstawić. Miałam lekki nawrót w czasie odstawiania, ale szybko przeszło.
Więc zabraliśmy się z mężem do pracy, starania o ciążę były raczej przed owulacją. I dosłownie moment po stosunku ogarnął mnie lęk, nie spałam całą noc - w tamtą noc dotyczył on zespołu Downa.
Teraz lęk skupił się na dwóch tematach, które przewijają się u mnie jak zdarta płyta: że nie pokocham drugiego tak samo jak starszej córki i że dziecko będzie miało AUTYZM. Jak ja się tego strasznie boję! Jak córa była malutka to przez kilka miesięcy telepałam się ze strachu, widząc u niej objawy. Od tego w ogóle zaczęła się moja diagnoza nerwicy natręctw. Córka jest oczywiście zdrowa i, choć bardzo energiczna, to na pewno żadnego autyzmu nie ma.
Ja tak bardzo się boję, jeszcze nie wiem, czy jestem w ciąży, a już widzę siebie doszukującą się objawów u malucha. Nawet już u noworodka! Bo popatrzy na lampę zaraz po urodzeniu, albo jak będzie miało pół roczku, to zacznie go ciekawić kręcenie zabawkami w kółko… I milion, milion innych zachowań.
Wyczytałam kiedyś, że jak kobieta ma zaburzenia psychiczne, to jest większe ryzyko, że jej dziecko będzie miało autyzm. A jakby jeszcze urodził się chłopiec! U chłopców częściej się to cholerstwo diagnozuje. Chcieliśmy mieć syna, nawet wiele lat temu wybraliśmy imię, ale teraz jak o tym myślę, to zalewa mnie blady strach. Po prostu kosmiczny, ja już jestem prawie pewna, że coś temu dziecku będzie. Bo jak to tak, mamy takie szczęśliwe życie, jest super we trójkę i mam przeczucie, że los tylko czyha, żeby powiedzieć: „Oho, za dużo tego szczęścia, zaraz wam przy***lę!”
Jak planowaliśmy ciążę to czułam się świetnie, byłam spokojna, podchodziłam do tego jak zrównoważony człowiek. Przecież jakby każdy się tak bał, to gatunek ludzki by wyginął…
Pomóżcie, czy ktoś miał podobnie?