Dawno mnie tu nie było bo po części taki był mój plan. Po prostu odstawiłam telefon.
Forum dużo mi pomagało bo nie czułam się samotna ze swoim problemem i zawsze mogłam wywalić swoje brudy jedynie tutaj ale co chwila wkręcałam sobie nowe rzeczy w dużej części oparte waszymi hisoriami.
Tak więc rzuciłam telefon w kąt, powiedziałam sobie że to juz koniec, że nie chcę tak żyć i tyle! Po prostu wkur*iłam się sama na siebie i na swój zryty beret

No i tak. Kilka dni po tej decyzji czułam się jak dziecko we mgle, bałam się różnych rzeczy ale mimo wszystko czułam ogromną chęć walki. Rzuciłam się w wir pracy i zaczęłam żyć. Od dwóch miesięcy nie miałam ataku lęku, wszystko jest dobrze. Nie czuję że to może wrócić, że coś będzie nie tak koleny raz.
Ogólnie moja hostoria zaczęła się w lutym. Było tragicznie, ale nagle doszło do tej decyzji o której piszę wyżej. Dwóch psychiatrów zdiagnozowało mi nerwicę. Jeden neurostenię a drugi lękową z atakami paniki. Z tym że ja nie mogę uwierzyć w to że to wszystko trwało ta krótko i przeszlo tak szybko. Przecież większość z was buja się z tym cholerstwem bardzo długo.
Czy to mogło być zwykłe załamanie nerwowe?