Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Nie radzę sobie...

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
ODPOWIEDZ
Estetka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 3
Rejestracja: 25 listopada 2020, o 15:39

26 stycznia 2021, o 22:23

Dzień dobry,

z moim problemem zmagam się już od 6 lat. W klasie maturalnej jakby z dnia na dzień pojawiły się dziwne objawy... pewnego dnia zrobiło mi się niedobrze na lekcji, nie przechodziło, doszła biegunka, zwolniono mnie do domu. Kilka dni spędziłam w domu, lekarz stwierdził zatrucie pokarmowe, poczułam się lepiej i wróciłam do szkoły... jakie było moje zdziwienie jak po rozpoczęciu lekcji objawy nawróciły i pojawił się stres, po raz kolejny zwolniono mnie do domu. Jak można się domyślać powtarzało się to już praktycznie każdego dnia do końca roku szkolnego. Męczyły mnie mdłości, wzdęcia, przelewanie w jelitach i biegunki. Brałam preparaty na zgagę, na infekcje bakteryjne, rezygnowałam z pszenicy, glutenu, nabiały i innych produktów. Nie pomagało nic, a ja nabawiłam się lęku przed wychodzeniem z domu. Objawy zaczęły pojawiać się dosłownie wszędzie. Przestałam chodzić do Kościoła, bo raz jak poszłam, to już przed rozpoczęciem mszy zachciało mi się do łazienki, oblał mnie zimy pot i mdłości, wróciłam natychmiast do domu. Wszystko zaczęło się w listopadzie 2014 i trwa do dziś. Od dziecka reagowałam na stres objawami ze strony układu pokarmowego. Czuję lęk przed wymiotowaniem i staram się tego unikać, jak tylko mogę, nie piję alkoholu, uważam na jedzenie, nie jem praktycznie nic poza domem, nie podróżuję. Nigdy się jednak nie przejmowałam tym, że mam biegunkę przed odpowiedzią ustną, zaliczeniem, czy wymiotuję po zatruciu pokarmowym. Nie zastanawiałam się nad tym, po prostu było i mijało.

Objawy tak wpłynęły na moją psychikę, że miałam problemy z przygotowaniem się do matur z rozszerzonych przedmiotów, nie miałam siły. Ciągle chorowałam, było mi niedobrze, czułam ucisk w gardle i pojawiały się nocne wybudzenia z walącym sercem i uczuciem duszenia, wyskakiwałam jak z procy z łóżka, żeby zaczerpnąć powietrza przez okno, chociaż serce nie biło wcale za szybko. Myślałam, że to wszystko wina przygotowań do matury, nadchodzących zmian w życiu, studiów itp. Niestety mimo przerwy pomaturalnej nic się nie poprawiło, objawy i lęki pozostały. Na dodatek zabrakło mi punktów na medycynę, nie miałam żadnego pomysłu na siebie, nauczyciele mówili, że się na mnie zawiedli, bo co roku miałam najwyższą średnią w całej szkole, wyróżnienia, stypendia, zawsze przygotowania i sumienna. Załamałam się jeszcze bardziej. Nie poszłam na studia, praca przerażała mnie tak samo, więc chciałam poprawić maturę, żeby móc odpocząć, wyciszyć objawy i zostać w domu. Maturę poprawiłam, ale nadal brakowało do medycyny, wybrałam więc inne studia. Obecnie jestem na ostatnim roku studiów i niestety nadal nie wiem, czy chcę pracować w zawodzie, boję się o przyszłość, mimo, że mam co roku stypendium rektora, bardzo się angażuje, szkolę się on-line (takie pozytywy pandemii), uczę się z książek naukowych. Ale wracając do tematu.... objawy nie przeszły mi mimo roku przerwy, wręcz było gorzej, bo czułam, że zmarnowałam ten rok i miałam wyrzuty sumienia. Panicznie bałam się iść na studia z takimi objawami. Mdłości, problemy z jelitami towarzyszyły mi większość dni na uczelni, setki razy siedziałam całymi dniami na wykładach z "rzygiem" w gardle i cała mokra z lęku przed zwymiotowaniem na sali wykładowej. Nawet nie jestem w stanie wytłumaczyć tego, jak wytrzymałam... Na samą myśl mam łzy w oczach, bo to bardzo trudne dla mnie. Objawy męczą mnie do dzisiaj.

Po 2 latach męczarni pierwszy raz powiedziałam o objawach lekarzowi rodzinnemu. On stwierdził, że to typowa nerwica. Byłam też u laryngologa, żeby stwierdzić, czy nie mam nic w gardle, ale nie zauważył niczego, jedynie wysuszone śluzówki i podejrzewał refluks. Dostałam Dexilant 30 na miesiąc, ale to nie pomogło, więc lekarz rodzinny rozłożył ręce i nie wiedział jak może mi pomóc. W 2018 roku po wielu miesiącach namysłów udałam się do psychiatry, zostały zdiagnozowane u mnie zaburzenia lękowe. Otrzymałam hydroxyzynę i do dzisiaj biorę ją jak mam iść na zajęcia na uczelni, mam egzamin czy inne wydarzenie. Hydroxyzyna sprawia, że jestem trochę senna, ale w mniejszym stopniu odczuwam mdłości i lęk. Miałam próbę wejścia na Efectin, ale po ponad 2 tygodniach stosowania czułam się bardzo źle, a nudności towarzyszyły mi przez całe dnie, nie mogłam spać w nocy, zrezygnowałam. W marcu 2019 roku trafiłam do gastrologa, bo nie dawałam sobie już rady, stwierdzono u mnie zespół jelita drażliwego na tle stresowym, dostałam jednorazowo leki i trochę się polepszyło, po stosowaniu probiotyków udało mi się ładnie wyciszyć biegunki, nie pojawiały się już codziennie. W sierpniu 2019 roku po kilku latach kontrolowania tarczycy (mam torbielki, jedna większa, ale na razie nie jest to nic niepokojącego) otrzymałam Letrox, ponieważ miałam TSH w granicach 3-4, teraz 2-3, wolne hormony się poprawiły i jest w porządku. Po rozpoczęciu przyjmowania Letroxu poprawiło mi się też z jelitami i samopoczuciem. Objawy pojawiały się, ale już w mniejszym nasileniu. Przestałam już tak zwracać na to uwagę, pojawiało się już rzadziej niż na początku studiów, hydroxyzynę stosowałam coraz rzadziej. Niestety... w połowie stycznia pojawiły się problemy z połykaniem - jak jadłam kanapkę nagle poczułam, że kęs rośnie mi w ustach i dostałam paniki, musiałam to wypluć, zaczęłam płakać. Czułam jakby skurcz w przełyku, ucisk w gardle. Pojawił się u mnie lęk przed jedzeniem i piciem, boję się, ze się zakrztuszę, uduszę, czuję niepokój. Przez kilka dni jadłam same papki, płakałam, że uszkodził mi się przełyk i już nigdy nie zjem normalnie. Schudłam w tydzień 3 kg, a już wcześniej świadomie, powoli zredukowałam lekko tkankę tłuszczową. Ważę teraz 46 kg przy 165 cm... Otoczenie od razu to zauważyło, ja sama osłabłam, nic w sumie dziwnego. Pojawiły się też duszności - wrażenie, że nie mogę nabrać w pełni powietrza. Zaczęłam gorączkowo sprawdzać temperaturę, puls, ciśnienie, saturację pulsoksymetrem. Wszystko idealne... Zadzwoniłam do lekarza rodzinnego, byłam na wizycie, stwierdził zapalenie gardła, dostałam leki, ale nic nie pomagało, nie mogłam się uspokoić. Poszłam do laryngologa, po raz kolejny wysuszone śluzówki, podejrzenie grzybicy. Miałam mieć gastroskopię na CITO, ale nie udało mi się połknąć rurki, odruch wymiotny i mój lęk uniemożliwił przeprowadzenie badania. Byłam wściekła na siebie, że straciłam taką szansę, bo do gastroskopii zabierałam się już kilka lat. Antybiotyk od laryngologa nieco mi pomógł - stan zapalny mniejszy, mniejsza suchość i pieczenie, odzyskałam już siłę, waga wraca do normy, jem już więcej, chociaż nadal czuję strach przed jedzeniem stałych pokarmów, np. chleba i jem jeszcze w miarę miękkie, letnie pokarmy. Niestety nie jest idealnie, właśnie teraz jak to piszę czuję ucisk w gardle i nerwowo przełykam ślinę, dokucza mi suchość w ustach (od kilku lat, mimo, że wypijam 2-3 litry płynów dziennie) i niepokój, że coś mi dolega.

Na zakończenie dodam też, że mam spotkania z psychologiem i czekam na terapię na NFZ. Na razie odbywa się to raz na kilka tygodni, od czasu pandemii raz na kilka miesięcy. Każdy lekarz mówi, że to ze stresu, że to globus histericus, że mogę mieć niestrawność, wzdęcia i zgagi od stresu, od nadprodukcji kwasu solnego od stresu, że powinnam nauczyć się panować nad stresem, wrzucić na luz i odpuścić z perfekcjonizmem. Dostałam nawet już upomnienia, żeby nie szukać sobie chorób, nie robić badań i ich nie powtarzać (mam myśli, że może coś było źle sprawdzone...). Wykonywałam morfologię, badania hormonów tarczycy, płciowych, insulina, glukoza, krzywa insulinowo-glukozowa, badanie moczu, badanie kału - h.pylori (z krwi też), pasożyty, lamblie, krew utajona, resztki pokarmowe, badania z krwi pod kątem wątroby, nerek, trzustki, CRP, OB, kalprotektyna, ferrytyna, żelazo, wapń, magnez, witamina D, B12, potas, sód, przeciwciała w kierunku celiakii, USG jamy brzusznej, piersi x 2. Wszystko prawidłowo, jedynie mam lekko obniżone leukocyty, neutrofile, ale może to wynikać niskiej masy ciała. Miałam nawet ostatnio wykonywany wymaz w kierunku COVID i wyszedł negatywny.

Czy ktoś z Państwa zmagał się lub zmaga z czymś podobnym? Psycholog mówi, że mam zaakceptować to, że mam zaburzenia, a nie cały czas szukać choroby, na którą dostanę tabletkę. Przez dłuższy czas myślałam, że już z tego bagna wychodzę (coraz rzadziej miałam objawy, coraz mniej się na tym skupiałam, jak miałam gorszy dzień to szybko przechodziło, byłam dobrej myśli, nie biegałam po lekarzach, odważyłam się wyjechać na wakacje i całkiem dobrze je przeszłam, chociaż raz dostałam mdłości za granica...) aż tu nagle trach i powtórka z rozrywki. Czuję się znowu jak przed maturą, bo niedługo obrona, aktualnie sesja i nie wiem co tak naprawdę będę robić w życiu.. Na dodatek nigdy nie pracowałam, bo bałam się pogorszenia objawów, mdłości, czy wymiotów w pracy i boję się, że będzie mi to utrudniać dalsze życie, do tej pory ratuje mnie wysokie stypendium naukowe... Aktualnie panikuję, że to jakaś choroba, refluks, achalazja przełyku, że nie będę mogła jeść normalnie. Ucisk w gardle nie jest stały, pojawił się dopiero pod wieczór, od wczoraj miałam chwilowy spokój i jadłam już prawie normalnie. Czy ktoś z Państwa również nie przeszedł gastroskopii na żywca i robił ją w sedacji? Wolałabym wykonać gastroskopię, żeby wykluczyć choroby, ale nie dam rady wykonać tego na żywca. W poniedziałek idę prywatnie do gastrologa... Nie wiem jak sobie z tym radzić.

Tęsknię za normalnym życiem, przed objawami spotykałam się ze znajomymi (nie jestem duszą towarzystwa, unikam klubów, ale wychodziłam do ludzi), za sportem (dużo ćwiczyłam dla siebie, chciałam nawet startować w zawodach amatorskich, rower górski, bieganie, trening siłowy), wyjść do Kościoła na mszę (od kilku lat chodzę bardzo rzadko, inni zarzucają mi brak wiary, a ja nie umiem się przyznać, bo mi wstyd), wyjechać na wakacje za granicę bez lęku, że coś mi się stanie, pójść na wykład bez mdłości i móc się skupić na treści... Wiem, że nie jest tragicznie, bo jestem w stanie pojechać do sklepu, wyjść na chwilę gdzieś, jest jakaś poprawa względem początków, ale to nie jest nadal normalność, teraz na nowo się boję, na początku obecnych problemów bałam się, że umrę i nie byłam w stanie się uspokoić. Mam 25 lat, a czuję się jak starsza kobieta, nikt nie traktuje mnie poważnie. Lekarze mówią o nerwicy, rodzina też nie bierze na serio, sama nie wiem, czy mają rację, a ja naprawdę martwię się o swoje zdrowie. Nie rozumiem tego, bo od 10 lat uważam na to, co jem, nie jem słodyczy, piję dużo wody, nie palę, nie piję alkoholu, prowadziłam zawsze spokojny tryb życia w trybie domatora, nie miałam problemów ze zdrowiem, a tu nagle takie coś i od 6 lat nie mogę tego rozwiązać. :(( Jedyne wsparcie mam w partnerze, ale obecnie do czasu ukończenia studiów żyjemy na pewna odległość, mamy zamieszkać wspólnie, ale boję się, że mnie zostawi, bo życie z kimś takim jak ja byłoby trudne, on się martwi, nie wie jak mi pomóc, a ja nie chcę go obciążać.
prymas007
Świeżak na forum
Posty: 21
Rejestracja: 16 grudnia 2016, o 15:05

27 stycznia 2021, o 11:02

Hej. Jesteś w typowym błędnym kole lękowym, jak większość ludzi tutaj była, jest lub zaraz będzie. Przesłuchaj sobie materiały tworzone przez ludzi z tego forum: https://www.youtube.com/channel/UCiWlDE ... r0wscWEGFA - są świetne, zwłaszcza początkowe sezony. Generalnie nie ma innej drogi niż to, co tam usłyszysz i to co Ci już poradzono, czyli akceptacja choroby a następnie świadome wychodzenie z tego. To co opisałaś sugeruje, że pomimo 6ciu lat dowodów na to, że masz nerwicę nadal próbujesz to podważyć i umawiasz się na kolejne badania, a nerwica tym samym dostaje nowe porcje paliwa do działania. Nie przerywając tego nie będziesz w stanie zrobić kroku do przodu. Ponadto widzę, że nakładasz na siebie dodatkową presję spinając się, że musisz sobie pomóc bo nadchodzi wydarzenie jedno, drugie... trzecie itd. To jedynie nakręca twój niepokój i lęk. Musisz się pogodzić z tym, że jakiś czas tak będzie, zaakceptować ten stan i krok po kroku iść do przodu bez narzuconego terminarza kiedy zaczniesz z tego wychodzić.
Ja wiem, że łatwo się mówi, czy pisze, ale to tak właśnie działa. Wielu z nas, mimo tej wiedzy, wciąż walczy o lepszą jakość swojego życia i czasem robi krok w przód i dwa kroki wstecz. Mimo wszystko wierzę, że każdy może z tego wyjść, w swoim tempie.
maggie2223
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 251
Rejestracja: 28 stycznia 2020, o 08:55

27 stycznia 2021, o 12:26

Po pierwsze na terapię! nie raz w miesiącu tylko raz w tyg minimum . strasznie mi przykro ja myslę o tym, że w dzisiejszych czasach niby takich rozwiniętych i w ogóle tak mało wierzy się w siłę emocji i psychiki , które wpływają na ciało i to czasem na prawdę bardzo mocno ! Masz tego przykład zresztą. To już chyba indianie i starsze ludy miały wiecej tzw mądrość. Ach, nie ważne... Uwierzenie w zaburzenia lękowe (że istnieją i dają silne objawy) - to w ogóle podstawa podstaw. Potem jak już to zrozumiesz zaczyna się cała zabawa - terapia i własna autoterapia (tez nie mniej ważna). Uczyć się podejscia do stresu, dystansu do zycia i problemów, asertywnosci itp. Mi to osobiscie pomaga najbardziej - problemy traktowac jak wyzwania i z ciekawością do nich podchodzic - np do takiej obrony - bedzie mega stres ale jakie wyzwanie i przygoda! jak mozna siebie sprawdzić! nawet jak bedzie biegunka przed i globus w gardle to dasz rade zobaczysz - i na tym potem się budujesz. nie ma innej drogi niestety - zrozumienie , akceptacja, działanie amen :))
twoje emocje i ciało cie tak bardzo chronia przed zyciem którego tak bardzo się boisz.
i tu nie chodzi o zdrowe jedzenie czy picie wody - chociaz dla higieny psychicznej tez to jest wazne ,ale najwazniejsze jest poluzowac i zrozumiec emocje .
Nic ci nie grozi , nie umrzesz - a nawet poradziłaś sobie z jelitami (mega sukces) został globus i mdłosci , które tez przejdą jak nie bedziesz tak panicznie sie ich bała!
Na gule w gardle pomaga głeboki oddech i duzo płynów przy jedzeniu.
Głowa do góry !
ODPOWIEDZ