Najpierw brałam wenlafaksynę przez może rok czy dwa lata i wydawało mi sie, że lepiej na mnie działa paroksetyna, więc poprosiłam lekarza o zmianę z powrotem na paroksetynę i bez problemu odstawiłam wenlafaksynę bez żadnych skutków ubocznych (a przynajmniej żadnych sobie nie przypominam). Niestety paroksetyna nie okazała się już tak skuteczna, jak wcześniej, więc wróciłam do wenlafaksyny.
Od tamtego czasu brałam wenlafaksynę chyba przez 8 czy 9 lat w dawce 150 mg rano (preparat Velaxin ER albo Alventa). Działała na mnie dobrze, nie miałam żadnych skutków ubocznych poza jednym: wywoływała u mnie straszliwy zespół niespokojnych nóg (RLS). Po raz pierwszy pojawił się on u mnie po paroksetynie, ale po przejściu na wenlafaksynę stał się naprawdę dokuczliwy. Nie wiem, czy ktoś z Was tego doświadczył po SSRI, ale u mnie się to zaczęło jako wybudzenia przez skurcze łydek w nocy, a później zaczęło się to uczucie "niepokoju" w nogach, które przechodziło jedynie wtedy, gdy poruszałam nogami, albo wstawałam i się przeszłam, albo gdy trzymałam nogi przez jakiś czas w gorącej wodzie w wannie, przez co robiły się lekko "znieczulone". Doszło do tego, że nie mogłam spać nawet do 8 rano, gdy zasypiałam z wyczerpania. Wraz ze zwiększaniem dawki i przedłużaniem się okresu brania wenlafaksyny, zespół niespokojnych nóg stawał się coraz gorszy i w końcu rozregulowało mi to całe życie, bo nie mogłam spać w nocy (ale nie mogłam też ani pracować, ani robić niczego innego, bo byłam zwyczajnie zmęczona po całym dniu), a później przysypiałam przez pół dnia i nie mogłam pracować, bo byłam zbyt śpiąca. Gdy po około 6-7 latach próbowałam pierwszy raz zmniejszyć dawkę bez nadzoru lekarza, dostałam straszliwego zespołu odstawiennego. Gdy stało się to po raz pierwszy, nie wiedziałam, dlaczego ani co się dzieje. Zupełnie nie pokojarzyłam tego ze zmniejszeniem dawki. Strasznie się trzęsłam, dosłownie mną telepało, miałam mdłości, pociłam się, czułam ogromny niepokój i nie mogłam się uspokoić. Myślałam, że to minie po jednym dniu, ale minęło dopiero po około tygodniu. Później dowiedziałam się od lekarza, że to były objawy odstawienne. Niestety w krótkim czasie po tym incydencie musiałam znowu zwiększyć dawkę z powodu narastającego lęku. Zdążyłam zupełnie zapomnieć o tym, że coś takiego miało miejsce, i po roku czy dwóch nieznacznie zwiększyłam dawkę z powodu jakiegoś stresowego wydarzenia, które mnie czekało - ale to zwiększenie dawki było dosłownie o jakieś 20 mg (odsypywałam sobie kuleczki z kapsułki) - i później próbowałam wrócić do dawki 150 mg i ponownie zaczęłam się cała trząść, pocić i mieć straszliwe lęki, na które nic nie pomagało. Zadzwoniłam do mojej lekarki i ona powiedziała, że to są objawy odstawienne, i że jeśli chcę się poczuć lepiej, muszę wrócić do tej zwiększonej dawki (po której miałam taki zespół niespokojnych nóg, że w ogóle nie spałam), i odstawiać bardzo bardzo powoli. W końcu, po paru próbach, udało mi się zejść z powrotem do 150 mg (schodząc po kilka kuleczek co kilka dni), ale powiem Wam, że to było naprawdę straszne.
Udało mi się odstawić wenlafaksynę rok temu, po jakiś 9 latach brania non stop. Z dawki 150 mg schodziłam przez około pół roku. Lekarka, do której chodziłam, gdy zaczęłam odstawiać, powiedziała, że mam sobie schodzić o 37,5 mg co parę dni - i nie przepisała mi żadnych leków niwelujących objawy odstawienne. Niestety nie udało mi się odstawiać tak, jak mi zaleciła. Zapisałam się do innego lekarza - profesora psychiatrii, specjalisty w leczeniu dzieci i młodzieży, wykładowcy akademickiego - i on mi zapisał leki, które miały mi pomóc przy objawach odstawiennych i zastąpić SSRI, których nie mogę niestety brać, bo wszystkie powodują u mnie zespół niespokojnych nóg. Tak jak pisałam - odstawianie trwało około pół roku, musiałam odsypywać kuleczki i bardzo wolno schodzić z dawek, żeby mną nie telepało i żebym nie czuła cały czas lęku.
Wenlafaksyna to nie jest zły lek, ale raczej dla osób, które nie mają skutków ubocznych jej zażywania, i które planują ją zażywać może nawet do końca życia. Ja w każdym razie żałuję, że nie mogę jej brać, ale też bardzo się cieszę, że udało mi się ją odstawić
