Natręty. Natręty. Natręty!Qwerty123 pisze: ↑2 stycznia 2018, o 20:34Hej kochani!
Jestem tu nowa i za bardzo nie wiem czy w odpowiednim miejscu pisze
Dobra do rzeczy, mam nadzieje że ktoś mi odpisze i pomoże
A więc: u mnie sprawa wygląda tak że już dużo przeszłam, dużo się wypłakłam itp. Z resztą jak do dziś. U mnie zaczęło się to jakoś w czerwcu 2017 r. Mam wrażenie że jest ze mną coraz gorzej. Dzień w dzień musze się wypłakać bo nie mogę z tym się pogodzić że może "nie kocham swojego chłopaka."Ciężko mi nawet pisać taka bzdurę. Wieeem to jest mega głupie bo gdzieś jednak wiem że go kocham ale i tak te myśli są. Wyczuliłam się na jego wady gdzie kiedyś mi one nie przeszkadzały, irytuje mnie itp. Codziennie się modle, prosząc Boga o to żebym była z moim chłopakiem mimo wszystko. Żebym nie nabrała odwagi z nim BROŃ BOŻE zakończyć tfu tfu, odpukac. Jak czasem znajdę jakiś post o tym jak jakaś dziewczyna nie wytrzymała z tym wszystkim i zakończyła związek łapie mnie taki atak paniki że nie da się tego opisać bo boje się że też tak zrobie. I przez to boje się szukać na internecie pomocy. Boje się że ktoś napisze mi że "wszystko jest możliwe" albo "to nie jest żadna iluzja tylko prawda" strasznie się tego boje!
Jakoś we wrzesniu powiedziałam o tym wszystkim dla swojego chłopaka. Bałam się panicznie że uwierzy w te moje bzdury. Ale nie. Zamurowałoo go wręcz. Przytulił i powiedział "Ty gamoniu co Ty sobie ubzurałaś, przecież widzę że mnie kochasz" powiedzial też że przez myśl mu nawet to nie przeszło że może go nie kocham bo ciągle mu to okazuje, no się aż zaśmiał że wierze w takie bzduryPrzez jakiś czas ulżyło mi na sercu, myśli odeszly bo dostałam dowód na to że go kocham nad życie. Ale Znowu to badziewie wróciło. I to nie było tak że było non stop źle. Fakt, były tam dni, godziny że czułam się ok. No i mam tak że jak już jest okej to smieje się z tych myśli że jak ja moglam w takie coś uwierzyć. Ale jak już przyjdzie co do czego to dzieje się masakra. Strasznie Płacze, denerwuje się, zaciskam pięści, spinam sie i rycze. I to uczucie jest tak cholernie prawdziwe... i zaczynam płakać jeszcze bardziej, nie było dnia żebym nie płakała. Ile ja bym zrobiła żeby bylo tak jak kiedyś,.. chce żeby te uczucia wróciły. I teraz kolejna myśl się nasuwa. "A może robie to na siłę? A może mówię to bo musze?" A moze to A może tamto?" I tak jest w kółko zawsze znajdę coś żeby się zamartwic. Jeszcze kiedys pamiętam w tym całym lęku pocieszal mnie fakt ze nigdy w życiu bym z nim nie zerwala (tfu tfu) i przez to te myśli odchodziły. Byłam tego pewna! A teraz zrozumiałam że czego jestem pewna to zaraz dzieje się wręcz przeciwnie
wszystko na złość! I to jest porąbane za przeproszeniem bo jest przecież logiczne wyjaśnienie że ten cały lęk jest dowodem na milość. I tak to działa. Niby wiem ale nie wiem. I tak to do mnie nie dociera... i to jest najgorsze. Codziennie mówię mu to że kocham go ponad życie i nie wyobrażam sobie zycia bez niego mimo tych wszystkich myśli. Nie pozwole zeby mój chłopak uwierzył w moje myśli. Dalej mu to pokazuje, przysięgam. Sam nawet mówi mi ze to widzi że go kocham. Jak się pokłócimy to mówi mi ze nawet ta kłótnia jest dowodem ze się kochamy. No ale ja oczywiście musze dołożyć tego swojego i w głowie się rodzi: a co jeśli jak będzie tyle kłótni to będę miała go dosc? Nie chce tego!!! Nie chce tego braku miłości
TO JEST JAKAŚ MASAKRANie chce go nigdy przestać kochać
te myśli są tak silne że zdaje mi się że serio go "nie kocham"
(PS. Biorę to w cudzysłów że W SENSIE ŻE TO NIE PRAWDA ŻE GO NIE KOCHAM)
On już widzi po mojej minie kiedy zacznę się denerwować, kiedy mi się to przypomni to od razu mowi Że widzi że go kocham tak samo jak wcześniej ze nic się nie zmieniło. Gdzieś tam w środku to wiem że kocham go nad życie ale chyba wiecie jak to jest.. nie dopuszcze żeby nasza miłość się zniszczyła. Nie chce dopuścić tych myśli do siebie. Za nic w świecie![]()
Te wszystkie myśli są takie przygnębiajace![]()
Nawet już myślałam żeby iść do psychologa
Wiec na początek zdecydowałam się iść do szkolnego. No więc poszłam i to był najgorszy błąd w moim życiu. Wyszłam w gorszym stanie niż weszłam.. zaczęła mi mówić w prost że ja nie wiem co to miłość, że to juz wygaslo.. mam 18 lat i jestem z moim chłopakiem prawie dwa lata a ona mi próbuje wmówić takie rzeczy... (mam nadzieje że nie uważacie że nie wiem co to miłość) przez dwa dni była masakra po wyjściu od niej ale wzielam się w garść powiedziałam sobie ze mam swój rozum, wiem że go kocham i tyle.
Ale i tak i tak boje się iść do zwykłego psychologa że zacznie też mi gadać jakieś głupoty wiec mam nadzieję że jakoś mi pomóżecie, napiszecie cos pocieszającego bo strasznie się boje że będę miała kiedyś odwagę wiecie na co.. pisałam to wyżej. Nie chce pisać tego drugi raz bo nie lubię tego słowa.
I widziałam jak coś już post Zordona!
Od mojej strony to wszystko mam nadzieję ż e pomżecie!
Te myśli są bo się ich boisz. Ja mam to samo. Dziś też miałam taką sytuację... taka okropna myśl mi przyszła, myślałam że oszaleje! I jeszcze to się wydaje ścierwo takie realne, że jak sobie zaprzeczasz to i tai wierzysz w to gówno. I po prostu odpuściłam, jakoś się uspokoiłam i przeszło. Nagle mogłam spojrzeć na to w stanie takim jakby hmmm .... Bez LĘKU. I od razu inaczej myślę, tak po swojemu.
A Ty? Kochasz go. Kochasz, kochasz, kochasz! Czytając to co napisałaś, nawet Twoje (tfu,tfu, odpukać) świadczy o tym, że go kochasz! Tylko się boisz tych myśli i im wierzysz. Nadajesz im ogromną wartość, to wracają do Ciebie i są coraz silniejsze. Ile razy ja to przechodziłam... i uwierz, były już takie momenty kiedy myślałam o samobojstwie, nie chciałam żyć tak mnie to niszczyło... Ale zawsze wstaję. Tylko jest bardzo trudno. U psychiatry byłam i dostałam na to leki, jednak ich nie wykupiłam bo chodzę na prawo jazdy a podobno otumaniają i tak dalej ... i doszłam do wnioski z chłopakiem, że po prostu muszę nauczyć się nie reagować na myśli, to nie będą się już pojawiać z taką ogromną siłą bo to potrafi człowieka naprawdę niszczyć. Wracając do Ciebie... poczytaj poprzenie posty sobie, bardzo dużo osób się z tym zmaga ale dają radę. Ty musisz tylko OLEWAĆ TE MYŚLI a jak przychodzą zaśmiej się i powiedz "znowu jesteście? Zajebiście" . DZIAŁA! Mówię z własnego doświadczenia. Zrobiłam tak raz. Identycznie jak opisałam - pomogło. Nie miałam natrętów chyba z tydzień, pochwaliłam się tutaj nawet, myślałam że już nie wrócą ale jednak wróciły bo się im dałam, już z bezsilności.. Ale muszę ćwiczyć, bo w końcu trzeba się tego pozbyć. Ty też ćwicz, olewaj, pieprz te myśli! Niech sobie płyną i mówią co chcą a Ty rób swoje i przede wszystkim nie właź w nie i nie analizuj. Będzie dobrze, trzymam kciuki!
