A teraz do sedna, jak w ogóle trafiłam do psychiatry.
Moje wcześniejsze związki były mocno burzliwe, w tym byłam zdradzona przez byłych partnerów (jeden się przyznał do zdrady, drugi czatował na seks czatach). Po tych zdarzeniach miałam awersje do mężczyzn, bardzo niską samoocenę i ogólne myśli, że nigdy nie znajdę właściwego mężczyzny.
Jednak 3 lata temu poznałam Roberta z którym jestem do dzisiaj. R jest całkowitym przeciwieństwem moich ex - jest dżentelmenem, pomaga mi w różnych obowiązkach domowych, nigdy na mnie nie podniósł głosu, nie wyzwał mnie, nie chodzi po klubach, zawsze zwraca się do mnie z ogromnym szacunkiem do tego jest bardzo przystojny i inteligentny - często nawet miewam myśli, że co taki chłopak robi z taką dziewczyną jak ja.
I ogólnie przez te 3 lata było na prawdę super, czułam się najszczęśliwszą kobietą na świecie, wiedziałam, że jest miłością mojego życia ... Ale jest pewno ale - moja zazdrość.
Nie wiem czy ma to związek z rozwodem moich rodziców gdy miałam 12 lat, czy z moimi wcześniejszymi doświadczeniami z ex.
Jestem zazdrosna po prostu o każdą obcą kobietę, czuję, że jestem zbyt mało wartościowa, zbyt mało atrakcyjna i wpadnie mu w oko inna, zostawi mnie dla kogoś lepszego. Po prostu w każdej kobiecie widzę konkurencję - chyba, że ją znam i lubię, to wtedy nie widzę żadnego problemu.
No i ogólnie wszystko byłoby ok gdyby nie jego wyjazd służbowy - podpisanie umowy w nowej pracy + przy okazji impreza integracyjna w pubo-klubie z muzyką na żywo.
W mojej głowie oczywiście roiło się od czarnych scenariuszy, że na pewno inne się do niego ślinią itp itd.
Jak wrócił, zamiast zapytać go jak było, to pierwsze moje pytanie brzmiało "tańczyłeś z jakąś dziewczyną?".
Przez 2 dni się zapierał, że nie. Ale po 2 dniach stwierdził, że czuje się jak frajer bo mnie okłamał, i tańczył z jedną dziewczyną z firmy, ale to nic nie znaczący taniec, ona mu się nawet nie podobała, i zatańczył z nią nawet nie całą jedną piosenkę (szybki taniec, za ręce, jak na weselu). A okłamał mnie bo wiedział, że jestem zazdrosna i bał się mojej reakcji. No ale ja już sobie wkręcam, że skoro mnie teraz okłamał, to może jeszcze mnie z czymś kłamie albo nadal będzie kłamał.
No i już mijają 2 miesiące jak sobie wmawiam, że na pewno z nią tańczył bo mu się spodobała, że na pewno nie chciał mi powiedzieć, że z nią tańczył bo chciał z nią dalej kombinować ale przez to, że go przycisnęłam to dla świętego spokoju się przyznał, że na pewno gadali ze sobą i może to nie był wcale szybki taniec tylko np. wolny przy romantycznej piosence, że gdy uprawiamy seks to pewnie o niej myśli ... no i od niedawna wizja rozstania i wewnętrzny lęk przed tym, takie uczucie jakbyśmy już nie byli razem mimo, że w rzeczywistości przecież jesteśmy.
Wiem, że jestem toksyczna ale wiem też, że to przemawia moja choroba, bo ja w głębi serca chcę mu uwierzyć, że ona wcale mu się nie podobała i ten taniec nic dla niego nie znaczył - a z drugiej strony chciałabym następnym razem pojechać z nim na imprezę żeby zobaczyć, że nic mi nie grozi - tym bardziej, że mają w tej firmie imprezy kilkudniowe np. 3 dni żeglowania i spania na łódkach na mazurach. Oczywiście on się zapiera, że nie zabierze mnie bo impreza firmowa to impreza firmowa.
Od tej pory miewam ataki paniki, wpadam w niekontrolowaną histerię i mogę tak płakać godzinami, bywają dni, że nic nie jem. Z zaśnięciem nie mam problemu ale jak tylko się przebudzę to mam natrętne myśli i nie mogę zasnąć, do tego dochodzą objawy somatyczne, czasami nie mogę wyleżeć tylko chodzę, tak jakby miało mnie to uspokoić.
No i najważniejsza rzecz, nie czuję uczuć - choć był moment, że na jakieś 2 tyg odpuściło, czułam się normalnie, odczuwałam uczucia - i niestety zdarzyło mi się pominąć dawkę Ranofrenu w niedzielę wieczorem i wtorek wieczorem - i jakoś w czwartek zaczęło mi się pogarszać, w piątek to już w ogóle była masakra, nawet pojawiły się myśli samobójcze (taka chęć ucieczki od samej siebie) albo rozstanie (ale jednocześnie lęk przed nim, bo nie wyobrażam sobie życia bez R ale z nim aktualnie też nie, bo patrzę na niego i myślę sobie - no tak, tańczył z nią i mam totalny mętlik w głowie).
Myślicie, że to pogorszenie stanu może być przez pominięcie dawki? Czy mój organizm się przyzwyczaił do tego leku i już lek na mnie nie działa?
Nie mam już siły po prostu, czuję niechęć do życia, nic mi się nie chce, znowu przestałam jeść i mam problemy somatyczne, nie chce już myśleć o tym, że spodobała mu się inna, że jest ze mną z przyzwyczajenia, że pewnie tamta dziewczyna była dużo atrakcyjniejsza niż ja ...
W ogóle czy to na pewno nerwica? Czy nerwica może tak bardzo napędzać zazdrość?
Czytałam gdzieś o syndromie Otella - może to, to.
Boję się