
Więc: po 3 latach brania tabletek antydepresyjnych (mam 18 lat) zdenerwowany zażądałem u psychiatry przybliżenia diagnozy, żeby chociaż mniej-więcej określić co mi jest. Początkowo, gdy byłem młodszy i gdy opowiadałem o swoich problemach byłem zbywany tekstami takimi jak: to tylko dorastanie czy z czasem sam będziesz to wiedział – nie przeszkadzało to jednak w tym, żeby przepisywać mi kolejne lekarstwa, których mimo młodego życia przerobiłem chyba więcej, niż niektórzy starsi ludzie: citalopram, sertralina, trazodonum, klomipramina, klonazepam, alprazolam, diazepam + jakieś leki typowo pod schizofrenię, gdy zgłaszałem jej objawy, ale nie pamiętam już jakie konkretnie. Generalnie wykształciłem już sobie tak wielką wiedzę o lekach, że jestem dla członków rodziny w ich kwestii bardziej zaufany niż lekarze. Jak tak dzisiaj myślę, to poza benzodiazepinami, które jedynie przykrywały moje problemy psychiczne, żaden z nich mi nie pomógł, a poprawy stanu wynikały ogólnie z mojej zmienności, aniżeli z zażywania leków.
Wracając, pierwszą diagnozą była depresja z lękami. Nie zgadzałem się z nią w ogóle, bo nie czuję, że mam depresji – diagnozująca mnie pani psycholog tak samo twierdziła, że ani po zachowaniu, ani po wyglądzie nie widać u mnie, jakoby problemem była depresja. Czasem czuję się depresyjnie, ale jak tak się nie czuć, gdy nie da się ze sobą wytrzymać, a wszystkie emocje, uczucia i relacje można opisać słowem chorągiewka? W końcu nadeszły wyniki testów: zaburzenia osobowości borderline. I informacja, że w tych najgorszych stanach bliżej mi do schizofrenii niż depresji. Super informacja dla kogoś, kto ma 18 lat, prawda?;DDD
Zacząłem analizować moje dotychczasowe życie pod tym względem, bo jako osoba zainteresowana psychologią o borderline wiedziałem dużo, ale nigdy nie przypasowywałem go sobie. Wszystko pasuje jak ulał. Ale czy coś szczególnie się zmieniło od tego czasu? Dalej nie wierzę, że to to (a że tylko to już na pewno nie, tylko muszę jeszcze dojść z kimś z odpowiednimi kompetencjami do tego, co mi jeszcze dolega). A jak wyglądało dotychczas moje życie?
Pewnie nikogo z was nie zaskoczy, że zmiennie.

Orientacja seksualna. Ale jaja, co? To było tak, że przy którymś spotkaniu, dziewczyna położyła mi rękę na udzie. Jako że emocje są dla mnie ważne, dobrze pamiętam, co wtedy pomyślałem: Dlaczego nie czuję się przyjemnie w środku? Może jestem gejem?. No i się zaczęło. Znów, bo miałem już takie dylematy półtorej roku wcześniej. Wydaje mi się teraz, że zawsze taki byłem, tylko nic nie zauważyłem do teraz. Wyobrażacie sobie, co się teraz dzieje? Jestem chorobliwie zazdrosny (tak, że aż chce mi się wymiotować), boję się, że dziewczyna mnie zostawi, czasem mam impulsy, że chciałbym coś więcej z inną kobietą, a przy tym jestem święcie przekonany, że jestem homoseksualny, bo pociąga mnie każdy prawie facet, którego spotkam. Jakby ktoś o tym nagrał film, to sam ryczałbym w pierwszym rzędzie w kinie ze śmiechu.

W ogóle przybrałem co do swoich problemów następującą postawę. Nie jestem psychologiem ani psychiatrą, ale mi to pomogło:
1. Przyznanie sobie, że ma się z czymś problem.
2. Akceptacja siebie, nieważne jaki to problem – w tym kraju jeszcze nie jest tak źle, żeby mieli mnie wsadzać do więzień czy linczować za myślenie. Na przykład, gdy mam problem z lawirującymi uczuciami do dziewczyny, mówię sobie jestem w takim stanie jakim jestem, użalanie się nad sobą nic mi nie da. Trudno, widocznie tak już będzie wyglądać moje życie, ja mam to w dupie. To nie ma działać na zasadzie mam borderline / nerwicę / depresję / cokolwiek innego, więc mogę cię zwyzywać i robić sceny, a ty i tak masz ze mną wytrzymać, tylko na takiej, że akceptuję to, że pewne uczucia, emocje i myśli się pojawiają, a ja od razu nie muszę się z nimi negatywnie dzielić całym światem, ani tym bardziej szukać pocieszenia u innych kobiet podczas wymyślonych przez mój chory łeb problemów. Po prostu poudaję sobie, że jest okej, to nic mnie nie kosztuje.
Tutaj zatrzymajmy się na chwilę. Zauważyłem w ogóle, że większość artykułów w internecie jest o tym, jak ta DRUGA, zdrowa osoba ma żyć z kimś, kto jest chory na schizofrenię, depresję, ma zaburzoną osobowość czy zaburzenia nerwicowe. Gdzie są artykuły, które mają pomóc drugiej stronie z uporaniem się z tym, co się dzieje w środku? No przynajmniej ja się z nimi nie spotkałem, więc wypracowałem sobie powyższy system. Jeśli ktoś ma coś lepszego, poza ogólnikowym idź na terapię i z czasem będzie lepiej to może się podzielić. To stwierdzenie nie jest niby złe, ale nawet najlepszy terapeuta nie może być z nami 24/7. Część pracy trzeba wykonać samemu.
Przyznam również, że miewam czasem różne urojenia, ale takie, które da się poddać krytyce. Nie zjem tego, bo na pewno zatrute. A może jednak nie jest zatrute? Ten wąż jest tu naprawdę? Niee, to wymysł mojej wyobraźni. Spokojnie, łbie, uspokój się. Te dźwięki, kto puszcza taką słabą muzykę? Czyżby to byłaś znowu ty, moja głowo? Nie wiem, czy można tu przeklinać, ale przedstawię teraz to, co mi wtedy pomaga. Powiedzenie wprost swojemu umysłowi, żeby się pierdolił. Ja jestem już tym zmęczony i idę spać / oglądać film /. Myślę, że dzięki takiej postawie, choć niezbyt terapeutycznej, jeszcze nie wpędziłem się w dodatkowe lęki z powodu. Czasem bywa z tym ciężko, ale komu ogólnie w życiu jest zawsze łatwo?;))))
No właśnie. Lęków jest i to dużo, nie będę się o nich za bardzo rozpowiadał, bo nie jest to ciekawe, ma je tu większość i dotyczą przeróżnych rzeczy, a metody walki z nimi są powszechne.
Doskwiera mi za to przeróżna pustka i nuda. Często definiuję je inaczej, teraz po prostu mogę powiedzieć, że czuję się po prostu jakbym miał w sercu dziurę na wylot. Dużo imprezowałem, dużo przeróżnych substancji i alkoholi poznałem, dużo miałem wrażeń, ale część z nich zabijała tę chęć wrażeń na chwilę. Teraz po prostu siedzę na dupie i nie poddaję się żadnej myśli, która sugerowałaby gwałtowną zmianę. Po prostu czekam i obserwuję, co się ze mną stanie za te dwa, trzy miesiące, bo wakacje generalnie są u mnie takim okresem, kiedy czuję się źle. Doskwiera mi uczucie braku prawdziwości świata, przeróżne obsesje, lęki, myśli, uczucia, emocje. Czasem mam też tak, że jestem bez kompletnie żadnych emocji. Rodzina nie interesuje mnie w ogóle, a ponoć jest u niej źle obecnie. Ale ja jestem zbyt egocentryczny, mam nadzieję, że i to minie, ale nie nastawiam ani nie nakręcam się – postawa taki już jestem i nic się nie musi zmieniać działa u mnie dobrze, łagodzi napięcie i stres. A czy rzeczywiście się nie zmienia? Zmienia, i to bardzo, ale te zmiany mnie już tak nie przytłaczają.;DDD
Chciałem poniekąd tutaj się opisać, bo może jest więcej ludzi, którzy odczuwają świat tak jak ja, doskwiera mi po prostu uczucie, że nikt mnie nie rozumie. Poza tym chciałem się poradzić, czy warto kontynuować leczenie lekami i szukać tego odpowiedniego (może właśnie nie przeciwdepresyjnego, tylko jakiegoś innego? Słyszałem, że Lamitrin na padaczkę i depresję dwubiegunową działa dobrze, może zasugerować go lekarzowi? I tak nie mam nic do stracenia, a mogę tylko zyskać). No i czasem fajnie sobie tak pogadać o tym, co siedzi we łbie;D