W drugiej klasie gimnazjum trafiłem w złe towarzystwo, alkohol, papierosy, narkotyki z mocnym naciskiem na te dwa pierwsze. Mdłości raz się nasilały, raz malały - gdy trafiłem w to towarzystwo znacznie zmalały, prawdopodobnie poprzez podniesienie swojej samooceny "trzymam się z największymi kozakami ze szkoły - jestem kimś" Po pewnym incydencie w którym dość mocno się naprułem zachorowałem na "angine" która z obecnej mojej wiedzy nie była anginą a mononukleozą zakaźną - lekarz po prostu źle ocenił sytuacje, powiększyły mi się migdały i zaczeły przekraczać łuki podniebne, dostałem 3 dniowy antybiotyk. Objawy znacznie zmalały ale prawy migdałek pozostał powiększony i nadal jest - prawa strona szyi zaczeła mi puchnąć i robić się twarda, wylądowałem znowu u lekarza który stwierdził powiększenie węzłów chłonnych. Uruchomiłem internet - i stało się... rozpoczeła się u mnie kilkuletnia przygoda z hipochondrią. Stwierdziłem że być może mam ziarnice złośliwą albo inny typ chłoniaka, żyłem tymi myślami dzień i noc - mdłości wróciły. W końcu udałem się do laryngologa który wystraszył mnie jeszcze bardziej poprzez swoje nerwowe ruchy - gdy mama spytała czy to coś poważnego odparł: W tej chwili nie jestem tego wstanie określić, musimy wykonać jak najszybciej badania.. gdy to usłyszałem stwierdziłem że pewnie umre a mama miała łzy w oczach co dodatkowo nasiliło moje lęki i znacznie pogorszyło samopoczucie. Gdy wróciłem do domu zacząłem skanować swoje węzły chłonne dotykałem palcami każdego z osobna delikatnie pod nimi przesuwając, badałem każdy milimetr swojej szyi sprawdzając czy nie pojawiają się nowe - siedziałem na łóżku i macałem, spędzając w tej pozycji często 2-3 godziny dziennie, oczywiście ojciec przychodził wiecznie nabombiony i strzelał swoimi sławnymi tekstami "To nie wasze mieszkanie - wypier****", rzucanie elementami wystroju pokoju, wyzwiska i policja, trzęsący się ja oraz moja ręka na szyi to był dzień jak codzień. Oprócz tego również wyszukiwalem sobie ciągle powiązań pomiędzy powiększonymi węzłami a możliwą istniejącą chorobą (nowotworem) robiłem badania krwi przynajmniej raz w tygodniu, mialem 10 razy usg jamy brzusznej, 4 razy rtg klatki piersiowej, badania na cytomegalie, toxoplazmoze, borelioze, i inne choroby zakaźne myśle że na badania wydałem kilka tysięcy złoty - a raczej moja rodzina. Byłem przekonany że jestem chory, każde odchylenie od normy w morfologii utwierdzało mnie w tym przekonaniu, WYSTARCZYŁO źle złożone zdanie przez lekarza który powiedział "raczej nie" zamiast "nic panu nie dolega" a ja już po wyjściu wiedziałem że to mój koniec - zaczałem czytać o życiu po śmierci i interesować się czy coś takiego w ogóle istnieje. Z tych całych badań, czytania i sytuacji rodzinnej zacząłem dostawać kolejnych natręctw, doszły kurki od gazu i sprawdzanie zgaszonego światła. Z kurkami od gazu sytuacja miała się tak że wchodząc do kuchni musiałem stanąc przed nimi i patrzyć czy zero pokrywa się z | <- czyli czy są wyłączone, mimo że naocznie widziałem że tak jest - nie dawało mi to spokoju, sprawdzałem dalej często przekręcając je na siłe i zawsze liczyłem.. jeden->przekręcenie na siłe w prawą strone mimo że były wyłączone, dwa-> przekręcenie i tak do ostatniego po czym odsuwałem się od nich, patrzyłem na nie i liczyłem jeden, dwa , trzy ,cztery ,pięć a następnie przekręcałem od nowa, czasami spędzałem tam 15-30 min przy jednorazowym wejściu, wychodząc z kuchni musiałem sprawdzić czy światło w łazience jest wyłączone, stojąc metr od dzwi łazienkowych patrzyłem w szybke drzwi widząc że jest czarna co oznaczało iż światło jest wyłączone mimo to musiałem palcami docisnąć wyłącznik od światła czasami kilkanaście razy jeszcze dodatkowo patrząć w okienko czy na pewno jest wyłączone, pamiętam że kiedyś po takiej sytuacji usiadłem w przedpokoju i się rozpłakałem. W pewnym momencie przestałem odnosić talerze do kuchni i unikałem wejścia tam bo wiedziałem jak to się skończy - musiałem to robić dopóki nie poczułem tego czegoś, tej ulgi i uznania "ok - jest dobrze" osoby z nerwicą natręctw będą wiedzieć o co chodzi. Kurki od gazu na siłe przekręcając w prawo kilkukrotnie przekręciłem tak że ten kurek kręcił się dookoła, to samo stało się z kurkami od wody w łazience, po każdym wejściu do łazienki musiałem je na siłe dokręcić dodatkowo upewniając się że sa zakręcone, gdy wychodziłem w progu zawsze oglądałem się do tyłu licząc kurki i patrząc czy woda nie kapie, a zamykając drzwi odsuwałem się tak jak pisałem wyżej metr do tyłu, patrzyłem w okienko, naciskałem wyłącznik kilkanaście razy i jeżeli miałem to szczęście po 5 minutach odchodziłem. Cofanie się do domu by sprawdzić czy drzwi są zamknięte to była rzecz naturalna więc nie będe o niej pisał. Trwało to codziennie przez KILKA LAT - sytuacje rodzinne z ojcem były takie same, nie przestawał pić, ciągłe awantury, policja.. tyle że wtedy już kilka razy się mu postawiłem, niejednokrotnie doszło między nami do bójki. Moja mama zachorowała na nowotwór trzustki, to był dla mnie ogromny cios bo tylko miałem ją, razem zawsze wychodziliśmy na działke żeby zaznać chwilowego spokoju, była i zawsze będzie dla mnie najważniejszą osobą.. zmarła w cierpieniu po kilku miesiącach. Zostałem sam z ojcem alkoholikiem, wtedy po raz pierwszy miałem myśli samobójcze, nawet to planowałem.. nie ze względu na nerwice a przez to że umarła, że zostałem sam. Płakałem cały dzień i całą noc przez kilka tygodni. Bardzo pomogła mi siostra i to dzięki niej dałem rade się "ogarnąć" - ojciec dalej pił i wyganiał mnie z domu. Od nowa wpadłem w złe towarzystwo, alkohol, narkotyki, papierosy. Bardzo często wdawałem się w bójki, miałem kilka spraw w sądzie, byłem skazywany za pobicia w zawieszeniu, ciągle lądowałem na 48 godzin w izbie zatrzymań, odciski palców, zdjęcia i te całe procedury. Natręctwa czynnościowe wcale się nie osłabiały ale mniej sprawdzałem gaz, wode a bardziej skupiałem się na węzłach chłonnych, Zaczałem od nowa wkręcać się w nowotwory, w pewnym momencie dentysta zaraził mnie gronkowcem MRSA i o zgrozo... naczytałem się tyle o tym że pierwsze co zrobiłem to pożegnałem się z siostrą, moja reakcja nie była w pełni uzasadniona bo jak to ja.. wyolbrzymiłem problem - oczywiście Gronkowiec typu MRSA jest jedną z najgrozniejszych bakterii na którą umiera 40% zarażonych. Znalazłem lekarza który mnie zaczął leczyć, kuracja poprawiająca odporność + antybiotyk.. UNIDOX po którym myslałem że umre. Po całej kuracji antybiotykowej gronkowiec znikł, węzły chłonne zostały - a ja siedząc w pokoju i słuchając muzyki dostałem ataku paniki - wyłączyła mi się tożsamość, ogarnął mnie wielki strach i pierwsze co zrobiłem zrzuciłęm słuchawki z uszu usiadłem na podłodze i powiedziałem "boże, co mi się dzieje" - to był początek, później trafiłem tutaj.
Ataki paniki miałem co godzine, myslałem że zwariowałem od razu dostałem stanów depresyjnych i nie potrafiłem złożyć zdania - myliłem słowa a moją najczęstszą odpowiedzią było "no". Siostra od razu zarejestrowała mnie do psychiatry (termin miałem za dwa tygodnie) ataki paniki ucichły ale ciągle od rana do nocy odczuwałem niepokój, lęk.. ten wolnopłynący. Moja siostra cierpi na nerwice lękową (zresztą każdy w mojej rodzinie z kobiet ją ma, ciotki, kuzynki i reszta) od razu powiedziała mi "masz nerwice - pójdziesz do psychiatry, dostaniesz leki i Ci przejdzie" No więc ja oczekująć na wizyte zaczałem w internecie pogłębiać wiedze dotyczącą leków na depresje, jedni pisali że im pomogły, następni że dostali od nich myśli samobójczych, co chwile docierały do mnie informacje o tym że ktoś po zastosowaniu leków na depresje popełnił samobójstwo - czy to żołnierz, czy zwykła osoba - zaczałem czytać badania na ten temat, obiektywne relacje osób które to brały. I stwierdziłem że nie będe tego brał.. poszedlem do apteki i kupiłem tonisol albo depresanum nie pamiętam który najpierw ale obydwa brałem a następnie zacząłem w domu czytać objawy depresji z powodu przewlekłego smutku.. doszedłem do objawu "występowanie myśli samobójczych" wtedy dostałem ataku paniki, i rozpoczeło się natręctwo które towarzyszyło mi od początku trwania zaburzenia do jego końca. Z powodu stanów depresyjnych oraz natrętnych myśli samobójczych mój dzień to był jeden wielki płacz i ciągłe słowa do siebie w głowie "chce tylko żyć i nic więcej" moim myślom towarzyszył ogromny lęk, paraliżujący.
Przez całe dni miałem w głowie tylko "popełnisz samobójstwo" "zabijesz się" - trafiłem na nerwica.com, nie wiem jak to się stało ale po dwóch dniach wyszedłem z tej strony i trafiłem tutaj do zaburzonych. Czytam i czytam.. patrze a tu tekst użytkowniczki a raczej moderatorki Nierealnej o nachodzących ją myślach samobójczych na które ktoś zaczął odpisywać i je tłumaczyć - poczułem się lepiej, jednak nie do końca wierzyłem że to nerwica gdyż te myśli były bardzo realne i odczucia z nich płynące - dostawałem impulsów tak silnych że do tej pory nie odróżnił bym tych impulsów od ogromnej chęci popełnienia samobójstwa, czasami czułem że brakuje do tego kilka sekund.. czułem w głowie "zrób to" "zrób to" ale nie chciałem tego, w głębi duszy chciałem żyć i o tym wiedziałem. Żyłem tymi myślami przez cały dzień, w nocy miałem sny jak skacze z budynku i ZAWSZE po takim śnie w środku nocy budziłem się z ogromnym impulsem żeby popełnić samobójstwo - zacząłem szukać sposobu żeby o tym tak intensywnie nie myśleć, wpadlem na pomysł zakupienia kajdanek którymi mógłbym przypiąć swoją lewą ręke do kaloryfera a kluczyk odrzucić na taką odległość żebym mógł sięgnąć go stopami gdy rano wstane - naszczęście na pomyśle się skończyło. Na samym początku zaburzenia bardzo pomogła mi moderatorka Nierealna za co serdecznie jej dziękuje

Zacząłem wychodzić na przekór nerwicy.. nie odpowiadałem jej ale ignorowałem a przynajmniej starałem się.. dostałem wtedy mocnych stanów odrealnienia gdzie wszystko wydawało mi się sztuczne, patrząc na siebie w lustrze widziałem obcą osobe a mój głos był inny jak by nie mój - przerażało mnie to. Często patrzylem przez okno zastanawiając się czy to co widze jest realne i czy tak na prawde żyje czy nie - dostałem myśli egzystencjalnych oraz morderczych.. oczywiście samobójcze trwały nadal, zaczałem zastanawiać się czy mam tożsamość, jak to jest że ją mam.. ja kto jest że ja w ogóle istnieje, mam mózg, myśli skąd to się bierze - z każdą taką myślą dostawałem ataku paniki, pamiętam że przez długi okres męczyła mnie myśl dotycząca koloru trawy, dlaczego ona jest zielona i co się stało że taki kolor przybrała - lęk był ogromny gdyż było to wszystko dla mnie dziwne. Często moje ręce wydawały mi się obce, jedną ręką dotykałem drugiej i ciągle je oglądałem albo wykonywalem jakieś ruchy żeby upewnić się że wszystko jest ok. I non stop czytałem zaburzonych, słuchałem nagrań, a przede wszystkim czytałem objawy innych osób oraz to co im odpisują. Wiedziałem że mam nerwice - wiedziałem co zrobić by z niej wyjść - czyli najlepiej nic nie robić, zrozumieć mechanizm ich powstawania i dać tym wszystkim stanom płynąć. Dostałem w gratisie myśli mordercze w których wyobrażałem sobie jak kogoś morduje i zakopuje w lesie oczywiście impulsy również się pojawiały czyli ta cała ochota na zrobienie tego, były silne, również mysli dotyczące bycia pedofilem były u mnie dość długi okres czasu - zacząłem czytać o pedofilach, na tą chwile wiem chyba o nich wszystko.. a jak zakończyły się te natręctwa u mnie? logicznym podejściem o którym zawsze mówiono w nagraniach więc podszedłem do tego tak "Nie odczuwasz podniecenia do dzieci - nie jesteś pedofilem" Strach bycia pedofilem paraliżował mnie bardziej niż strach przed samobójstwem bo nigdy nie skrzywdził bym żadnego dziecka a gdybym zaczął odczuwać takie podniecenie popełnił bym samobójstwo - takie było moje założenie. Codziennie stawałem przy ścianie, zamykałem oczy wyobrażałem sobie jakieś miejsca, to jak bawie się z dziećmi i patrzyłem na swoje reakcje czy coś odczuje czy nie - nigdy nic nie odczuwałem jednak to nie pozwoliło mi przestać tego sprawdzać, i tak stawałem przy tej ścianie po 20 minut kilka razy dziennie wyobrażająć sobie jakieś zwykłe sceny z życia codziennego i sprawdzając swoje reakcje. Gdy widziałem dzieci na dworzu również czekałem na reakcje, czasami przejeżdzałem obok nich a czasami wybierałem całkiem inną trase gdy widziałem już z daleka że jakieś małe szkraby się tam bawią - płakalem codzień i pytałem dlaczego. Ze wszystkich natręctw i objawów jakie przeżyłem te były najgorsze.. i najbardziej mnie dotykały. W pewnym momencie zrobił się z tego wszystkiego miks, sprawdzałem czy nie jestem pedofilem, odczuwałem chęć zabicia siebie, przez stany depresyjne ciągle płakałem, dostałem objawów fobii społecznej, myślałem że nie mam tożsamości i żyje w matrixie oraz zmagałem się z ojcem alkoholikiem. Zacząłem dogłębnie czytać o nerwicy, różne książki lub porady - ciągle czytałem artykuły z forum oraz oglądałem nagrania często po kilka razy - bardzo one do mnie przemawiały, motywowały mnie. Dostałem od tego wszystkiego zespołu chronicznego zmęczenia, nie byłem wstanie wejść na 4 piętro, 10 pompek powodowało u mnie przeskoki serca, duszenie się, usypialem w każdym możliwym miejscu, miałem patologiczną senność przez cały dzień - spałem po 14 godzin dziennie a wstając zamykały mi się oczy aż do ponownego zaśnięcia - dostałem od lekarza skierowanie do szpitala w trybie pilnym, do szpitala nie poszedłem. Bałem się nawet napić alkoholu żeby nie stracić świadomości i czasem nie zabić się w tym stanie.
W pewnym momencie włączyła się u mnie postawa agresywna do nerwicy i to był milowy krok w moim całym odburzaniu - byłem skłonny umrzeć niż poddać się nerwicy i lękowi. Gdy dostawałem ataków paniki, kładłem się na łóżku i czekałem starając się nie myśleć o niczym, gdy dostawałem go w centrum handlowym brałem do ręki byle jaki przedmiot i starałem się na niego patrzeć i czytać etykiete - często wyglądałem pewnie jak głupek bo wykonywałem nerwowe ruchy i cały się pociłem. Postawiłem się lękowi, wyszedłem mu na przeciw - taka postawa agresywna powodowała że na każde myśli natrętne reagowałem w myślach wyzwiskami. Gdy odczuwałem lęk przed danym miejscem specjalnie tam jechałem, siedziałem trzęsąc się jak galareta ale mówiłem sobie w głowie "ty kur** i tak stąd nie wyjde" ale mówiłem to szczerze.. to jest bardzo istotne czy mówimy coś od siebie i szczerze czy mówimy tak bo tak "kazali na forum" jeżeli robimy coś sztucznie i powtarzamy dane schematy a wgłębi siebie trzęsiemy się, nie wierzymy w to - takie coś nie zadziała. Po pewnym czasie wszystkie objawy zaczeły się uspokajać, to był kilkumiesięczny okres.. myśle że 4-5 miesięcy tak działałem dopóki nie odczułem spokoju, pamiętam dzień w którym położyłem się na łóżku i odczułem spokój, radość w środku.. taki błogostan.. było to niesamowite. Oczywiście zdarzały się dalej momenty że po kilku dniach spokoju dostawałem ataku paniki, natręctw jednak reagowałem na to wszystko agresywnie a im więcej było tej agresji i pozytywnych skutków które zauważałem czyli wyciszania tych objawów tym bardziej byłem pewny siebie w działaniu przeciw nerwicy. Zacząłem ją ośmieszać, wyzywać, ignorować, zmieniać myśli i doszedlem do takiego momentu w którym nawet przestałem tym myślom odpowiadać to była dla mnie strata czasu, chciało mi się już smiać z ich powstawania.. to był taki element totalnego lekceważenia tego zaburzenia - wtedy przypieczętowałem proces odburzania. Było to kilka miesięcy temu, grubo ponad pół roku.
Czy nerwica mija na stałe? - zależy co kto rozumie poprzez nerwice, nerwica to po prostu zaburzone emocje - coś co sami sobie stworzyliśmy poprzez złe myślenie o sobie, toksyczne relacje, patologiczne wzorce z domu, fobie społeczne, to wszystko powoduje presje i rozwijanie się zaburzeń lękowych czy też depresji. Zrozumienie skąd biorą się dane myśli, dlaczego powstają takie a nie inne (a to wszystko jest w nagraniach i artykułach) powoduje inny pogląd na całe to zaburzenie bo to wszystko tak na prawde nam nie zagraża, nie jest wstanie wyrządzić nam krzywdy - to my siebie krzywdziwy wierząc tym wyimaginowanym objawom lub myślom. Takie myśli muszą się pojawiać bo są ADEKWATNE do stanu emocjonalnego w którym OBECNIE się znajdujemy, widzieliście kiedyś szczęśliwego człowieka chorego na depresje? Przecież to niemożliwe. . Poprzez świadome wyjście i zrozumienie mechanizmów powstawania nerwicy nie jesteśmy w stanie przestraszyć się jakiejkolwiek emocji, myśli czy objawu nawet , pedofili, homoseksualizmu, myśli samobójczych czy morderczych. Odburzenie to odpowiednie podejście do swoich myśli - gdy to zrobimy nerwica nie ma możliwości rozwinięcia się ponownie gdyż nie nadamy temu wartości i będzie to dla nas obojętne.
Czy dalej mam myśli natrętne? - Nie, czy odczuwam lęk ataki paniki, mam obrazy natrętne - NIE. Ale trzeba uświadomić sobie że lęk jako emocja zawsze nam będzie towarzyszyć w życiu i po odburzeniu nie staniemy się cyborgami, dalej możemy obudzić się z natrętnym podejściem, lękiem wolnopłynącym od rana czy atakiem paniki - który i tak nie jest dla nas istotny i zaraz minie. Ja nie miałem ataku paniki od dłuższego czasu, natrętnych myśli nie mam już w ogóle.
Musimy uświadomić sobie również że proces odburzania to nie dwa dni, trwa to niekiedy miesiącami.. niekiedy całe lata pracowaliśmy na to by dostać zaburzenia poprzez stresujące życie i złe podejście do niego - jak ma to minąć w tydzień czy miesiąc? Ale czy pozbycie się natręctw w tydzień jest możliwe? jest - kwestia podejścia.