
Mam na imię Marek, z nerwicą żyję jakieś 10 lat. Bywało gorzej, po terapii (farmakologicznej, psychologicznej i pracy nad sobą)jest duuuuuużo lepiej. Nie czas i miejsce by wszystko o sobie mówić więc postaram się ograniczać.
W gimnazjum trafiłem do psychologa, gdyż mą głowę nachodziły rozliczne "złe myśli". Od dziecka byłem nadwrażliwy, jednak dopiero mając 15 lat zaistniał problem natręctw. Owszem, i wcześniej zdarzały się rytualne sprawdzanie zamków, oglądanie się w kościele do tyłu czy patrzenie czy nie wdepnąłem w coś... Nie utrudniało to jednak życia i pojawiało się sporadycznie. Na przełomie 2003/2004 roku zacząłem mieć natrętne myśli związane ze śmiercią . Wówczas uświadomiłem sobie kruchość ludzkiego życia. Wkrótce pojawił się problem z myciem rąk oraz rytuał sprawdzania. Mimo iż przez cały czas choróbska nie zaniedbałem szkoły bywało naprawdę ciężko. Podczas wizyty u psychologa dowiedziałem się że to nerwica natręctw (była to pewna ulga, że nie tylko ja tak mam...). Trafiłem także do psychiatry. Bywało różnie, ale z czasem kryzys zaczął ustępować.
Była tu jednak istotna pomoc wielu ludzi, a także praca z samym sobą. Pomagały także wyjazdy, poznawanie nowych osób.
Skończyłem studia (zresztą podczas studiów nerwica była w fazie zanikowej), wychodzę na prostą, choć jeszcze trochę do tego brakuje. Czasem myślałem że pokonywanie nerwicy polega tylko na pokonywaniu własnych lęków i obaw, wyznaczaniu sobie nowych celów. Jednak doświadczenie uczy czegoś innego: gdy biorę na siebie za dużo, jeszcze bardziej się deneruję. Nie każdy ciężar da się udźwignąć, dlatego zrezygnowałem z pracy która kosztowała mnie za dużo nerwów, rezygnuję np. z trudnych rozmów, brakuje mi dystansu do tego co robię. Mam co robić: robię doktorat, studiuję II kierunek. A jednak nerwica wciąż daje o sobie znać. Nie o takim natężeniu jak 9-8 lat temu, ale jednak... Nie mam większych problemów z myciem (choć był to bardzo dłuuuugi proces, kilka dobrych lat), wracaniem się i sprawdzaniem, ale mimo to wciąż zdarzają się myśli "czy komuś nie zrobiłem krzywdy, czy kogoś nie zabiłem". Zazwyczaj w stosunku do małych dzieci mam takie straszne myśli, że chwila nieuwagi i coś zrobię albo już zrobiłem i staram się to potem zracjonalizować. Ale ostatnio więcej jeżdżę samochodem, staram się nie reagować na natrętne bodźce, ale czasem to nie wystarcza. Mam problem - czy kogoś nie przejechałem np. gdy wyprzedzam rowerzystę, gdy minę kogoś znajdującego się blisko krawężnika. Ostatnio przejeżdżałem obok pasów. Na światłach jeden chłopak stał praktycznie na krawędzi jezdni. Miałem pomarańczowe światło i przejechałem, potem zajrzałem w lusterko i nie zauważyłem nic niepokojącego. Na światłach stali i inni ludzie, jechały inne samochody. Gdybym potrącił tego gościa na pewno by mnie ścigała policja, ktoś by mnie gonił, widziałbym w lusterku że coś się stało, czułbym że samochód w kogoś uderza (bo to chyba czuć), pisało by w internecie że poszukują sprawcę zdarzenia. Tymczasem nic takiego nie mam miejsca, mimo to pojawia się myśl że może tego chłopaka przejechałem, potrąciłem tylko nikt nie zdążył mnie (pirata drogowego) złapać ani namierzyć...
Zdaję sobie sprawę, że to bardzo mało prawdopodobne, mimo to pojawia się taka myśl że może jednak, pewien margines niepewności. To pogarsza samopoczucie, czuję się okropnie, chciałbym mieć pewność że nikomu nic nie zrobiłem, a nie mogę tego sprawdzić na 100%. Choć miałem podobnych myśli mnóstwo, nie uczę się i wciąż obwiniam siebie, nie mając dowodów jedynie pewne natrętne przeczucia.
Co sądzicie na temat prowadzenia samochodu w moim przypadku (nie biorę już leków)? Raczej ni stwarzam zagrożenia na jezdni ale w takich przypadkach jak opisany wyżej mam ochotę zawrócić i sprawdzić czy nic się nie stało. Z drugiej strony czasami potrzebuję gdzieś pojechać samochodem i nie chciałbym się zupełnie pozbawiać możliwości kierowania autem (nigdy nie miałem punktów za złą jazdę). Mieliście podobne doświadczenia (o ile myśl że kogoś mogłem zabić idąc jest zupełnie irracjonalna to samochód staje się realną "bronią" i to mnie przeraża)?
Pozdrawiam, liczę na pomoc.