Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Myśli, ze nie kocham - ANHEDONIA

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
Asiek
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 21
Rejestracja: 2 października 2015, o 08:09

9 października 2015, o 07:31

Witam.
Jestem nowa na tym forum.
Moja przygoda z nerwicą zaczęła się w 2010 roku i trwała stosunkowo krótko bo jakieś kilka miesiecy. ( chyba 3 )
Wtedy moim wkrętem byla choroba psychiczna - wzieło sie to stad ze nie wiedziałam co mi jest. W końcu dowiedziałam się, że to nerwica i jakoś dałam sobie spokój. Niestety...
W grudniu 2014 roku to cholerstwo wróciło z ogromną siłą i uderzyło w to co było i jest dla mnie najważniejsze - mojego chłopaka a dziś już narzeczonego.
Chcę dodać, że zawsze wierzyłam w miłość taką prawdziwą - 100% oddanie się drugiej osobie, całej siebie i mimo, że byli mężczyźni, którzy walczyli o moje względy to ja od razu wiedziałam, że np. z tego nic nie będzie. Tak bardzo wierzyłam w sens tej jedynej, prawdziwej, dojrzałej na całe życie miłości, ze bardzo długo bo do 24 roku życia byłam sama ( oczywiście miałam chłopaków, ale nigdy nie myślałam o nich poważnie, że ,, będą tym jedynym, na zawsze'' . W sumie już zaczęłam wątpić w to, że znajdę taką miłość i mówiłam sama do siebie ,, jak mam być z kimś byle by być to lepiej być samą'' - I DALEJ TAK UWAŻAM.

Moje życie zmieniło się o 180 stopni, gdy poznałam obecnego partnera. Zakochałam się! Tak na prawdę ! Nasza miłość wyglądała tak jak ta z filmów. Tzn.
Wreszcie JA poczułam, ze KOCHAM. Że żyję dla niego, że nic i nikt się nie liczy. Świat wydawał mi się cudny! Miałam pewność, że czy na dobre czy złe ja będę szczęśliwa tylko dlatego, że On będzie przy mnie a ja przy Nim. Nigdy wcześniej nie czułam przy nikim takiego szczęścia, bezpieczeństwa i SPOKOJU.
Wiedziałam, ze nawet choćby spadło na nas 1000 nieszczęść to naszej miłości nic nie pokona.
Z dzieciaka, zrobił ze mnie kobietę. Zaczęłam myśleć poważnie o nas. O małżeństwie, dzieciach. PO PROSTU WIEDZIAŁAM, ŻE TO ON JEST MOIM SZCZĘŚCIEM i przy nim kiedyś bym chciała umrzeć. Jednym słowem OGROM SZCZĘŚCIA NIE DO OPISANIA!

Niestety od grudnia męczę się z myślami, które te szczęście mi zabierają.
Zaczęło się od tego, że znajoma para się rozstała będąc ze sobą ok 9 lat. I to był dla mnie szok bo po 1 oboje byli bardzo religijni ( on ministrant, ona scholanka)
byli ze sobą chyba od jej 16 roku życia co dla mnie było w tym wieku nie do pomyślenia.. w końcu wzięli ślub. a co się okazało ona go zdradzała w najbardziej chamski sposób z fotografem który robił jej nagie zdjęcia. Mało tego robiła to przed ślubem.
Gdy się o tym dowiedziałam, nabrałam do tej osoby obrzydzenia, nie rozumiałam skąd biorą się takie kobiety. Zaczęłam śledzić jej profil. ( wklejała zdjęcia z tym nowym ) - zwykła ludzka ciekawość.
Pewnego dnia weszłam w jej portfolio i były tam jej nagie zdjęcia.... ,, ładne, jako zdjęcie'' pomyślałam ( było zrobione przez profesionalnego fotografa )..
i nic by się podejrzewam wtedy nie stało, gdyby nie sekudnowa myśl ( skoro podoba mi się te zdjęcie na którym jest naga kobieta to może nie kocham mojego mężczyzny bo jestem lesbijką? ) :shock: Przestraszyłam się tak, że zaraz zaczełam się trząść.. jak z automatu zaczęłam obserwować każdy mój i partnera ruch, nasze zachowanie ciągle się bojąc. Dosyć szybko pozbyłam się strachu, że jestem lesbijką i to przestało mnie to dręczyć, jednak nie pozbyłam się od wtedy strachu, że go nie kocham.
Wystąpiła u mnie opisywana u Zordona anhedonia i to kropka w kropkę.
Schudłam chyba w dwa tyg. jeśli dobrze pamiętam 5 kilo w święta Bożego Narodzenia była kulminacja , która potem się powtórzyła w marcu. Nie mogłam nic jeść cały czas chodziłam do łazienki... nie widziałam już wyjścia z sytuacji miałam wrażenie że ja to ciągle ja tylko, że jestem za jakąś zasłoną. Wspomnienie dawnego życia i tamtego szczescia napawało mnie jeszcze większą rozpaczą bo wydawało mi się, że to już nigdy nie wróci.. Miałam myśli, że najlepiej w tej sytuacji by było, gdy mnie nie było... :(: Mój wtedy chłopak o wszystkim od razu wiedział i przez cały czas jest dla mnie ostoją i moim aniołem. Poprosił mnie o rękę mimo iż go uświadomiłam że tej choroby nie jest łatwo się pozbyć. Zaakceptował to i twierdzi, ze mi to kiedyś minie, ale nie na chwilę tylko na amen.
Teraz jest październik co znaczy, że walczę z tym gównem prawie 10 miesięcy i jedynym choć ważnym dla mnie plusem jest to, że dziś już wiem, ze to nerwica.
Wiem to, bo miałam stany, że mijało mi całkowicie ( na początku na chwile - godzinkę, po czym wracały doły i poczucia winy.. potem na jeden, dwa, trzy dni... W tej chwili prawie cały wrzesień było ok... znowu odzyskałam straconą radość życia..) Na początku października lęk a przede wszystkim te myśli wróciły.
Jednak trafiłam na to forum i zaczynam rozumieć o o co chodzi... ;)
W tej chwili najbardziej boję się tego, że mimo iż wiem ,że kocham mojego chłopaka to te te myśli przychodzą i czasem siędzą mi w głowie 24h na dobę to znak że tak już będzie wyglądało moje życie. Że to nie minie nigdy, że będę miała stany przejściowe - raz będzie wracało a raz znowu atakowało, bo czemu tak jest że jak już było ok to znowu wróciło...?przeraża mnie myśl, że tak już będzie wyglądało moje życie, że nie będę przez to że to mi nie ustąpi nigdy szczęśliwa, ze tamto cudowne życie nie wróci do mnie nigdy więcej a ja tak na prawdę nie odzyskam samej siebie z przed choroby... :buu: Rozumiecie? Że te starania to gówno da. Będzie lepiej ale nie wyleczę się całkiem - a tego najbardziej chce. CZY MI TO MINIE RAZ NA ZAWSZE???? ODBURZENI proszę szczególnie Was o radę !
pomóżcie swoim doświadczeniem..
Awatar użytkownika
MuszeWygrac
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 37
Rejestracja: 30 września 2015, o 11:07

9 października 2015, o 08:37

Czesc Asiek , na wstępie moge Ci powiedziec ze dokladnie z taka sama sytuacją sie zmagałem i w sumie czasami nadal zmagam , ale co Ci moge powiedziec z wlasnego doswiadczenia i z obserwacji swoich mysli wlasnie w danej sytuacji - ze Ją nie Kocham , a chodzi o Moją Narzeczoną , a wiec jak juz napisał Zordon w tym temacie
zanik-uczuc-strata-emocji-czy-ja-ja-jeg ... t6421.html nerwica atakuje najwazniejsze dla Nas sprawy , te ktore są dla Nas Cenne .
Czasem zastanawialem sie czy napewno kocham Moją Narzeczoną , czy jestem dla Niej dobry , zauwazylem ze w mojej glowie powstawały dialogi na temat tego czy ją kocham , było to cos za zasadzie tego ze np. jak sie poklocilem z Nią i nie odzywalem sie do Niej przez pol dnia czy tam wiecej to w mojej glowie odrazu rodziła sie mysl i powstawał dialog typu " hmmm skoro ja potrafie sie do niej nie odzywac to znaczy ze chyba jej nie kocham , bo jak mozna kogos kochac a sie np. do niego nie odzywac " albo jak np. widzialem inna kobiete i moja nerwica robiła mi bzika typu " hmm a moze z Tą kobieta było by mi lepiej , jest ładna , zgrabna , hmmm napewno jest o wiele lepsza niz Moja Narzeczona i wtedy zaczyna sie człowiek nakrecac ze w ogole przychodzi taka mysl i zaczynał sie u mnie dialog , kurde skoro zwrocilem swoja uwage na inna kobiete i taka mysl mi przyszla to znaczy ze Ja moze juz Jej nie Kocham ? " a wiem dobrze sam po sobie ze gdyby trzeba było to skoczyłbym za Nią w ogien , ze jak by cos sie Jej działo to bym zrobil dla Niej wszystko , juz wiele razy Jej to udowadniałem małymi i wielkimi gestami , rzeczami ktore wydaja sie kompletnie małe dla kogos ale nie robilem tego instyktownie tylko dlatego ze Ją Kocham .
Moja rada na rzecz nad ktorą tez aktualnie pracuje to przedewszystkim jak to napisal mi Victor ktoremu jestem wdzieczny juz teraz a niewiem jak Go wysciskam jak wyjde z tego calkowicie to to ze nie pomogl mi a podpowiedział mi ze musze przedewszystkim dac sobie dawke wyrozumialosci dla swoich spraw i przedewszystkim wyczytalem to ze musimy sobie zdac sprawe z tego ze mamy zaburzenie , zdac sobie sprawe ze niektore iracjonalne mysli i objawy somatyczne czy ukłucia czy bole sa wlasnie przez nerwice. trzeba sie pogodzic z tym ze sie ją ma i nie nakładac na siebie presji ze chce sie z tego wyjsc juz TU I TERAZ bo mi zle z tym , niestety tez tak mialem ale pojąłem dzieki temu forum ze nie ma tak wszystkiego na hop-siup :) trzeba przedewszystkim pracy nad soba i samozaparcia ( nad ktorym ja cały czas pracuje )
"Czasem jeden krok w tył, o dwa kroki w przód
zmienia życie na lepsze, nie będę czekał na cud
Nie będę czekał aż Bóg
powie że to mój czas, a ja nie będę gotowy
żeby spojrzeć mu w twarz"
Asiek
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 21
Rejestracja: 2 października 2015, o 08:09

9 października 2015, o 09:07

Bardzo Ci dziękuję za odpowiedź :) JA też zaczynam walkę i wiem, ze zbawiennym jest pojęcie, że ta myśl to nie ja. Po prostu nie utożsamiać się z nią. Ale zaraz pojawia się właśnie nerwicowa, natrętna myśl ,, nie dasz rady tego zrozumieć, pokonać.'' W tej chwili walczę dopiero jakiś 3 dzień ( z tym by to akceptować bo wcześniej to już ustępowało, ale gdy wracałam to się wkurzałam, że wróciło lub bałam się ze wróci. ) ale już widzę poprawę. Najważniejsze to nie zwątpić w siebie.
Awatar użytkownika
MuszeWygrac
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 37
Rejestracja: 30 września 2015, o 11:07

9 października 2015, o 09:16

Zuch Dziewczyna ! :) podstawą jest poprostu uswiadomic sobie ze ma sie tą nerwice i ze to Ona cholera podrzuca Nam takie mysli , taka mysl typu " nie dasz rady " albo " a co jesli to albo to " to jest nastepny cios od nerwicy ktora podsuwa Ci coraz to inne mysli aby Cie wpędzic w lękowy stan , wiem ze ciezko to zrobic a latwo sie mowi ale poprostu to olej , i trzeba sie przyzwyczaic i nastawic sie na to ze to wroci jeszcze nieraz aby znow probowac ale z biegiem czasu bedzie przychodzilo coraz rzadziej i rzadziej az wkoncu sobie da spokoj :) ja na poczatku chcialem tak zeby bylo dobrze odrazu a jak przychodzil dobry dzien lub moment a po nim zly to odrazu sie denerwowalem i caly czas sie nakrecalem ze nie wyjde z tego gowna , podstawa to zdac sobie z tego sprawe z tego co sie dzieje i nie poddawac sie mimo ciezkich dni i nie wierzyc wątpliwosci , głowa do góry i do przodu :)
"Czasem jeden krok w tył, o dwa kroki w przód
zmienia życie na lepsze, nie będę czekał na cud
Nie będę czekał aż Bóg
powie że to mój czas, a ja nie będę gotowy
żeby spojrzeć mu w twarz"
Divin
Administrator
Posty: 1889
Rejestracja: 11 maja 2013, o 02:54

9 października 2015, o 09:39

Witaj Asiek,

Ze swojej strony dodam że zrobiłem pogadankę na ten temat, możesz ją sobie obejrzeć tutaj : prezentacja-6-zaburzenie-a-anhedonia-ja ... t5784.html

Pozdrawiam. :)
'Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą'
'Lepiej jest umrzeć stojąc, niż żyć na kolanach.'
'Puk puk, strach puka do drzwi, otwiera mu odwaga a tam nikogo nie ma.'
Jest dobrze, dobrze. Jest źle, też dobrze
'Odwaga to nie brak strachu, to działanie pomimo strachu'
Ty nie jesteś zaburzeniem, a zaburzenie nie jest Tobą
Odburzony
Konsultacja Skype
Asiek
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 21
Rejestracja: 2 października 2015, o 08:09

13 października 2015, o 13:39

Dziękuję za zainteresowanie moją sprawą i za Wasz odpowiedzi. Cały czas staram się brnąć do przodu mimo ciężkich chwil..
wczoraj miałam kulminacje emocji i lęków, które od dwóch dni starałam się trzymać na wodzy i zlewać... niestety. Ryk, płacz i lament... ale już dziś jest ok. Będę walczyła dalej.
Awatar użytkownika
kadaweryna
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 206
Rejestracja: 6 października 2015, o 13:41

13 października 2015, o 16:48

Asiek ja też czasam tak mam, mnie pomaga zasymbolizowanie sobie nerwicy i tych wątpliwości jako chochlika który siedzi w Tobie i na różne apospoby chce Ci zasiać w głowie wątpliwości i lęk. Oprócz tego podejścia do samej nerwicy z dystansem myślę że pomoże też praca nad swoją filozofią życiową, spróbuj poczytać jakieś teksty oparte na filozofii Wschodu, one bardzo fajnie pokazują jak w życiu nie warto się usztywniać na siłę tylko dać życiu płynąć bo wszystko mija a celem wcale nie powinno być idealne życie tak jak "trzeba" tylko radość z tego co tu i teraz. Mnie osobiście dużo pokazał w tej kwestii Projekt Egoistka, zobacz sobie na facebooku. Ogólnie fajne jest to że się tak przestraszyłaś po tym związku nieudanym znajomych bo to właśnie zajebista nauka żenie można myśleć schematami nigdy! Posypał Ci się światopogląd i super, wykorzystaj to jako bodziec do zbudowania większego dystansu do świata i ludzi, nie kurczowego trzymania się ocen. Bo reszta jest mało ważna, skoro lęk mija to zawsze będzie mijał a Ty możesz kształtować swoje spojrzenie na świat w kazdej chwili i nawet nie trzymanie się kurczowe swojego związku - twojego skarbu którego tak bronisz! - może pomóc w tym żeby w nim być w pełni i przeżywać każdą chwilę jak dar od losu. Trzymam kcoukciuki masz wspierającego partnera a to wielka pomoc daj znać jak Ci idzie!
Asiek
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 21
Rejestracja: 2 października 2015, o 08:09

26 listopada 2015, o 12:52

hejo :) Daję o sobie znać :) u mnie wszystko w porządku. Pozdrawiam Was

-- 26 listopada 2015, o 13:52 --
Hej ..Dopadły mnie gorsze dni :( kurde.. było prawie dwa miesiące okej. ;ok bywały jakieś chwilowe dwudniowe gorsze ale zaraz mijały. Dawałam radę i gdy mijały tym bardziej byłam z siebie dumna i wewnętrznie przekonana, ze już to mija na dobre...
Niestety podczas kobiecych dni wróciły mi nerwy a teraz już natłok myślowy, który mnie straszy... Ogólnie te same myśli.. że nie dam rady przez to że mam tę nerwicę mieć szczęśliwego życia a co najważniejsze mam wyrzuty, że przez te moje nastroje mój narzeczony nie będzie miał szczęśliwego związku.. mam myśli, ze będe tak zestresowana i opanowana przez nerwy, że będą zołzą z którą nie da się żyć i że się rozstaniemy!
Nie poddałam się nie leżę nie płaczę nie panikuję ale już mnie to męczy jakiś 5 dzień i trochę zaczynam się tym myślom dawać straszyć. Eh. powtarzam sobie, że było cudownie prawie dwa miesiące a to czego się boję to jedna wielka bzdura. Myślę, że tak sie dzieje bo nie długo ( trwa remont ) wprowadzamy się do własnego mieszkania wiecie...samodzielne dorosłe życie i to sprawia że ten strach gdzieś we mnie siedzi.. heh. Mam takie wyobrażenie że siedzimy w mieszkaniu a ja nie dam sobie rady z nerwicą i będę zołzą.. że będę taką wredną babą przez którą związek się rozleci albo nie będzie taki szczęśliwy jak ja marzę żeby był. Dodatkowo ja sobie nie wyobrażam żeby moje szczęście przeze mnie cierpiało żebyśmy się kłócili itd. bo potem bym miała wyrzuty sumienia. Chcę szczęśliwego, spokojnego domu a boję się ze przez nerwicę nie dam rady go zbudować. Nie poddam się, ale w takich chwilach jak te jest ciężko.. jakbym miała wziąć na poważnie moje obawy to za chwilkę zaczęłabym płakać. Ktoś jakoś pocieszy? wesprze?
Awatar użytkownika
Thori
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 226
Rejestracja: 23 stycznia 2015, o 13:24

26 listopada 2015, o 13:25

A może po prostu zaakceptuj fakt, że masz nerwicę. Powiedz sobie: mam ją, choruję, mogę chorować. Jest dobrze, bo zdaję sobie z tego sprawę i robię coś w kierunku, by się paskudztwa pozbyć.
Zauważ, jak fajnie, że nie poddajesz się, nie leżysz, nie płaczesz itp.
W życiu każdego człowieka - z nerwicą, czy bez - jest tak, że raz jest lepiej, raz jest gorzej. Raz się cieszy, raz ma dołka. Normalna sprawa. Jakby cały czas było różowo, to nie mając tych gorszych dni, nie umielibyśmy się cieszyć tymi fajnymi, bo nie mielibyśmy porównania.
Skoro twój partner wie od początku o zaburzeniu, akceptuje cię taką jaka jesteś, wspiera, a do tego jeszcze poprosił o rękę, to wie w co się pakuje i najwyraźniej mu to nie przeszkadza :) Pewnie zdaje sobie sprawę, że raz będzie lepiej ,a raz gorzej - tak jak jest wszędzie, bo to jest normalne.
Tak, że głowa do góry :)
Asiek
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 21
Rejestracja: 2 października 2015, o 08:09

28 listopada 2015, o 07:35

Po pierwsze dziękuję za Twoją odpowiedz na mój post :) to też jest podbudowanie że ktoś na tym forum jest kto mi odpowie na mój s.o.s :) Dzisiaj jest lepiej.. wczoraj wyrzuciłam moje lęki mamie i narzeczonemu i jak zawsze otrzymałam w zamian zrozumienie i pocieszenie.
Thori myślę, ze masz rację. Mój problem polega na tym, że cały czas gdzieś w środku mojej głowy ja się utożsamiam z nerwicą. Niby wiem, że wszystko jest okej, że nie mam powodów do zmartwień, ale gdy wiem o tym a jest we mnie napięcie, które nie chce spaść i zaczynają się myśli kłębić w głowie, przerażające scenariusze dot. mojego dalszego życia to nie umiem ich zlać. No bo jak się jest przez to przygnębionym, zawieszonym momentami i myślami gdzieś indziej to człowiek się boi, że znowu popadł w pętle strachu. Czasami mi się udaje być ,, na górze'' ,ale skoro to wraca więc widocznie nie mam tej umiejętności tak silnej wyrobionej w sobie. Ah ten wrażliwy, martwiący charakter. Moje przekleństwo. Mam jednak nadzieję, że się jej nauczę i zapomnę o tym zaburzeniu. Pozdrawiam.
justi2212
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 502
Rejestracja: 3 grudnia 2015, o 19:44

21 grudnia 2015, o 15:47

Cześć Asiek :)
Myślę, że mam podobny problem, z tym, że moje początki związku zaczęły się od stresu, bo bardzo mi zależało, a zawsze byłam osobą zbyt wrażliwą i wszystkim się przejmującą, nigdy nikogo nie miałam (tylko przelotne znajomości), a tu nagle pojawił się ON, aż z tego wszystkiego straciłam apetyt, myślałam, że od zakochania :D Nawet leczyłam się przez chwilę psychiatrycznie, było już dobrze, a teraz wróciło. Wymęczyłam się przez ostatnie 1,5 miesiąca, w momencie jak dostałam ataku przy moim chłopaku, nagle zrobiło mi się bardzo niedobrze, ale ostatecznie nie zwymiotowałam. Poznałam, że to nerwowe, ale bardzo się tym przejęłam, że przy nim i w ogóle... Zaczęłam brać znowu leki i od tego czasu przeżywam koszmar. Przez pierwszy tydzień nic nie mogłam przełknąć, myślałam, że umrę. Później było trochę lepiej, ale nastrój bardzo spadł. Ostatecznie leki odrzuciłam, zażywam słabsze, przeciwlękowe. Lepiej jem i śpie, ale czuję się jak w depresji. Ostatnio też miałam myśl, że może nie kocham mojego chłopaka i ta nerwica to przez niego... wprowadziło mnie to w mega niepokój, zaczęłam rozmawiać z koleżanką, poryczałam się z tego wszystkiego. No i do dziś mam cały czas takie myśli, wątpliwości, analizuję. Najgorsze jest to poczucie beznadziei i przygnębienia, że już nigdy nie będę szczęśliwa, że może wcale nie byłam, co jeśli jestem jakaś inna, skazana na samotność, nie nadaje się do związku i wiele innych... Strasznie to przytłaczające i trudne do przezywyciężenia, odbiera tak naprawdę chęci do wszystkiego... :( Artykuł Zordona o zaniku uczuć trochę mnie chwilowo pocieszył, ale na krótko. Teraz zaczęłam się zastanawiać, czy faktycznie to jest to. Czy jeśli mam ochotę na pocałunki i inne rzeczy to czy to jest normalne :D może tylko sobie wmawiam że mam ochotę, a tak naprawdę nie mam, milion myśli :D do tego dochodzą sny, od paru tygodni często pojawiają mi się w snach inni faceci, zaczynam się już tego bać :D
Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że boję się, że zawsze tak już będzie, że nie będę szczęśliwa, mam wyrzuty w stosunku do mojego chłopaka, widzę jak mnie kocha, wspiera mnie w tym wszystkim, a ja się boję, że może go wykorzystuje. Na razie mu to podobno nie przeszkadza, cały czas mi powtarza, że mi przejdzie i mnie pociesza, a ja nie mam takiego pozytywnego nastawienia, niestety. Boję się, że będzie całe życie z taką rozchwianą emocjonalnie wariatką jak ja, która nie wie, czego chce. A tak naprawdę chciałabym mieć normalne życie, być szczęśliwa, mieć dom, męża, dzieci, a na razie tego nie widzę i jest mi mega źle z tego powodu.

Napisz Asiek co u Ciebie, jeśli to przeczytasz, pozdrawiam :)
,,W psychologii jest takie pojęcie „błysk” to jest moment kiedy człowiekowi w głowie się wszystko zmienia, kiedy nagle dociera do niego coś co było oczywiste od lat, ale teraz nabrało innego wymiaru."
— Jacek Walkiewicz / psycholog

Być może wszystko jest w porządku, ale trudno w to uwierzyć :)
Potykając się można zajść daleko, nie można tylko upaść i nie podnieść się
WartaMarta
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 17
Rejestracja: 26 maja 2016, o 23:07

26 maja 2016, o 23:20

Tez mam podobnie. Boje się ze nie będę umiała się cieszyć związkiem i nie będę szczęśliwa. Mogę problemy pojawiły się od kiedy ustaliliśmy datę ślubu z narzeczonym i od tamtej pory miały czy ja go kocham, lęki, strach czy ja go nie skrzywdze swoim gderaniem i wyrzutami o wszystko.. Ze go nie zaakceptuje, zaczęłam szukać dziury w całym.
Najgorzej jest jak zostaje sama z tymi myślami. Przy narzeczonym jest lepiej choć myśli się klebia i zawsze przypominają mi się jakiś gorsze nasze momenty i na nich bazuje i się nakrecam. Potrafilam mieć napady paniczne gdzie chciałam odwoływać ślub itd. Po rozmowie z narzeczonym na chwile jest dobrze. Tetaz biorę leki na lęki i jest trochę lepiej ale ahedonia nadal mnie twardo trzyma...ciesze się ze tu trafilam bo okazuje się ze nie tylko ja jestem sama z takim przypadkiem.. Jakby miał ktoś jeszcze taki problem to warto pisać bo może sobie nawzajem tym pomożemy. :))
Awatar użytkownika
Castiel
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 21
Rejestracja: 13 listopada 2014, o 07:18

30 maja 2016, o 15:55

mam pytanie co do Anhedonii, zmagam się z rOCD i właśnie słuchałem sobie nagrania Divina nt. Anhedonii, tam Hewad wyjaśnia, że w okresie anhedonii człowiek sam nie jest w stanie określić co czuje, jak się czuje etc. I tutaj moje pytanie, czy ta nieumiejętność określenia uczuć, emocji występuje na wszystkich płaszczyznach? Ja mam tak, że właśnie często pytany na terapii co czuję gdy jestem z dziewczyną, albo gdy o niej pomyślę, to mam problem te emocje nazwać, są one dla mnie jakieś zniekształcone zarówno te negatywne jak i pozytywne (jeżeli się pojawiają) tak jakby się przeplatały niejednokrotnie zaburzając się, natomiast w odniesieniu do moje samopoczucia ogólnego, chyba nie mam takich problemów, aczkolwiek mam tutaj na myśli chwile w których złapię dystans do stanu lękowego i jestem w miarę emocjonalnie wyciszony.
WartaMarta
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 17
Rejestracja: 26 maja 2016, o 23:07

5 grudnia 2016, o 11:56

Witajcie,
Czy u was ta nerwica, ahedonia sprawia że sprawiacie straszny ból osobie którą kochacie? Krzywdzicie ja słowami? Wymagacie od niej więcej i więcej ąz do granicy absurdu? Mi sie wydaję ze już od roku mam podobne mysli co do pratnera, że sie niewiele zmieniło.. Mam wrażenie ze juz nigdy na partnera nie spojrze tak jak kiedyś. Ciągle mam myśli ze już nigdy nie bede spokojna i szcześliwa. Dlatego swoja frystracje przelewam na niego.
asieszka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1
Rejestracja: 5 grudnia 2016, o 09:54

5 grudnia 2016, o 12:15

Ja 1,5 miesiąca temu zauważyłam, że coś jest ze mną nie tak. Zaczęłam odczuwać silny strach, że nic nie czuje. Wiem, że kocham swojego chłopaka ale te myśli nie dają spokoju. Boję się na niego spojrzeć, bo zaraz się rozpłacze i też miałam tak, że chciałam powiedzieć coś co by go skrzywdziło. Staram się pracować nad tym
ODPOWIEDZ