
Nazywam się Madzia mam 32 lata i cierpię na nerwicę lękową, natręctw, depresyjną i hipochondrie.
Moja przygoda z nerwicą zaczeła się półtora roku temu, pierwszy atak odbył się podczas ataku astmy którą posiadam od urodzenia. Oczywiście w danej chwili myślałam, ze umrę. Trójka dzieci a ja zachowuje się nieracjonalnie. Przez 2 tygodnie codzienne ataki do popołudnia wykończyły mnie okrutnie. Kilkakrotnie wizyta u internisty kończyła się zastrzykiem z Hydroxiziny. tylko hydro trochę mi pomagała przetrwać ten okrutny czas. W końcu wybrałam się do psychiatry, opowiedziałam Mu co i jak, padło nerwica lękowa, depresja , natręctwa myślowe. Przepisał Setaloft ale po wizycie jak ręką odjął objawy zmalały więc stwierdziłam, ze dam radę bez leku i nie wziełam go wcale. 10 miesięcy spokoju...


Generalnie moje życie od początku nie było fajne hmmm Tato bijący alkoholik, mój ex 3 lata anioł kolejne 3 lata kat i wiele, wiele innych sytuacji których nie chcę w sumie pisać. Generalnie mogłabym dobry thriller napisać. No ale każdy z nas ma jakiś bagaż dla jednych jest lżejszy, a nie którzy nie umieją go dźwignąć. Ja zawsze (kiedyś) byłam duszą towarzystwa, otwarta, uśmiechnięta heh zamaskowana. Optymistka, tryskająca i zarażająca wszystkich uśmiechem i co ?? Bach prawie 2 lata temu pierwszy atak i tak przez 2 tygodnie codziennie między 9 rano a 15-stanie byłam w stanie funkcjonować. Leżałam bo nie dało rady wstać objawy somatyczne chyba wszystkie jakie mogą być. Po 15-stej jak ręką odjął. Organizm wycieńczony, odwodniony...itp. Uspokoiło się na jakiś czas i znów przylazło ni stąd ni zowąd. Kolejny jakiś czas wycięty z życiorysu... No i w zeszłym roku w grudniu gdy moja Mamusia zadzwoniła do mnie ze szpitala dzień przed moimi urodzinami(była kwarantanna, a przyszły wyniki histo) i powiedziała mi dosłownie *Madziu ja umieram* to padłam, świat mi się skończył. Atak był tak silny, ze nie odpuszczał przez dwa tygodnie nawet na chwilkę, wieczory tylko jakby był lżejszy. 4 dni pod rząd lądowałam karetką w szpitalu i dzieci się na to patrzyły. Masakra...było źle a walczyłam na samej Hydroxizinie. Jakoś wyszłam z tego ale ataki przychodziły i odchodziły, sama dużo sobie tłumaczyłam. Po długich przemyśleniach doszłam do wniosku, że chyba jednak powinnam to leczyć hmmm spróbować, a nóż się uda. Jeżeli nawet nie to przez czas leczenia dam swojemu organizmowi się zregenerować, bo odporność mam minimalną.
Teraz jestem po zabiegu LEEP i w zeszłym tygodniu wynik histopatologiczny - nowotwór przedinwazyjny na szczęście wycięty w całości. Moja Mamusia czuje się lepiej, rak Jej płuca jest w remisji. We wtorek poszłyśmy obie do przychodni na badania i obie zdecydowałyśmy, ze pójdziemy na górę do psychiatry. Ku naszemu zdziwieniu mało osób i nasi (różni) lekarze nas przyjęli. Mama dostała Seronil raz dziennie. Ja przyznałam się lekarzowi, ze nie posłuchałam Jego i nie wzięłam leków wcale bo się bałam. Lekarz się uśmiechnął i wytłumaczył mi na spokojnie jakie są skutki uboczne i dlaczego przepisuje 2 leki na raz. Kazał brać tak jak wcześniej Setaloft 1/2 tabletki przez 4 dni potem całą i dla uspokojenia skutków ubocznych Cloranxen 1/2 tabletki na wieczór przez 2 dni potem po całej. Do tego skierowanie na psychoterapię ale nie grupową, bo mam z tym problem, od razu się zapisałam i zaczynam od września.
Dziś będzie 4 dzień na połówce Setaloftu, czuje się dziwnie. Do moich skutków ubocznych można zaliczyć, nadmierne pocenie, suchość w ustach i pakman na jedzenie. Non stop bym coś jadła ale o dziwo potrafię to opanować

Słuchajcie miałam przez 2 dni chyba efekt placebo, ponieważ po prostu mi się *chciało* tzn heh chciało mi się wyjść z domu, posprzątać i wszystko mi się chciało



Do tej pory brałam sam Setaloft ale chyba dziś spróbuję na noc wziąść ten Cloranxen. W poniedziałek wracam do pracy i nie wiem jak będzie.
Co o tym wszystkim sądzicie, czy ktoś z Was miał doświadczenie z tymi lekami ??
Ale się rozpisałam, przepraszam za chaotyczność wypowiedzi ale właśnie tak jużmam....