Ja jestem samotna - w sensie braku partnera - ale nie odczuwam lęku przed byciem samemu. Może dlatego, że mam grono osób, które lubię z wzajemnością. Mam swoje pasje, pracę - które kocham. Mam motocykl, który jest dla mnie na pierwszym miejscu. Do tego lubię samotność, dobrze się czuję sama ze sobą.
Inną sprawą jest, że chyba nie za bardzo nadaję się do związku. Mam problem z bliskością - przepracowuję to sobie.
Czasami przemknie mi przez głowę myśl, że dobrze byłoby mieć na stare lata kogoś bliskiego, kto przytuli, można z nim pogadać, kto poda szklankę herbaty i posmaruje plecy, jak kręgosłup wysiada

Obawiam się jednak, że przy moim trybie życia, taka osoba mogłaby czuć się skrzywdzona tym, że nie poświęcam jej wystarczającej ilości czasu.
Kiedyś bałam się samotności. Nie miałam wtedy jednak zainteresowań (nie rozwijałam ich), miałam niską samoocenę, czułam się zagubiona, niekochana, odrzucona itp i opcja partnera była wtedy pożądana, bo wydawało mi się, że jak będę go miała, to nagle wszystko będzie super. Chyba po prostu potrzebny mi był wtedy, żeby zobaczyć we mnie to, czego nie umiałam sama.
Teraz też czasami bywa mi smutno, kiedy widzę, że ludzie są razem, kochają się, a ja nie mam nikogo. Zaraz jednak sobie przypominam (samo mi jakoś to włazi w pamięć), te wszystkie historie, kiedy ludzie się rozchodzili, zdradzali, robili sobie świństwa, będąc w związku, cierpieli z powodu partnera. No i odechciewa mi się od razu. Bo to, że będę miała partnera wcale nie oznacza, że nie będę samotna.
Może jak przepracuję sobie temat bliskości w związku, to inaczej będę na to patrzyła.