Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Cześć wszystkim nerwusom !

Tutaj możesz się przedstawić, napisać coś o sobie.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Nerwus321
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 35
Rejestracja: 22 lipca 2018, o 23:30

26 lipca 2018, o 13:04

Witam wszystkich tu zgromadzonych.

Pewnie mało kto to przeczyta, ale myślę, że wygadanie się tutaj przyniesie mi trochę umysłowej ugli. Śledzę forum od jakiegoś czasu i oglądam filmiki, co pozwala mi nieco zrozumieć moje zaburzenia. Co prawda nie mam bezpośrednio stwierdzonej nerwicy, ale dużo na to wskazuje. Tak więc od początku ..

Mam obecnie 29 lat, kochającą kobietę, nie najgorszą pracę i pozorny życiowy luz. Mam też duszę nieco artystyczną, przez co jestem człowiekiem dość wrażliwym i z mocno rozwiniętą wyobraźnią. Ogólnie nie spotkały mnie w życiu jakieś ciężkie traumatyczne przeżycia, oprócz rozwodu rodziców ponad 20 lat temu, ale jakoś nie specjalnie się tym przejmowałem, tak mi się przynajmniej wydaje. Mam kilka pasji, które jakkolwiek ukierunkowały moje życie, po prostu kochałem to co robiłem, żyłem tym. Co do szkoły byłem zdolny choć leniwy, co prawda nigdy nie wagarowałem, ale za czasów liceum zamiast uczyć się do matury wolałem wyjść zapalić z kumplami czy wypić parę piwek. Maturę zdałem, dostałem się na studia, jeszcze trochę paliłem w tym czasie. Do czasu. Pewnej wieczornej zimowej wycieczki po lesie zrobiło mi się nagle słabo, ciężko było mi złapać oddech. Wystraszyłem się do tego stopnia, że zacząłem obmywać twarz wodą pośniegowa, gdyż to przynosiło mi ulgę. To był mój ostatni raz po kilku latach palenia. Nigdy się nie uzależniłem, traktowałem to jako rozrywkę, nie było dla mnie problemem zaprzestania tego typu używek. No i tak sobie funkcjonowałem przez długi czas. Studia to był dla mnie bardzo wahliwy okres. Kolokwia, egzaminy, nowi ludzie, obrona, gdzieś podświadomie wywoływało to we mnie stres. Zaczęło się bodajrze na drugim roku studiów. Zacząłem mieć problemy z żołądkiem, mniej jeść, często wymiotowałem, przy każdej najmniejszej stresującej sytuacji. Jeśli spodziewałem się jakiejś sytuacji, która w moim domyśle mnie zestresuje, to po prostu wcześniej nic nie jadłem. Nie miałem jadłowstrętu, po prostu nie mogłem za dużo zjeść, żeby czegoś nie zwrócić. Tak sobie żyłem przez około rok. Zbliżała się obrona pracy licencjackiej. Zadziałało to na mnie tak mocno, że przez ciągły odruch wymiotny wylądowałem w szpitalu na kilka dni. Milion badań, krew, ekg, rtg i usg różnych części ciała - wyniki dobre, podwyższona amylaza i kreatynina, więc skierowanie do nefrologa, poza tym stwierdzono, że to wszystko na tle nerwowym. Nefrolog przepisał mi jakieś tabletki na unormowanie, raz było lepiej raz gorzej, po jakimś czasie stwierdzono, że widocznie ten typ tak ma i w sumie nic się nie dzieje. Przez jakiś czas chodziłem jak zombie, żyłem z dnia na dzień, psychicznie było ok, tylko ciało często nie chciało współpracować. Obrona we wrześniu, jakoś przebrnąłem. Dalszy ciąg studiów, powtórka z rozrywki, znów tydzień w szpitalu, znów badania, znów wszystko ok - dostałem jakieś tabletki na uspokojenie, na receptę, ale jakieś lajtowe. Był to też okres kiedy poznałem swoją obecną kobietę. Mocno stresująca sytuacja jak dla mnie, żeby nie wyjść na durnia. Na szczęście jej margines akceptacji moich anomalii okazał się wystarczająco szeroki, kiedy odwoływałem kolejne spotkania, bo źle się poczułem przez samym wyjściem. Tabletki brałem długo, czułem się po nich lepiej, to fakt. Na ponad rok odstawiłem też alkohol i papierosy. Potem pierwsze wspólne wakacje, jeszcze na tabsach. Po powrocie stwierdziłem z dnia na dzień, że w sumie chyba ich nie potrzebuję, odstawiłem. I tak żyłem kolejne lata, raz lepiej, raz gorzej (choć coraz częściej lepiej). W międzyczasie znalazłem pracę, co też mój żołądek z początku przeżywał dosyć mocno. Wcześniej też porzuciłem wagę, na którą wchodziłem natrętnie za każdym razem będąc w łazience, co chyba też przyprawiało mnie o kolejne nerwy. Po ponad roku pracy stwierdziłem, że trzeba ją odkurzyć, +12 kg - spełnienie marzeń ! Na długi czas wszystkie złe objawy zniknęły. Czas leciał, kolejne wakacje, super czas, mniej stresów, o niczym złym nie myślałem. Czasami jakieś anomalie żołądkowe, które szybko przechodziły. No właśnie, aż do niedawna. Weekend majowy, czas nadrobić to na co nie miało się czasu wcześniej. Realizacja kilku zleceń, trochę biegania, kobieta ucząca się do sesji, z którą przez miesiąc widziałem się kilka dni i pozostawiony sam sobie w domu na jakiś czas. Pewnego majowego wieczoru wyszliśmy na piwo do baru obok domu. Pijemy piwo, gadamy, śmiejemy się. Byłem troszkę zmęczony po tym dniu. W pewnym momencie, siedząc, z łokciami opartymi o stół podtrzymując głową (trochę dziwna pozycja), poczułem że mój brzuch jest nadęty, a mnie się coraz ciężej oddycha. Jak zdałem sobie sprawę z tego stanu rzeczy, zrobiło mi się gorąco, serce zaczęło mocno bić, starając się nie popaść w paranoje, wstałem, zdjąłem bluzę dla ochłodzenia i oparłem się o stół. Minęło kilka minut zanim doszedłem do siebie, w głowie trochę mi się kręciło, chyba mocno się wystraszyłem. Piwa nie dopiłem, rozeszliśmy się do domów. Przez kilka kolejnych dni trwał ten stan. Na szczęście moja luba dalej była w sesyjnej gorączce, a ja mogłem spokojnie spędzać czas w domu, ograniczając wyjścia z niego tylko do pracy. Wieczorami czas z kumplem, piwko i powtórka z rozrywki, wtedy to już mocno się przeraziłem, że coś jest ze mną nie tak. Przestałem pić piwo, którego od kilku miesięcy w moim codziennym życiu nie brakowało. Po kilku dniach w pracy, bardziej takich dniach wegetatywnych, żeby tylko przetrwać 8 godzin (praca przed kompem), dostałem maila od nierozgarniętej koleżanki, jakaś głupota, ale mocno się wtedy poirytowałem. Znów duszność, zawroty głowy, zwolniłem się i prosto do lekarza, krew, ekg, skierowanie do pulmonologa. Przy pobieraniu krwi pielęgniarka zapytała mnie czy kaszlę. Ciężko było mi odpowiedzieć, bo w sumie nie zwracałem na to uwagi. Od tego dnia zacząłem kaszleć. Suchy, uporczywy, duszący kaszel, który wieczorami i na noc przechodzi, do tego swędząca krtań i gula. Wyniki badań: krew ok, jedynie lekko podwyższone OB co wskazuje na jakiś stan zapalny, ekg ok, rtg płuc, spirometria i wizyta u pulmonologa ok. No ok, ale co z tego jak ja dalej nie do końca dobrze się czuję ? Wizyta u lekarza, jakieś proste tabletki przeciwalergiczne i skierowanie do alergologa. Tabletki kupiłem, dawno żadnych nie brałem, naszły mnie jakieś dziwne myśli, że mogę się po nich gorzej poczuć. Ulotka, skutki uboczne, dobra, wezme pół w razie czego. Nie zabiły mnie więc kolejnego dnia wziąłem całą. Wizyta u alergologa za dwa tygodnie. Brałem tabletki, bez skutków. U alergologa wyszła alergia na jakieś pyłki. Nigdy nie byłem na nic uczulony. Nie przepisał mi co prawda leków na to, ale przepisał mi inhalator na astmę oskrzelową, roszerza oskrzela i łagodzi stan zapalny. Ulotka, skutki uboczne, no way. Nie dość, że nigdy nie wdychałem takich rzeczy, to jeszcze te przerażające, możliwe wystąpić skutki jak kołatanie serca itp. Lek leżał dwa tygodnie, ja ciągle kaszlałem, raz mniej, raz bardziej. Mocny napad duszącego kaszlu nastąpił w galerii handlowej, gdzie było sporo ludzi, ciepło, ogólnie mało komfortowe warunki. Nigdy nie miałem problemów z przebywaniem wśród ludzi, zwykle zajmowałem się sobą, starałem się nie zwracać na nikogo uwagi, choć z natury wolę odludne miejsca, las, jakieś miejsca na uboczu. Tego dnia po powrocie się przełamałem. Wpadłem wkurzony do domu, wziąłem inhalator, wzionąłem koślawo małą dawkę dla testu. Od razu mocne bicie serca, ale opanowałem, to nie lek, to stres, tak sobie wmówiłem. Od tamtej pory zażywam codziennie (od jakichś dwóch tygodni). Niby coś lepiej, ale nie do końca. Dalej kaszlę po dziś dzień, to już ponad 2 miesiące. W międzyczasie wszedł w życie wujek google, milion chorób, których objawem jest kaszel, raki nie raki, przeróżne zapalenia. Znów kontrolowanie wagi czy może nadmiernie nie chudnę, a schudłem tylko 1 kg pewnie znów przez stres. Ostatnio doszło mi sprawdzanie węzłów chłonnych i kontrolowanie pulsu, który za każdym razem jest taki sam, w granicach norm 70-85. Ten kaszel doprowadził do tego, że popadłem w błędne koło, sam się nakręcam, że coś mi jest, a przez to nakręcanie coraz częściej kaszlę - przynajmniej tak to sobie tłumaczę.

Taka moja historia, z którą dalej się borykam. Wczoraj byłem na rtg zatok, które mam chore od kiedy pamiętam. Kaszel jednak jest suchy, więc stwierdzam, że zatoki to nie jest przyczyna. U pani laryngolog byłem już kilka lat temu, stąd też ma na komputerze notatkę o moich zatokach. Na ostatniej wizycie spojrzała tylko w teczkę, stwierdziła, że zatoki i tyle, pomimo tego, że tłumaczyłem jej coś innego. Na rtg wyjdzie pewnie, że krzywa przegroda, zatoki zapchane, to jest oczywiste i wiem to od wielu lat.

Objawy, też te których nie ująłem w tekście:
- duszności (w miarę przeszły)
- uporczywy, suchy kaszel (to co mnie najbardziej niepokoi)
- kołatanie serca i mocne bicie (przeszło)
- niemożność złapania oddechu (przeszło)
- zatkany nos (pomimo chorych zatok nigdy nie musiałem często używać kropli do nosa, teraz bez nich nie wychodzę z domu)
- kłucie w klatce piersiowej (raz)
- uczucie powiększonych migdałków i gula w gardle (czasami)
- pobolewanie różnych części szyi (czasami, stąd też pewnie ciągła kontrole węzłów)
- natrętne myśli o różnych chorobach + google (już praktycznie wcale)
- bardziej odczuwalna reakcja na złe (ktoś zmarł chorując na coś) informacje, że może mnie to też dotyczy oraz na dobre łzami w oczach.
- przewlekłe zmęczenie i senność (ostatnio jest już lepiej, ale były dni kiedy mogłem spać ciągle i wszędzie).
- pilnowanie diety, tego co jem, ile ma kalorii (przenigdy na to nie zwracałem uwagi, obecnie już też mi przesło)
- totalna niechęć do wszystkiego, stracenie zainteresowań, czegoś czym żyłem na codzień, przez kilka dni byłem totalnie pusty, nie potrafiłem się uśmiechnąc, nic mnie nie cieszyło, obecnie jest lepiej
- ostatnio znów żołądek zaczął się buntować.

Wszystkie te objawy występowały naprzemiennie, niezależnie od niczego. Przeczytałem sporą część tego forum i przy niektórych historiach tutaj dochodzę do wniosku, że mi serio nic nie jest ;) ale mocno się z tym utożsamiam.

Pytanie mam tylko, czy kogoś też męczył kaszel psychogenny i jak sobie z nim poradził ? Bo czuję, że to główna przyczyna tego, że rozwinąłem u siebie pozostałe objawy.

Gratuluję wszystkim, którzy to przeczytali. Jeśli ktoś żyje podobnym życiem napiszcie, będzie mi raźniej ;)

Pozdrawiam !
Iwona29
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1904
Rejestracja: 10 maja 2017, o 08:53

26 lipca 2018, o 16:28

Witaj kolego.
Jest nas tu dużo z traumami i bez , ale z jedną wspólną znajomą----nerwicą.

Powodzenia w odburzaniu :friend:
Walcz ! Nie uciekaj bo wygrasz😉
Jak nie Ty to kto.
" Będziesz kiedyś bardzo szczęśliwa,powiedziało życie...Ale najpierw sprawię, że będziesz silna"🙂
Awatar użytkownika
Nerwus321
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 35
Rejestracja: 22 lipca 2018, o 23:30

27 lipca 2018, o 11:41

Cześć Iwona, dzięki za powitanie ;)

Tak jak pisałem, żaden z lekarzy nie powiedział mi wprost "ma pan nerwice", ale wszystko na to wskazuje. Tabletki, które brałem zwią się Rexetin. Brałem je przez około roku jakieś 4-5 lat temu, trochę nieświadomie, gdyż nie interesowałem się tym co przepisał mi lekarz. Miały być "na uspokojenie" .. no i były. Walczę cały czas psychicznie z myślami i fizycznie ze swoim ciałem, wmawiając sobie, że nie ma ze mną źle i nic takiego się nie dzieje ;). Ostatnio stosuję techniki relaksacyjne, co prawda bez większych efektów, ale mam czyste sumienie, że coś ze sobą robię ;) Poza tym staram się jak najmniej rozmyślać, zajmować się czymś, pomaga, choć ciągłe zmęczenie czasami przewyższa inne chęci. Często zmuszanie się do pewnych działań też wychodzi na dobre ;)

Pozdro !
Awatar użytkownika
katarzynka
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 2938
Rejestracja: 20 czerwca 2016, o 20:04

27 lipca 2018, o 11:55

Witaj na pokładzie Nerwus!

Miło, że do nas dołączyłeś. Pamiętaj, że nie jesteś sam ze swoimi zmaganiami. I niezależnie od tego, co Ci do głowy nawkłada nerwica, to nie jest ona panią Twojego losu. Czasem lepiej, czasem gorzej, ale ostatnie słowo i tak należy do Ciebie. Czytaj sobie nasze materiały, na pewno znajdziesz coś dla siebie. I cóż... dużo siły w drodze do odburzenia :friend:
jeśli życie sprawia, że nie możesz ustać, uklęknij.

nie mów Bogu, że masz wielki problem. powiedz swojemu problemowi, że masz wielkiego Boga.
Nerwyzestali
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1566
Rejestracja: 19 czerwca 2018, o 13:41

27 lipca 2018, o 12:06

Siema.

Pisałeś tam, że stwierdzono, że to na tle nerwowym. Na pewno musisz przestać googlować i zajmować sie zdrowiem. Dużo badań miałeś ;p
witorrr98
Odburzony Wolontariusz Forum
Posty: 1543
Rejestracja: 17 października 2017, o 23:08

27 lipca 2018, o 13:52

Witaj.Na początek dzięki za wstawienie posta.Było co czytać ;)
Powodzenia i jakbyś miał pytania, to pisz na forum, to coś się pogłówkuje.
Awatar użytkownika
Nerwus321
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 35
Rejestracja: 22 lipca 2018, o 23:30

27 lipca 2018, o 19:59

Dzięki za dobre słowo ;)

Na aktywację konta tu czekałem około tygodnia, w tym czasie sporo poczytałem. Zeszły tydzień był prawie idealny, nieźle się czułem, nie byłem senny, pracowałem dosyć intensywnie. Niedziela zakończyła się w towarzystwie mojej kobiety dobrym piwem i smacznym kebabem ;), nic nie wskazywało na gorsze dni, a jednak w poniedziałek znów poczułem, że coś jest nie tak, a od wtorku gorsze samopoczucie i znów wymioty :/. Wieczorami przechodzi więc w miarę nadrabiam.
ODPOWIEDZ