Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Ryzykowanie i dialogowanie w lęku wolnopłynącym

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
ODPOWIEDZ
radiohead_
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 69
Rejestracja: 25 grudnia 2016, o 17:21

3 października 2017, o 11:25

Cześć,

już pisałem wcześniej na forum, lecz tutaj chciałbym dopytać o kwestie ryzykowania przy lęku wolnopłynącym.

Odczuwam przez większość czasu silne napięcie, niepokój i lęk. Nie jest on obecnie z niczym powiązany, zwłaszcza, że moja sytuacja życiowa jest lepsza niż kiedykolwiek - nowa fajna praca, kochająca dziewczyna, wyprowadzka z domu rodziców i samodzielne życie.
Ciągle moje myśli kręcą się wokół analizy jak się czuję - albo są na pierwszym albo drugim planie. Ciągle z tyłu głowy siedzi obawa, że to nie przejdzie, że nigdy z tego nie wyjdę + rozkmina czy to jak postępuję i myślę jest właściwe...? Klasyczny lęk przed lękiem. Sam go sobie nakręcam.

Dobrze znam wszystkie zasady. Aktualnie staram się przywiązywać jak najmniejszą wagę do lęku - wychodzi mi to raz lepiej, raz gorzej. Staram się przyzwalać na jego obecność chociaż jego wpływ jest cholernie silny (np. przez pierwszą połowę dnia nie moge nawet jeść za bardzo, bo wnętrzności są wykręcone). To jest trudne. Bardzo często nie mogę porzucić myśli związanych z myśleniem o tym jak obecnie się czuję, jak może być, jak było i czy wyzdrowieje. Jest problem by bez jakiegoś zajęcia nagle zacząć myśleć w ogóle o czymś innym. Nawet jak coś robię to bardzo często przedziera się to na pierwszy plan. Ale wychodzę z założenia, że skoro nie mogę nagle przestać o tym myśleć no to mówię fuck it - niech one, te mysli, będą. I właściwie staram się często wtedy powtarzać sobie to przejdzie, to tylko zaburzenie emocji, wszystko jest w porządku, wyjdę z tego oraz skoro nie moge teraz nic z tym zrobić, no to niech lęk będzie na razie. TO KIEDYŚ W KOŃCU MINIE. Zrobiłem duże postępy i ja to wiem, że jest coraz lepiej Faktycznie jest ze mną coraz lepiej - w porównaniu do zeszłego roku zrobiłem olbrzymi krok do przodu, ale wciąż jest ze mną kiepsko, zwłaszcza, że silne jest we mnie depresyjne poczucie straty (chyba powoli dochodzę z terapeutką do tego co się dzieje i jak mam do tego podchodzić).

Tak naprawdę, dopiero od sierpnia zaczynam poważniej działać tak jak TRZEBA w nerwicy - próbuję akceptować, dialogować. Ostatnio dzięki mojej sytuacji życiowej pozbyłem się wszystkiego czego dotyczył mój lęk. Albo inaczej - osiągnałem wszystko czego bałem się nie osiągnąć. Ale pozostał czysty lęk, lęk że to nie przejdzie. Radzę sobie z nim jakoś bo nie ulegam mu. Staram się robić co do mnie należy, wiedząc na czym polega lęk, myśli lękowe i co mi teraz ten lęk nakręca (ja sam, hue hue).

Mam pytanie do Was: jak mogę zaryzykować w przypadku lęku wolnopłynącego? Co mam sobie powiedzieć? Poza czymś w stylu fuck it, niech lęk i myśli sobie będą, to w końcu minie? :D Moje dialogowanie wewnętrzne mnie nie uspokaja, nie wierzę w te pozytywne myśli. Ale wiem, że to też wymaga czasu i wprawy, a z czasem wszytko będzie lepsze. Toteż robię to dalej. Macie jakieś pomysły? Jakie dialogowanie Wam pomaga?
Chociaż mój móżdżek krzyczy teraz, że nie mam racji to wiem, że jestem na najlepszej drodze by wyjść z tego gówna.

Proszę o podpowiedzi i opinie.

Cheers,

PS. Przepraszam za taką dlugą litanię, mam nadzieję, że zechce się Wam czytać.
szpagat
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 436
Rejestracja: 25 września 2015, o 13:30

3 października 2017, o 14:11

Hej,
Ja tez mam problem z lekiem przed lekiem. Mi pomaga dialogowanie, ze to wszystko sciema i wizualizacja chwil przeblysow czy chwil gdzie bylo lepiej. Jak np. Przychodzi mi obraz, ze to bedzie trwalo i trwalo, czy wspomienia zlego samopoczucia to na sile szukam jakiegos pozytywnego dnia, gdzie swiadomie wiedzialam, ze nerwa to bujda i sobie Go przypominam i wtedy mowie "znowu szukasz dziury w calym, ale ja wiem, ze to sciema" cos takiego ;) i zauwazylam, ze juz czasem automatycznie przypominaja sie chwile bez nerwy w kontrataku.
Lek przed lekiem u mnie jest bardzo silny, w zasadzie dopiero niedawno odkrylam, ze ja tak naprawde boje sie samej nerwicy i mowienie, ze ten czy ten objaw to nerwica nic mi nie dawalo, bo tej nerwy i objawow sie balam najbardziej! Wydaje mi sie, ze gdy przestane bac sie nerwicy to bede w domu.
Awatar użytkownika
rit
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 265
Rejestracja: 25 sierpnia 2017, o 11:51

4 października 2017, o 15:20

Mi na ten lęk pomagają krzyżówki :D Nie wiem czemu tak jest, ale przy rozwiązywaniu przestaję czuć napięcie. A każda chwila bez napięcia to regeneracja :)
„Póki jesteśmy, nie ma śmierci, gdy jest śmierć, nie ma nas” – Epikur
"And anytime you feel the pain, hey Jude, refrain, don't carry the world upon your shoulder."
Awatar użytkownika
Olalala
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1858
Rejestracja: 17 grudnia 2015, o 08:36

4 października 2017, o 15:40

Myśl, że to nigdy nie minie to PODSTAWOWA PUŁAPKA MYŚLOWA. Dotyczy wszystkich objawów, natręctw, myśli, etc. etc.

Bo to znaczy, że podświadomie sami GENERUJEMY lęk (myśląc, że to nie minie).

Ja wiem, że to trudno zajarzyć, ale robiłam podobnie jak Wy.

Jedyne wątpliwości mam czy to się da odwrócić tak od razu - własnie chyba nie, tzn. poprawa musi następować stopniowo żeby ta myśl też zeszła choc troche, żeby pojawiło się więcej nadziei. Tak myslę z perspektywy czasu, bo u mnie ta mysl była przez większość zaburzenia, ale w miarę odburzania zaczeła znikać. Choc wracała w momentach kryzysów. I w końcu któregoś dnia mnie oświeciło, że ja się tego boję I ciągle sama to generuje, a to tylko LĘK. I w ten sposób minął mi lęk wolnopłynący.

Generalnie to to nigdy nie minie jesli pozostanie mysl, że to nie minie :DD bo lęk potrafi wygenerować każda żyjąca istota I nic tego nie zmieni :DD
Zobaczcie, że mówiąc, że to nie minie od razu co czujemy? LĘK. A tu chodzi o to, że ten lęk ma kazdy w nas - jestes w stanie wymazać lęk? Czy ktoś z żyjących osób jest w stanie przestać odczuwać lęk forever? To tak jakby spytać, czy mi minie to, że się cieszę? to jest bezsensu :D To jest straszna pułapka w głowie I to trzeba rozpracować - u mnie przyszło rozpracowanie tego osobno do objawów. Objawy swoje, lęk przed lękiem swoje.
Awatar użytkownika
Mysz
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 69
Rejestracja: 8 lutego 2017, o 18:51

1 listopada 2017, o 00:00

Cieszę się bardzo, że znalazłam ten temat. Mam bardzo podobnie jak Ty radiohead_ i szpagat. Nie boję się niczego poza samą nerwicą :D Strasznie ciężko się tego pozbyć a też mam poczucie że to ostatni kroczek który mnie dzieli od sukcesu...
Chyba faktycznie to trzeba jakoś rozpracować samemu w głowie po swojemu :D Chyba, że jeszcze ktoś ma sposoby na to? :)
Awatar użytkownika
Olalala
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1858
Rejestracja: 17 grudnia 2015, o 08:36

1 listopada 2017, o 07:55

A moze jest tak ze boimy sie ostatecznie zaryzykować? Puścić to w cholerę? Zawsze mi do głowy jak o tym myślę przychodzi ta wstawka z divovicow o puszczeniu gałęzi i rzuceniu sie w przepaść.
Awatar użytkownika
Ptasiek
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 180
Rejestracja: 13 czerwca 2016, o 07:00

1 listopada 2017, o 08:09

Olalala pisze:
1 listopada 2017, o 07:55
A moze jest tak ze boimy sie ostatecznie zaryzykować? Puścić to w cholerę? Zawsze mi do głowy jak o tym myślę przychodzi ta wstawka z divovicow o puszczeniu gałęzi i rzuceniu sie w przepaść.
Myśle z masz racje. Mnie się czasem wydaje, ze mimo wszystko, jest mi wygodnie w tej niewygodzie nerwicowej. :))
No healing without feeling
Awatar użytkownika
Mysz
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 69
Rejestracja: 8 lutego 2017, o 18:51

1 listopada 2017, o 11:21

Olalala pisze:
1 listopada 2017, o 07:55
A moze jest tak ze boimy sie ostatecznie zaryzykować? Puścić to w cholerę? Zawsze mi do głowy jak o tym myślę przychodzi ta wstawka z divovicow o puszczeniu gałęzi i rzuceniu sie w przepaść.
Myślę, że zdecydowanie coś w tym jest. U mnie to jest chyba jakaś potrzeba kontroli i pewności, że nawet odburzam się dobrze.
ODPOWIEDZ