
Potem wpisy a później część nagrań za które wszystkim administratorom dziękuję jak i wszystkim, którzy dają wkład swój we wszystkie tematy.
Mój problem to zrypana osobowość i to jest nadal naprawiane na psychoterapii, bo jestem dziewczyna aspołeczną, nie lubię żadnych kontaktów z ludźmi, nawet rejestracja na forum była dla mnie wyzwaniem, bywam oschła, niemiła i wiele z tego powodowało u mnie przez całe lata (mam 26 lat) ciągłe nerwice i depresje.
Typowe nerwice i depresje, ciągłe lęki, że wariuję albo umieram, dostaje udaru albo zawału serca, miałam wiele objawów somatycznych sercowych, duszności, słabość, kłucia w całym ciele, drgania mięśni, bóle głowy, biegunki, zawroty głowy i wiele innych, do tego także ta nieszczęsną derealizacje i zmienione widzenie.
To tak w skrócie bo już nawet nie chce mi się objawów wymieniać, mówiąc krótko miałam ich wiele.
Najgorsze było to, ze nerwica to było moje życie, wiele życia dopasowane pod nerwicę.
I to co mi najbardziej ukryta i cicha obecność tu na forum dała to wskazówka, że nerwica to osobny byt poza moimi równie głębokimi problemami ze sobą i akceptacją siebie. To właśnie był przełom, inne spojrzenie na nerwice i stany depresji.
Pomyślałam czy to możliwe, że ja mogę się od tego odcalić? No i próbowałam. Z wieloma wkurwieniami, rzucaniem czym się da, płaczem, poczuciem bezsilności zrozumiałam ( i też dziękuję za tą wskazówkę), że miałam inaczej patrzeć na nerwicę ale po czasie przestałem znowu to robić.
I zobaczyłam, że to tą nerwicę trzeba ugłaskać, uspokoić te ciągłe objawy. I tak zaczęły się dyskusje z nerwicą, ale spokojniejsze. Akceptacja....że to wynika z nerwicy wszystko, osobnej sprawy i rozmowy z nią, ciągłe pytałam się jej czemu się na mnie wyżywa, jak przecież ona potrzebuje tylko uspokojenia.
Nie można jednak w tym zawracać. Nie można powtarzać badań, nie można chodzić do psychiatry (ja nawet dzwoniłam) i się upewniać czy to tylko nerwica. Nie. To tez zrozumiałam, nie można już było tego robić.
Bo teraz trzeba wszystko było zrobić aby uspokoić nerwicę.
I cóż... minęło, skończyło się życie objawami, nerwicami, pętlą cierpienia. Ona się naprawdę uspokaja! ROK, tyle czasu potrzebowałam.
Teraz moja zryta osobowość potrafi mnie doprowadzić do smutku, płaczu, bólu głowy ale skończyła się nerwica sama w sobie i życie jest i tak i tak szczęśliwsze. A ja teraz w końcu odkrywam siebie na terapii.Co też zaczyna w końcu skutkować bo choćby napisałam długiego posta a kiedyś zbyt bałabym się braku akceptacji.
Napisałam tego posta tez z wyrazami wdzięczności ale też czytając czasem forum zauważyłam, to u innych co u siebie kiedyś.
Jeśli chcesz znaleźć pomoc w forach internetowych, poradnikach musisz im zaufać, potraktować jako coś ważnego, jako autorytet, bo inaczej to jest dla nas coś małego, i przez to nie ma to siły przebicia i nie stosujemy się do tego.
A też chciałam dać otuchy innym, że nie musimy być skazani na obsesje nerwicowe co do zdrowia, życia ale konieczne jest ignorowanie tego po to aby naszą nerwice ugłaskać.
Pozdrawiam Beffy.
PS.
Jakbym kiedyś jednak uciekała z forum to nie kasujcie tego posta
