Cześć,
W tym temacie chciałbym podzielić się z Wami swoimi 7-letnimi doświadczeniami związanymi z depersonalizacją, tudzież derealizacją. Do napisania tego wątku skłonił mnie przede wszystkim użytkownik Victor, którego wątek przeczytany w maju znacznie ograniczył mój lęk i po kilku latach ku mojej uciesze pozwolił mi nazwać "to coś, co się ze mną dzieje/działo" na przestrzeni ostatnich lat. Do rzeczy.
Wiodłem bardzo szczęśliwe i rozrywkowe życie ucznia Liceum. Nigdy nie miałem problemów z własną psychiką, nie cierpiałem na żadne lęki. Byłem osobą bardzo towarzyską, pewną siebie i kompletnie nie rozumiejącą problemów natury psychologicznej. Powiem więcej - byłem zadufanym w sobie egoistą, któremu wszystko zawsze łatwo przychodziło. Pewnego dnia zadzwonił telefon i mama poinformowała mnie, że mój kuzyn postanowił zakończyć swój żywot. Pomyślałem ale głupek, jak on mógł to zrobić, cóż za bezsens. I powróciłem do gry w swoją ulubioną grę komputerową. Koniec, kropka.
Odbył się pogrzeb, który jako to pogrzeb do przyjemnych nie należał. By się odstresować postanowiłem wieczorem umówić się ze znajomym na piwko. Pijąc piwo poczułem coś dziwnego - to nie była zwykła tzw. "faza". Coś mi tu nie pasowało, pomyślałem wrócę do domu prześpię się i wszystko wróci do normy. Kolejnego dnia objawy jednak nasiliły się, zacząłem być mocno niespokojny, rozpocząłem wycieczki do lustra ponieważ moja twarz wydawała mi się dziwna, obca. Próbowałem to przespać. Niestety byłem jak zraniona zwierzyna, która nie ma pojęcia co się dzieje. Po kilku dniach udręki byłem już pewien - "odjebało mi". Jako że jestem osobą wylewną i mam dobry kontakt z rodzicami postanowiłem podrążyć temat szukając wsparcia, rady, pomocy - czegokolwiek co zakończyłoby ten okropny stan.
Dwa tygodnie później byłem już u psychologa, który po godzinnej rozmowie skierował mnie na wizytę u psychiatry. Wszedłem na oddział, zobaczyłem całe "towarzystwo" i mój lęk zwiększył się trzykrotnie. Rozmowa, szmery bajery i wyszedłem z tabletkami i myślą że jestem czubkiem i niedługo będę jadł zupę widelcem.
Po dwóch tygodniach i męskiej rozmowie z ojcem postanowiłem odstawić leki. Naturalnie za kolejne dwa tygodnie do nich wróciłem. Byłem zrozpaczony - wszystko wydawało mi się obce, nienaturalne, źle czułem się w swoim ciele, świat wydawał mi się totalnie dziwny. Głowa pękała mi od myśli egzystencjalnych, byłem przekonany że albo skończę jak kuzyn, albo wiadomo...zupa + widelec. Jak pewnie większość z Was jestem człowiekiem, który nad wszystkim musi mieć kontrolę. Tutaj nie miałem jej w najmniejszym stopniu, zacząłem myśleć że duch kuzyna mnie opętał. Niestety moja mama podłapała ten pomysł, trudno ją za to winić w końcu ze wszystkich sił chciała mi pomóc. I tak wylądowałem u egzorcysty czy jakiegoś innego naciągacza, zwał jak zwał zostawmy terminologie. W tym miejscu chciałbym wszystkim odradzić takich manipulantów, nie wierzcie w żadne cuda bo to może jedynie pogorszyć Wasz stan. Nie zgadzajcie się na żadnych bioenergomistrzówświata, zaklinaczy duchów czy innych cudotwórców.
Warto dodać, że DD w tym czasie miała też swoje pozytywne aspekty. Do szkoły chodziłem na trzecią/czwartą godzinę lekcyjną, no bo przecież te okropne tabletki. Spotykałem się ze znajomymi i nocami grałem w karty, no bo przecież muszę mieć odrobinę radości w tych trudnych chwilach. Wtedy postanowiłem zaryzykować i zrealizować cel, który chciałem zrealizować już rok wcześniej. Po maturze postanowiłem wyjechać na wakacje do pracy zagranice. Okazało się to strzałem w dziesiątkę. Już przed wyjazdem dzięki lekom i terapii objawy znacznie osłabły. Jednak będąc w Anglii 3,5 miesiąca moja choroba najzwyczajniej w świecie zniknęła. Wróciłem do domu odmieniony, mój mózg przestał zajmować się chorobą. W ogóle nie rozumiałem swoich wcześniejszych myśli i obaw, a gdy sobie o nich przypominałem wydawały mi się śmieszne i irracjonalne. Niestety irracjonalna wydała mi się również terapia i proszki, które wcześniej zażywałem.
Chciałbym by wszyscy, którzy przeżywają to pierwszy raz wiedzieli że to mija. Po wyzdrowieniu nie będziecie mieli żadnych, powtarzam żadnych objawów. Oczywiście na początku będziecie odczuwać lęk przed nawrotem. Jednak nie będzie żadnych zmian, Wasza osobowość się nie zmieni, nie stracicie nic pod względem intelektualnym, a Wasze życie będzie takie jak wcześniej.
Moja pierwsze spotkanie z DD trwało dwa lata. Po wyzdrowieniu znów wiodłem szczęśliwe życie studenta, podjąłem pierwszą pracę w Polsce. Wszystko trwało około 1,5 roku. Wtedy nieoczekiwanie zmarł na atak serca członek rodziny. Ot tak, zdrowy i zadowolony facet wstał do pracy, przewrócił się i zamknął oczy na zawsze. To mną wstrząsnęło. Na pogrzeb wybrałem się najzwyczajniej w świecie smutny, ale również z tyłu głowy pamiętałem co spotkało mnie ostatnim razem. Niestety DD wygrało,a gwoździem do trumny były występy naszych kopaczy na EURO 2008, które wywołały u mnie silny stres. Głupio się przyznać, ale załatwili mnie Krzynówek z Żurawskim. Po jednym ze spotkań (dziękuję Ci Howardzie Webb) poczułem bardzo silny ucisk w klatce. Zupełnie tak jakbym to ja miał dostać zawału. Spanikowałem i karuzela ruszyła od nowa.
Tym razem postanowiłem nie tracić czasu na egzorcystów i udałem się do ... bioenergomistrzaświata. Jako że tonący brzytwy się chwyta zawierzyłem mu i nabrałem się na jego sztuczki z usypianiem, perswazją, których głównym celem było przejęcie tajnych mocy zasobów mojego portfela. Po kilku wizytach zakończyłem współpracę z Houdinim.
Wtedy byłem już w złym stanie. Wystraszony DD i całą jej otoczką miałem mętlik w głowie związany z wątpliwościami, które dodatkowo spotęgowały zupełnie niepotrzebne spotkania z bioenergoterapeutą. Postanowiłem wrócić do starych sprawdzonych metod. Leki+terapia. Po około 1,5 roku znów byłem zdrowy. I znów moje wcześniejsze objawy wydawały mi się irracjonalne. Muszę jednak powiedzieć, że za drugim razem byłem silniejszy. Wiedziałem, że znowu to pokonam i gdybym nie kombinował tylko od razu udał się do psychiatry i psychologa szybciej bym się z tym uporał.
Kolejne dwa lata to sielanka. Nie zrezygnowałem z lekarstw, tym razem zrezygnowałem z terapii. Byłem świadom możliwości powrotu, ale z każdym kolejnym miesiącem mój umysł oddalał się od myśli związanych z DD (wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to DD). Niestety na początku tego roku DD powróciło. Od razu wszystkich uspokoję, nikt nie umarł. Po prostu, przekroczyłem barierę stresu i to znów powróciło. Zareagowałem od razu, ciągle byłem na lekach ale szybko pośpieszyłem na spotkanie z psychologiem. Po trzech miesiącach włączył mi się tzw. Dr Google. Zacząłem szperać, w końcu dwa lata nie byłem chory, może medycyna poszła do przodu? I tak oto natknąłem się na tekst Victora, dzięki któremu zrozumiałem na co cierpię od kilku lat. Czytając ten tekst nie mogłem uwierzyć, objawy zgadzały się w 99%. W końcu! Osiągnąłem swój cel, dowiedziałem się co mi dolega. Po przeczytaniu tekstu Victora objawy zniknęły w ciągu kilku dniu, uspokoiłem się. Niestety za dwa miesiące powróciły. Dziś, pisząc ten tekst wciąż mam objawy DD. Tylko wiecie co? Mam to w dupie.
Wiem, że za miesiąc, może dwa, a może rok te objawy znowu gdzieś znikną. Jeden cierpi na mukowiscydozę, drugi jeździ na wózku a ja mam DD. Najważniejsze, że wiem co mi dolega, wiem że nie zwariuje, wiem że nic sobie nie zrobię. I Wy też musicie to wiedzieć, jeżeli sami nie potraficie siebie przekonać to zaufajcie mi - człowiekowi z 7-letnim doświadczeniem. Naturalnie nie jest mi z tym dobrze i zamierzam się tego pozbyć w najbliższym czasie.
Przez te 7 lat depresji (podobno ją mam) i DD udało mi się napisać maturę, skończyć studia, poznać dziewczynę i założyć własny biznes. To dodatkowo utwierdza mnie w przekonaniu, że ta choroba nie jest w stanie mnie pokonać. Stwierdziłem, że każdy w swoim życiu napotyka na przeszkody. Moją przeszkodą jest DD, nie zamierzam z tego powodu rozczulać się nad sobą, płakać nad swoim losem. Ludzie mają w życiu gorzej. Za pierwszym razem będąc w Liceum myślałem, że to mój koniec. Z młodego cwaniaczka stałem się uciekinierem. Za drugim razem byłem wystraszony i bardzo rozżalony, że znów mnie to spotyka. Za trzecim, a zwłaszcza po przeczytaniu tekstu Victora stałem się dużo silniejszy. Wiem co mi dolega, nic mi nie zagraża i z DD lub bez osiągnę swoje życiowe cele. Czego i Wam życzę.
Pisząc ten temat chciałem podzielić się z Wami osobistymi doświadczeniami, ale przede wszystkim chciałbym Was uspokoić i być może komuś pomóc dlatego poniżej przedstawiam małe vademecum DD:
Objawy:
- brak poczucia własnego JA - egzystencjalne pytania "kim jestem?", "co się ze mną stanie po śmierci?", "skąd się wziąłem?",
- przyglądanie się sobie w lustrze - nasza twarz wydaje nam się dziwna, obca,
- części ciała wydają nam się dzwine, jakby doczepione,
- świat wydaje nam się nierealny, obcy,
- zredukowanie uczuć do bliskich osób,
- myśli w stylu: "jak to się dzieję że oddycham", "jak to jest że ruszam ręką",
- "pociemnienie obrazu",
- wrażenie jakbyśmy oglądali świat z boku,
- ciągła walka z własnymi myślami doprowadzająca do walki z samym sobą, jakbyśmy walczyli z kimś w środku nas,
- strach przed zwariowaniem "schizofrenią",
- poczucie utraty kontroli nad samym sobą,
- strach przed śmiercią swoją lub najbliższych,
- czarnowidztwo, pesymizm,
- obniżenie własnej samooceny, poczucie kalectwa intelektualnego
Podstawowym utrapieniem przy DD jest fakt, iż objawy występują praktycznie 24h/dobę. Czujemy się obco we własnej skórze, nasze myśli wydają nam się obce, a twarz dziwna. Nie mamy gdzie uciec, bo przecież nie uda się wyjść z własnego ciała, uciec od myśli i na chwilę poczuć się sobą. Do tego dochodzi często występująca depresja. Tak więc pesymizm, smutek, poczucie bezsensu i bezradności. Wydaję mi się jednak, że najgorszy jest strach. Tak na prawdę nie wiemy co się z nami dzieję, skąd to się wzięło i na ile te objawy się rozprzestrzenią. Mamy wrażenie jakby nasz mózg nie był nam podporządkowany, a myśli nie generowane przez nas samych. Nie jesteśmy w stanie nad nimi zapanować. Myśli egzystencjalne, które według wielu ludzi są normalne, bo przecież każdy je ma nas dobijają. Wydaje nam się, że rozpatrując takie myśli jesteśmy nienormalni, bo przecież odpowiedź która wcześniej zdawała się dla nas oczywista teraz jest nie do pojęcia. Obserwowanie świata jakby z boku, zza szyby również nie należy do najprzyjemniejszych, ponieważ jesteśmy przekonani, że nie żyjemy pełnią życia, a świat jest jakby grą, teatrem. Poza tym jesteśmy niezwykle sugestywni, słabi. Gdyby ktoś się uparł jest nam w stanie wmówić, ze to wszystko co teraz się dzieję to sen. Oczywiście nie uwierzymy w to, ale na najbliższe kilka dni mamy zapewniony ogromny strach i ciągłe sprawdzanie czy to rzeczywiście nie jest sen, a my nie zwariowaliśmy. Mimo tych wszystkich zawirowań i przytłaczających myśli jesteśmy w pełni świadomi, na pozór możemy normalnie funkcjonować, tak że najbliżsi nawet nie zauważą różnicy. Posiadamy krytycyzm wobec własnych objawów.
Sposoby leczenia, rady:
1) Nie walczcie z tym. Nie próbujcie na siłę odsunąć tych myśli. "OK, mam to świat wydaję mi się dziwny, ja źle czuję się ze sobą - trudno. Niech to będzie - najważniejsze że dzisiaj muszę załatwić sprawę w Urzędzie i na tym się skupiam".
2) Nie szukajcie szczegółowych opisów tego co Wam dolega w internecie. Objawy przeróżnych chorób są tak niejasne, że większość pasuje do 20 rodzajów choroby. "Mam DD, może będę miał jeszcze jakiś czas. Przynajmniej wiem, że nic mi nie będzie, bo mam krytycyzm wobec własnych objawów i nie grozi mi żadna schizofrenia ani inne wydumane choroby".
3) Róbcie to na co macie ochotę. Ja w młodości piłem sporo alkoholu i byłem przekonany że to miało spory wpływ. Przez jakiś czas unikałem alkoholu bojąc się, że po wypiciu dwóch piw objawy mocno się nasilą. Oczywiście zalecam umiar, w końcu bierzemy leki!

"Mam ochotę na piwko to się go napiję, jeżeli jutro będę miał silniejsze objawy to jakoś przeżyję, to i tak minie a co wypiłem to moje

".
4) Rozmawiajcie o swoich objawach z bliskimi i zaufanymi osobami, dobrze jest się wygadać. Pamiętajcie, że nie jesteście nienormalni, każda inteligentna osoba nie potraktuje Was jak "czubków". Funkcjonujecie normalnie, a to co Was dotknęło to zwykła choroba jak grypa czy żółtaczka. Zawsze możecie powiedzieć, że Da Vinci i Platon też chorowali
5) Zdecydowanie polecam wysiłek fizyczny. Ja w trakcie pierwszego nawrotu trenowałem po 3-4 razy w tygodniu, co zdecydowanie mi pomogło.
6) Sprawa kluczowa to regularne rozmowy z psychologiem. Mnie pomaga zdecydowanie bardziej aniżeli tabletki.
7) Obierajcie sobie cele i realizujcie je. Wiem, że to niełatwe ale pamiętajcie że choroba minie, a szkoda by było stracić ten czas.
8) Planujcie przyszłość - wyobrażajcie sobie co będziecie robić, jak będzie się czuć gdy objawy ustąpią.
Kilka pytań - ciekawostek:
1) Czy zaraz po przebudzeniu, przez te kilka sekund nim całkowicie się rozbudzicie pamiętacie o objawach czy czujecie się sobą?
2) Czy gdy wciągnie Was praca, rozmowa, na czymś się skupicie to objawy przez te kilka chwil zanikają?
3) Czy zdarzają Wam się momenty, że się zamyślicie i potem przypominacie sobie "a no tak przecież jestem chory"?
4) Czy w sytuacji zagrożenia, np. gdy zatrzyma Was policja pamiętacie o objawach czy myślicie o tym jak uniknąć mandatu i czujecie się normalnie?
5) Czy gdyby zrzucono Was na środek pustyni bez wody i musielibyście walczyć o życie to rozpaczalibyście nad swoją chorobą czy walczyli o życie?
To chyba tyle, jeżeli chodzi o krótką historię mojej choroby

Pamiętajcie, że każdy człowiek jest inny, każda DD też jest inna, a co za tym idzie każdy będzie miał nieco inne objawy. Nie doszukujcie się w tym temacie różnic z Waszym stanem, bo na siłę na pewno coś znajdziecie

Oczywiście nie jestem ekspertem, opisałem jedynie swoje przeżycia, które mogą się różnić z naukowym punktem widzenia. Wiem jednak, że z przerwami choruję na to kilka lat i jestem przekonany że mając wsparcie bliskich i walcząc o swoje szczęście każdy się z tego wydostanie. Wcześniej czy później. Życzę powodzenia i zdrowia!
