Widzę, że jest tutaj mowa o mnie. DDD - teraz już na prawdę przesadzasz. Ciągle piszesz, że siłownia, pracowanie nad sylwetką, doprowadziło mnie do dowartościowania się, co w konsekwencji - do odburzenia. Nie rozumiem, dlaczego nie znając mnie, nie znając mojej historii, nie znając moich doświadczeń - tak piszesz. Oczywiście trenowanie, praca nad sylwetką, w jakimś stopniu pomogły mi, można powiedzieć, że była to jedna z wielu małych cegiełek, które doprowadziły do tego, że minęł mi stan depersonalizacji, że poradziłem sobie z fobią społeczną, nerwicą. Ciągle powtarzam, że trenowanie na siłowni, to praca nad pewnymi cechami charakteru, które uważam, że jak najbardziej mogą wzmocnić w nas - poczucie naszej wartości. Nie wzmacniamy go patrząc w lustro i widząc jak zmienia się nasze ciało pod wpływem treningów i diety - absolutnie nie o to w tym chodzi. Sylwetka jest tylko dodatkiem do tego, nad czym tam pracujemy. Czyli nad takimi cechami jak wytrwałość i cierpliwość, co jest tutaj najważniejsze, pracujemy nad dyscypliną, staramy się pokonywać pewne nasze organiczenia, takie jak chociażby ta ogromna niechęć do wstania z łóżka, kiedy jest zima, pada śnieg, jest bardzo zimno, a nam po prostu nie chce się czegoś zrobić, chociaż wiemy, że powinniśmy. Sylwetka jest tylko dodatkiem do pracy nad swoim własnym charakterem. Jeżeli chodzi o moją pracę nad nerwicą, nad depersonalizacją - tak, trenowanie - jednak nie mahanie hantlami- jak napisał Kretu - w jakimś stopniu przyczyniło się do tego, że tego wszystkiego już nie ma. Nie jest to tylko moje zdanie - również mój psychiatra stwierdził, że miało to pewne znaczenie. Same kompleksy związane z otyłością - zamiast pokonywać w tej sferze mentalnej - zacząłem po prostu pracować nad nimi w sferze fizycznej. Byłem bardzo otyły, zacząłem ćwiczyć, inaczej się odżywiać, zmieniłem całkowicie swoje naywki żywienione, co nie było proste - możne powiedzieć, że właśnie to stanowiło dla mnie największą trudność i wymagało pracy nad silną wolą - w końcu się udało, zacząłem inaczej się odżywiać - prócz ciężkiej pracy, zaczęło sprawiać mi to satysfakcje, ale również przyjemność - chociażby wspólne gotowanie z dziewczyną, wymyślanie przeróżnych fajnych przepisów, wspólne zakupy - jest w tym wszystkim sporo fajnej zabawy.
Jednak wszystko to było zaledwie jedną z wielu niewielkich cegiełek, które doprowadziły do tego, że teraz wewnątrz siebie - czuje ten upragniony spokój - i radość życia. To była bardzo długa druga - chociażby praca nad fobią społeczną - będąc na studiach, razem z kolegą stworzyliśmy sekcje w kole naukowym, dawniej zajmowałem się przez wiele lat rekonstrukcją historyczną, co mogłem tutaj wykorzystać - do dzisiaj pamiętam jak na pierwszym spotkaniu sekcji, gdzie było ponad 20 osób, w tym również jeden z profesorów, który akurat tą tematyką zajmował się zawodowo - do dzisiaj pamiętam jak nogi się pode mną uginały - pamiętam jak drżał mi głos jak przedstawiałem cały program sekcji i jak bardzo się w tym mieszałem - gdzie wcześniej miałem trudności w rozmowie z jedną osobę, nawet w rozmowie telefonicznej - jeżeli kogoś nie znazłem. Potem zacząłem jeszcze bardziej się w tym udzielać, również w innych projektach organizowanych na studiach, stopniowo - można powiedzieć, że rozrkęcałem się - po pewnym czasie już nie odczuwałem lęku przed rozmową z ludźmi, coraz częściej wychodziłem ze znajomymi, poznawałem nowych ludzi - nawet jak radził mi psychiatra, często zaczynałem rozmowę jadąć pociągiem, czy nawet w tramwaju. Gdzie wcześniej nie było to do pomyślenia.
Opisałem bardzo niewielki skrawek mojej pracy. Jednak DDD - bardzo uczepił się tej siłowni, która jak napisałem,
stanowiła jedną z wielu niewielkich cegiełek w pracy nad sobą. Mówiąc szczerze - nie rozumiem tego. Facet mnie nie zna, nigdy w życiu nie rozmawiałem ze mną w rzeczywistości, nie zna mojej historii, moich doświadczeń, moich przeżyć - a tak bardzo uczepił się tego, że moje odburzenie, jak to jest tutaj nazywane - jest tylko iluzoryczne - a tak na prawdę wziąż twki we mnie nerwica i wszystkie problemy - tak uważa DDD - nie wiem na jakiej podstawie -
ponieważ nie wie on o mnie nic. Mimo to jest on bardzo pewny siebie w tym co pisze. Nie wiem dlaczego - nie będę dociekać. Tak jak wspomniałem wcześniej - wewnątrz siebie czuje spokój - czyli coś, czego najbardziej dawniej pragnąłem - czuje radość życia, chce mi się wstawać rano z łóżka, mam sporo swoich planów, któych realizacja też daje mi sporo radości. Zniknął mi stan derealizacji, depersonalizacji, pokonałem fobie społeczną - po prostu żyje i dawne problemy, jakie opisywałem tutaj na forum, to już jest przeszłość - było i minęło. Gwarantuje, że praca nad swoimi kompleksami, wynikającymi z otyłości, czyli trenowanie na siłowni, zmiana naywków żywienioych - wszystko to była zaledwie jedna z wielu niewielkich cegiełek. Nie wiem jaki jest powód, dla którego DDD tak pisze - być może jest to poczucie zazdrości, furstracji - a może nie - może wynika to tylko z tego, że DDD nie zna mnie, nigdy ze mną nie rozmawiał, nie wiem kim jestem, nie wie jaki jestem, nie zna moich doświadczeń, moich przeżyć, nie zna historii mojej pracy nad sobą. Jednak wystarczy mi w zupełności, że wszystko to wie psychiatra, do którego chodziłem przez ostatanie lata, wystarczy mi, że wie o tym moja dziewczyna, wystarczy mi, że wie o tym kilka bardzo bliskich mi osób. Chyba to wszystko - mam nadzieje, że DDD sobie wreszcie odpuści tą formową nagonkę na mnie.
-- 14 listopada 2016, o 18:32 --
Tych cegiełek było znacznie więcej, każda z nich, chociaż była tylko niewielkim elementem układanki, jak to nazywał mój lekarz, dla mnie była bardzo ciężka. Śmiało mogę stwierdzić, że moje poczucie spokoju i roadości życia, o czym wspominałem wcześniej - ma solidne fundamenty i nie jest czymś iluzorycznym - jak próbuje kogoś, a może samego siebie - przekonać DDD. Chociażby praca nad swoją własną firmą, niemalże codzienna potrzeba kontaktu, rozmawiania i spotykanie się z różnymi ludźmi - wszystko to stanowisło codzienne wychodzenie jakby na przeciw tym swoim lękom - i mimo silnych objawów, również somatycznych - wychodziłem z domu, jechałem na umowione spotkanie - chociaż często mając tą fobię społeczną - zalewały mnie zimne poty przed spotkaniem się z kimś. Wcalenie nie chodziło tylko o lęk przed tym, że komuś nie spodobają się moje pomysły związane z firmą. Tak jak napisałem wcześniej, lęk paraliżował mnie nawet idąc do szkoły, czy idąc na zakupy do galerii - tu też dochodziły kompleksy - związane z wyglądem - chociażby problem z dobraniem ubrań w rozmiarze - jak stałem w sklepie i jakiś pracownik, przy wielu innych ludziach, którzy byli w sklepie - głośno mówił, że niestety nie mamy tego rozmiaru - to tak tragicznie się czułem, że nie byłem w stanie dokończyć zakupów. Oczywiście jest to tylko jeden z setek przykładów.
-- 14 listopada 2016, o 18:37 --
Przypomniała mi się pewna - dzisiaj zabawna historia - dawniej coś, co doprowadziło mnie do płaczu. Jechałem małym busem, usiadłem na samym tyle. Bus zatrzymywał się na kolejnych przystankach na trasie, wchodziło coraz więcej ludzi - i pojawił się wtedy lęk - siedzę na samym tyle, jak się przepcham do przodu, żeby wysiąć - może już teraz powinienem wstać i się pchać - skończyło się tak, że kiedy bus zatrzymał się na przystanku, na którym miałem wysiąść - nie byłem w stanie dopchać się do przodu - wszyscy ludzie, którzy stali w tym kortytarzyku pomiędzy siedzeniami, musieli wysiąść - a nie była to jedna czy dwie osoby. 5 - może 6 osób musiało wysiąść z busa, żebym ja mógł to zrobić - po czym wsiedli z powrotem. Dzisiaj mnie to bawi - a wtedy doprowadziło do płaczu. Dziewczyna się śmieje, bo mówi, że rok odkąd się poznaliśmy bała się mnie zapytać, czy gdzieś kiedyś się zaklinowałem.

Odpowiedziałem jej zgodnie z prawdą, że nie. Żeby nie było.

Ale - przyznałem się, że zajmowałem dwa miejsca w busie.
-- 14 listopada 2016, o 18:37 --
Ale to taka historia na marginesie.
-- 14 listopada 2016, o 18:49 --
Wracając do firmy. Moi rodzice mieli bardzo duże długi, przez co też w domu ciągle były nerwy, częste awantury, wiele razy był komornik, wyłączany prąd. Mnie też doprowadzało to często do załamań. Oczywiście nie z powodu tego, że nie mogłem sobie kupić telefonu albo jakichś nowych ubrań. Po prostu ciągłe awantury w domu, każda rozmowa kończąca się krzykami. Pamiętam jak moja mama chodziła po domu i płakała po awanturach z ojcem. Dlatego z ogromem trudności, rozczarowań i początkowych niepowodzeń - zacząłem pracować nad własną firmą - na którą zarabiałem pieniądze pracując to w sklepie, to gdzieś na budowie - powoli odkładałem pieniądze. Było ciężko, bo przecież miałem jeszcze na karku fobie społeczną, nerwicę, depersonalizacje - wiele razy się poddawałem, potem zaczynałem po raz kolejny - aż bardzo powoli coś zaczęło się zmieniać. Zaczęło się coś udawać - coś iść wreszcie do przodu - w końcu się udało i śmiało mogę stwierdzić, że do sukcesu, prócz pracy - doprowadził również perfekcjonizm - zarówno co do wykonania samych produktów, ich jakości, estetyki - jak i wszystkiego innego - nazwy firmy, sposobu kreowania wizerunku, marki - wszystko zostało zorbione możliwie jak najbardziej profesjonalnie. Do dzisiaj pamiętam jak mówiłem, że chyba nie ma to sensu - bo przecież żeby otworzyć własną firmę, trzeba mieć na to sporo pieniędzy - z tym dalej się zgadzam - jednak te pieniądze można zrobić - tylko trzeba być konsewentym - wstawać rano z łóżka wcześnie, nawet jak bardzo się nie chce, bo jest zimno, a spaliśmy ledwie parę godzin. Jest to bardzo skrucony opis - kolejnej z wielu cegiełek. Oczywiście przez cały ten czas - chodziłem do lekarza, chodziłem na terapie - co też jest jednym z elementów układanki - jednym z elementów odburzenia.
-- 14 listopada 2016, o 18:56 --
Ciągle miało wszędzie tu miejsce wychodzenie ze strefy komfortu psychicznego - a nawet w pewnym momencie - bieg daleko przed siebie za granice tej strefy. Bałem się rozmawiać z ludźmi - więc nie odzywałem się będąc w grupie - to była moja strefa komfrotu. Będąc na studiach - stworzyłem z kolegą sekcję w kole naukowym i zacząłem mówić przed dużą liczbą ludzi - takim zwieńczeniem prac w tej sekcji - była zoorganizowana przez nas małego sympozjum - oczywiście w porównwnaiu do innych sekcji - wiele tam nie zrobiliśmy - bo inne istniały po kilka lat - wracając - podczas tej konferencji - jako przewodniczący sekcji - zaczynałem - musiałem mówić przed 200 osobami - i wiecie co ? Denerwowałem się. Ale ten strach był nieprównywalnie mniejszy - niż kiedy organizowałem pierwsze spotkanie tej sekcji i mówiłem przed 20 kilkoma ososbami.
-- 14 listopada 2016, o 19:21 --
Mam jeszcze wiele pracy w swoim życiu - to nie jeszcze koniec - nie będzie żadnego osiadania na laruach i odpoczynku. Jednak jestem w momencie, w którym odczuwam wewnątrz siebie spokój, w którym odczuwam radość ze swojego życia, w którym budzę się rano i szkoda mi dnia na spanie, w którym nie ma nerwicy, w którym nie ma depresji, w którym nie ma fobii społecznej - a na miejscu tego wszystkiego jest pewność siebie, wewnętrzny spokój i poczucie radości - chęć do życia i realizowania dalszych swoich planów czy marzeń.
Wielu ludzi mając nerwicę, depersonalizacje, fobie społeczną, czy jakiekolwiek inne problemy w życiu, przez które ich życie nie jest takie jakiego pragną, jak sobie wyobrażają w marzeniach - po prostu budząc się rano, wyłącza budzik i wraca do snu - śni o tym, żeby nie mieć nerwicy, nie mieć problemów, być szczęśliwym, mieć wymarzoną pracę, nie odczuwać już lęku, cieszyć się życiem - wraca do snu - bo wtedy jest im dobrze, wtedy nie odczuwają lęku, wtedy są w ciepłym pokoju, przykryci grubym kocem czy gołdrą - tam czują się bezpiecznie, dobrze, pewnie i wygodnie - czują się komfortowo - a to miejsce, jest najstraszniejszym i najciężym więzeniem - w jakim możemy z własnej woli tkwić całe nasze życie.
[youtube]
https://www.youtube.com/watch?v=-4vY6fnLzkc[/youtube]
-- 17 listopada 2016, o 01:14 --
DDD - jak się do tego ustosunkujesz ?