Ostatnio chyba odkryłem, gdzie między innymi miała początek moja nerwica. Nie zauważyłem tego, bo sądziłem, że wszystko jest w pożądku. Teraz wiem, że tak nie było. Rodzice cały czas traktują mnie jak 10latka, mimo, że mam 19. Przez to, ja sam chyba czasami nie wierzę, że nie jestem już dzieckiem. Moja mama wiecznie traktuje mnie jak dziecko, kiedy mam zrobić coś, co nie zdarza się codzniennie, np wizyta u lekarza, mama wydzwania co chwilę, wypytuje się o wszystko i mówi, co mam robić. Staram się to ograniczać, z różnym skutkiem. Teoretycznie, tak jak tłumaczyła mi psycholog, mój tata powinien odciągać moją mamę w pewnym stopniu. Niestety on tego nie robił prawie nigdy. Zawsze zgadzał się z mamą, głównie dla świętego spokoju. Teraz, kiedy ma chwilę wolnego czasu, woli jechać na ryby, niż zostać że mną i moim bratem. Tata mam wrażenie, że często traktuje mnie jak tanią siłę roboczą. Kiedy chcę gdzieś jechać np z kolegami i potrzebuje samochodu, tata często kręci nosem i daje mi kluczyki, tak jakby to miała być dla niego kara. Czasami mi nie daje, bo twierdzi, że np dzisiaj nic w domu nie zrobiłeś, a chcesz jechać. Wydaje mi się, że np w porównaniu do moich kolegów i tak robię dużo. Kiedy chciałem nie dawno jechać za granicę z kolegami, rodzice stwierdzili, że nie mają pieniędzy, kiedy wracałem do tego tematu potem, mama nie chciała o tym rozmawiać, tylko mówiła, że świat na jednym wyjeździe się nie kończy, a byłem pewny, że gdybym pojechał, to budżet domowy by na tym nie ucierpiał. Nie dawno kuzynka załatwiła mi pracę, bo ją o to prosiłem kilka miesięcy temu. Kiedy z automatu zapytałem mamę, czy mogę iść przez wakacje do pracy, usłyszałem jak zwykle, że "pomyślimy". Zdenerwowałem się i następnego dnia, poprostu oznajmiłem, że idę i koniec, nie zwracałem nawet uwagi na jej reakcję. Taty nawet nie pytałem, bo i tak odesłałby mnie do mamy, żeby potem nie miała do niego pretensji. Dzisiaj od rana chodzę zdenerwowany, miałem dzisiaj załatwić kilka spraw, ale zaspałem, bo wczoraj pracowałem w ogródku, i od rana zaczęły się jazdy, żebym wstawał itp, standard. Kiedy już wychodziłem z domu, mama powiedziała z pretensjami "Do tej pracy, też będziesz się tak spóźniał?". Kiedy już wróciłem do domu, chciałem zrobić sobie kawę, odpiąłem uchwyt od ekspresu i zobaczyłem, że wcześniej ktoś go nie opróżnił z kawy, westchnąłem i poszedłem go wyczyścić, wtedy tata, który stał obok, zaczął jak zwykle mi dogryzać, zdenerwowałem się i podniesionym głosem powiedziałem, żeby przestał, wtedy odpowiedział "Nie krzycz! U siebie jesteś?", fakt jestem zameldowany u babci, ale nie mam pojęcia, dlaczego tak mi odpowiedział. Po tym wyszedłem z domu i wróciłem po 2 godzinach. Nie zawsze są tacy, wydaje mi się, że starają się, żebym wyszedł na ludzi, ale kompletnie im się to nie udaje. Nie potrafię z nimi wytrzymać. Raz jest ok, a raz jest tak jak wyżej. Byłem już od ponad tygodnia na prostej, ale teraz czuję się masakryczne. Powoli odzyskiwałem pewność siebie, ale znowu czuję się, jakby wszyscy mieli mnie gdzieś. Jeszcze na dodatek pokryło się to z gorszym okresem, kiedy odstawiamy leki. Ale chyba najgorsze jest to, że ostatnio u kolegi na imprezie poznałem fajną dziewczynę i teraz boję się, że nie będę miał na tyle pewności siebie, żeby ją poderwać. Zawsze mam cholera takie szczęście, że kiedy spodoba mi się jakaś dziewczyna, i nie zadziałam od razu, to najwyżej kilka dni później dowiaduję się, albo co gorsza jestem świadkiem tego, jak ktoś 30 min po pierwszym spotkaniu już ją, jak to się mówi "przeliże". Boję się, że tak będzie też w tym przypadku.
Jeszcze bardziej robiło mnie to, że przed chwilą próbowałem to wszystko napisać i przy końcu usunęło mi się wszystko. Rzuciłem telefonem w szklankę. Szklankę potłukłem, a telefon porysowałem.
Chyba najgorszy dzień mojego życia. P.S. Jeszcze do tego rozładował mi się telefon chwilę po zapisaniu tego posta do roboczych. Tak się zdenerwowałem, że musiałem walnąć sobie 4pak, żeby zaakceptować tą jebaną rzeczywistość, ale alkochol nigdy mnie nie uspokajał. Rozwaliłem jedną puszkę w łazience ze złości, po prostu chciałem coś rozwalić. Cały czas mam nadzieję, że kiedyś jeszcze będzie lepiej
