Cześć wszystkim

Z odburzaniem w sferze snu/bezsenności radzę sobie dobrze i coraz lepiej, mechanizmy puszczają, a dobre nawyki dają owoce. Ale mam problem z drugim moim poważnym objawem nerwicy, tj. zaburzeniami erekcji. Jestem młodym facetem, zdrowym i chętnie zachwycającym się kobiet, ale z erekcją jest podobny problem, co z bezsennością. Klasyczne błędne koło: nerwicowe funkcjonowanie wczepiło mnie w tryby martwienia się o potencję, które powoduje brak erekcji, a ten brak z kolei napędza strach i zamartwianie się. No i koło się zamyka. Im bardziej chce się z tego wyjść, tym nerwicowe napięcie mocniej blokuje normalne funkcjonowanie seksualne. Wiem, że doskonale zadziałby tu ignor objawów, i generalnie te kroki, które wyprowadziły mnie z bezsenności, ale pojawia się pewien problem.
Otóż o ile mogę całkowicie odpuścić sobie sen, i wtedy bezsenność puszcza, o tyle w kwestię erekcji zaangażowane są dwie osoby, i to sporo utrudnia. Chodzi o to, że utrudnia pod tym względem, że ciężej się zdystansować i znaleźć jakąś skuteczną formułę. No bo sam mechanizm tych zaburzeń jest bajecznie prosty. Ciężko w sytuacji, w której chcę mieć dziewczynę i w ogóle założyć rodzinę, "mentalnie dać się zabić", mimo iż ta "mentalna śmierć" byłaby z pewnością tak skutecznym lekarstwem, jak w kwestii snu. Ciężej tutaj znaleźć odpowiednią formułę do zaakceptowania objawów i ignorowania.
Czy macie jakieś sugestie?
