
Otóż jestem na 3 roku pielęgniarstwa- ostatni rok- bede sie bronic.
Na wakacjach pomimo nerwicy, natręctw leków różnorakich- wyjechalam na 3 msc do Holandii z moim chłopakiem-
Cóz tu opowiadać... Leki zniknęły, byłam szczesliwa- po prostu- przy moim chłopaku wszystko było inne... lepsze... Czulam sie po porstu soba...
Wróciłam do domu... nie minely dwa tygodnie-a czuje sie coraz gorzej- to miejsce mnie przytlacza czuje sie samotna- nie szczesliwa. Dom, uczelenia, dom uczelnia...
Moj chłopak został w Holandii...
Od polowy wakacji zastanawiam się nad dziekanka- ale ... Moi dziadkowie tego nie moga przyjac do wiadomosci- wedlug nich jestem juz skreslona z calego zycia- bede nikim. Moj tata chce mi widze pomoc- wesprzec, ale wiem ze dla niego sa priorytetem moje studia.
A ja ? a ja jestem nieszczęśliwa... przyduszona... Nie wiem co czuć ... Dlaczego ? Bo chce zrobić krok do przodu.. Taki tylko swój niezależny- chce sprobowac czegos innego.
Zyje w przekonaniu ze skoro TERAZ mam taka szanse- powinnam wyjechać- czerpac z zycia co popadnie- byc szczesliwa. Sprobowac sie wyrwac z domu. Chce cos dla siebie zrobic- dla swojego samopoczucia- tam bylam szczesliwa... nie bede ukrywac ... zyłam samodzielnie.
Jestem tu- nieszczesliwa... przytloczona- uwazam ze za rok bym kontynuowała studia- zalezy mi na wyksztalceniu- po prostu w tym momencie zycia chce czegos innego.
Z drugiej strony boje się od nowa.. od nowa poznawac ludzi- na tym roku mam zgrana ekipe- przyjaciolki... Jestem na takim rozstaju.
Gdyby tylko nikt nie naciskal... podjelabym decyzje..
co robic ?