Zaczęło się od pytań o istnienie i człowieczeństwo w DD. Czy świat jest prawdziwy? Kim jestem? Dlaczego jestem człowiekiem? Klasyka. No i oczywiście - Jak to jest, że ja nie muszę myśleć o każdym ruchu a ruszam ręką? Jak to jest, że ja patrzę i widzę? Gdzie te obrazy, które widzę są w moim mózgu? I takie tam różne. Najbardziej chyba przeszkadzała mi właśnie ta nadświadomość. Skupianie uwagi na najmniejszym detalu i analizowanie go. Jakbym chciał za wszelką cenę zrozumieć oczywiste. Rzeczy, nad którymi normalnie się nie zastanawiamy. I właśnie ta nadświadomość przeszła w natręty. Cholernie męczące. Najgorsze jest to, że nie mam nawet chwili odpoczynku od nich, bo dosłownie wszystko je wywołuje. Przykłady:
- Patrzę na komputer - pojawia się natręt w postaci "Komputer jest wytworem ludzkiej cywilizacji".
- Patrzę na atrakcyjną kobietę - pojawia się natręt w postaci "Kobieta jest samicą gatunku ludzkiego i jej widok wywołuje reakcję fizjologiczną, jaką jest podniecenie seksualne." a potem dalej "Ludzkość, jako gatunek dąży do prokreacji i dlatego istnieją impulsy seksualne".
- Patrzę na latające ptaki - natręt "Zwierzęta są formą niższą w stosunku do ludzi, którzy są wiodącym gatunkiem na naszej planecie".

Przed tym epizodem bardzo interesowałem się takimi rzeczami, jak astronomia, odkrycia naukowe, Sci-Fi. Teraz nawet nie mogę sięgnąć po książkę z tej tematyki, bo znowu się nakręcę. Jak sobie z tym poradzić? Chcę patrzeć na komputer i cieszyć się z jego używania. Patrzeć na kobietę i czuć, nie myśleć, że jest piękna. Patrzeć na ptaki i zachwycić się tym, że życie jest tak różnorodne. Nie chcę tego analizować, ale nie wiem co robić. Dalej gasić te natręty, czy właśnie odwrotnie?
Aha, wyobrażenie sobie życia bez takich rozkminek jest ponad moje siły. Jak próbuję, to myślę "Jak w ogóle można żyć i nie zastanawiać się nad takimi rzeczami?" I tak w koło Macieju.