mam pytanie do wszystkich dziewczyn. Zapewne takie tematy już były, ale nic tak nie pomoże nerwicowcowi, jak takie bezpośrednie odniesienie się do jego problemu

Otóż jak tytuł wskazuje, moje pytanie dotyczy okresu w nerwicy. Mam taki problem - zawsze nieprzyjemnie (pisze nieprzyjemnie, a nie np. "tragicznie", bo obecnie przeżywany przeze mnie PMS jest nieporównywalnie gorszy do tego sprzed nerwicy, wtedy to była sielanka

Już na jakieś 10 dni przed okresem się zaczyna. Od psychiki. Już zaczynam czuć, że okres się zbliża, bo zaczynam być bardziej poddenerwowana, mam więcej lękowych myśli, zaczyna wchodzić totalnie dziwne samopoczucie, które niestety trudno zdefiniować. Teraz np. za 6 dni spodziewam się okresu i dzisiejszy dzień to jest jakaś tragedia. Rozdrażnienie mam na tak wysokim poziomie, że aż czuję jak całe ciało mam napięte od złości. Wkurza mnie wszystko, nawet to, że mój chłopak rozmawia z jakąś dziewczyną, to, że muszę wykonać jakąś czynność, to, że nie umiem się zdecydować, to, że moja koncentracja jest na poziomie kamienia. Po prostu samopoczucie na zasadzie - albo coś rozwalę albo sama pęknę od tych nerwów. Poza tym lęki, nasilone, bez konkretnej przyczyny i niesprecyzowane, po prostu ciągły niepokój. Próbując dociec skąd ten niepokój, oczywiście wkradają się natręty, że zwariuję, że mam początki choroby psychicznej (oglądałam niedawno, nie wiem po co, "Piękny umysł"...), że od tej złości i od tego ciśnienia będę mieć wylew albo zawał i cała gama innych lęków. Do tego stany depresyjne momentami, odczuwam też, że całe ciało mam ciężkie i że drżę, nie tak "widocznie", jak bym się trzęsła z zimna i że to widać, ale tak jakby wewnątrz czuję rozedrganie :/ Ogółem przerąbane, najchętniej bym te dni przespała, bo mam wrażenie, że nic mi nie pomoże i muszę po prostu przeczekać jakoś ten czas, bo ani zostanie w domu nic nie daje, bo drażni, że jestem sama, bycie w pracy drażni i stresuje, bo "muszę tu być w takim stanie", drażnią mnie ludzie, staram się być miła, ale czasem nie wychodzi po prostu. Ja zawsze byłam skryta, nie umiem wyrzucać z siebie emocji, tylko wszystko duszę w sobie, a z tego się rodzą przykre dolegliwości. Podczas i przed okresem emocje sa już tak nagromadzone, że po prostu potrzebują ujścia obojętnie jak, byle wyjść i pewnie stąd u mnie takie ogromne rozdrażnienie, nie wiem. Pocieszcie mnie, że też tak okropnie przechodzicie PMS

Edit:
I w ogóle jeszcze od rana latam co chwilę siku, chociaż praktycznie nic nie piłam, ale to już pewnie nic związanego z PMS haha
