
Chciałbym się przedstawić - nazywam się Łukasz i mam 23 lata. Od czterech lat zmagam się z czymś, co można by pewnie nazwać nerwicą lękową chociaż żaden lekarz u którego się pojawiłem nie określił moich dolegliwości w sposób bardziej konkretny niż 'nerwica'. Wszystko zaczęło się od bardzo silnego ataku paniki gdy byłem na pierwszym roku studiów z których przez to, co się zaczęło niestety zrezygnowałem. Po pierwszej wizycie u jakiegokolwiek lekarza zostałem uspokojony i zapewniony, że są to 'tylko' moje nerwy. Przez długi czas objawy zaczęły słabnąć kiedy to dwa lata temu idąc do sklepu zimowym wieczorem 'zaliczyłem solidną glebę' upadając na chodnik i uderzając tyłem głowy bez zabezpieczenia w ziemię. Oczywiście silna hipochondria od razu wkręciła w mój umysł straszne rzeczy (głupotą było czekanie na tomografię kilka miesięcy) mimo, że po tym uderzeniu nie miałem żadnych objawów wstrząśnienia mózgu. Sytuacja z uspokajaniem przez lekarzy znów się powtórzyła (jedynym lekiem jaki mi przepisano a po którym pojawiły się spore ataki agresji, złości i poirytowania to Vicebrol) lecz tym razem niedługo po tym wydarzeniu do moich objawów (kołatanie serca, gorąco, duszność, panika) doszły kolejne (ogromne zamroczenia umysłu, brak koncentracji, zawężenie skupienia do absolutnego minimum, potliwość, złe sny) i mimo tego, że znów wiedziałem, że to podobno 'tylko moje nerwy' objawy pozostały choć znów nieco słabły (tym razem niestety nie w tak znacznym stopniu i od dwóch lat szczerze mówiąc ogromnie się ze sobą męczę). Zażywam najsłabszą hydroksyzynę doraźnie (10 mg), od kilku dni Validol (bo hydroksyzyna działa momentami aż za bardzo i przez resztę dnia jestem po prostu niesamowicie przymulony), duże dawki potasu i magnezu (ze względu na wyniki morfologii), oraz lecytynę by wspomóc jakoś swoją naukę.
Do napisania na tym forum skłoniła mnie jednak zupełnie nowa sytuacja. We wrześniu tego roku poznałem w końcu wspaniałą dziewczynę, której (mam wrażenie) szukałem całe życie. Okazało się, że zakochałem się ze wzajemnością co sprawiło, że przez kilkanaście pierwszych dni czułem się jak nowo narodzony człowiek. Było wspaniale i myślałem, że uwolniłem się od większości swoich problemów psychicznych. Niestety nic bardziej mylnego bo nieco ponad dwa tygodnie temu zaczęły pojawiać się one w zwiększonej sile (stany depersonalizacji, szalone myśli, ogromny lęk, zdenerwowanie, zimny pot, kołatania serca) a najgorsze z nich to prawdziwe piekło emocjonalne i ogrom bardzo złych i niekontrolowanych myśli.
Piszę do was tu wszystkich bo pojawił się we mnie ogromny problem, którego nie umiem pokonać mimo zastosowania najsilniejszej logiki. Moja nowa dziewczyna to wspaniały człowiek, który obdarzył mnie ogromnym zaufaniem, ciepłem i zrozumieniem (zwłaszcza wobec tego z czym się zmagam), a ja od krótkiego czasu budząc się rano i myśląc o niej mam ochotę się rozpłakać albo wywrzeszczeć na Nią (kieruję swoje najgorsze objawy w Jej stronę). Czasem zrobi coś co w ogromny sposób wzbudza we mnie zdenerwowanie (te objawy nie dotyczą tylko jej ale też wszystkich ludzi z jakimi mam teraz kontakt), czasem wręcz agresję. Na myśl o tym szczęściu, które mnie spotkało mam ochotę uciekać jak najdalej i myślę tylko o tym by nie zrobić jej najmniejszej (głównie werbalnie) krzywdy. Chcę kochać a nie krzywdzić, czuć pozytywne emocje gdy jesteśmy razem a nie niechęć i złość.
Proszę was wszystkich o rozmowę, dobrą radę i pomoc bo... szczerze mówiąc mógłbym poddać się ze wszystkim (taką mam już pełną rezygnacji i dekadencji osobowość - tak myślę), ale nie pozwolę bym sam sobie odebrał szansę na szczęście z drugą osobą. Wiem, że muszę najpierw naprawić siebie by kogoś w pełni pokochać, ale... nie poddam się, nie chcę i nie pozwolę na to.
Dziękuję z góry wszystkim którzy wytrwają do końca mojej diatryby i proszę o wyrozumiałość.
Pozdrawiam serdecznie,
Zdesperowany Łukasz