Z nerwica zmagalem sie od czerwca roku 2012.
Czyli poltora roku mialem nerwice.
Ale wczesniej tez bylem chodzaca bomba zegarowa. I nie to ze mialem jakies leki czy fobie bo nie.
Tylko przejmowalem sie kazda pierdola a najbardziej stres moj dotyczyl ludzi.
Strasznie przezywalem to jak wygladam oraz to jak mnie odbiora inni. Nie bylem do konca tego swiadomy bo myslalem ze glownie wszystko naprawie wygladem.
Ale to nie chodzi tylko o wyglad a podejscie do stresu i krytyki innych.
Ciagle mi sie wydawalo ze kazdy jest lepszy albo ladniejszy albo zabawniejszy a ja nudny i szary. Na pewno pieknisiem nie jestem ani tez nie jestem az zabojczo interesujacy ale mam swoje cechy ktore dla jednych beda niczym a dla innych zaleta ale kiedys o tym nie wiedzialem.
Przezywalem kazde odepchniecie przez kogos innego nawet blache, typu jak ktos nie powiedzial mi czesc to ja to analizowalem tygodniami. Przez to zaczelem stresowac sie byle czym i ciagle chodzilem nabuzowany. Mialem znajmomych nie bylem jakim sodlukiem czy cos a i tak traktowalem kazde slowo jak atak na mnie samego.
Roznie ragowalem wycofaniem albo agresja. I tak ktoregos razu rok ponad temu na imprezie zapalilem trawe, nic nie czulem, kolejnego dnia znowu i wypilem duzo alkoholu i wtedy cos mi strzelilo w glowie, doslownie poczulem jakie strzelenie i zaczal sie moj osobisty dramat. To nawet nie byl atak paniki ale tak wielkie odrealnienie ze nie wiedzialem czy ja chodze czy latam.
Od tego momentu mialem silna nerwice, ciagle zawroty glowy, nudnosci tak wielkie ze sie zataczalem, jakby kiedys ktos z was zastanawial sie czy mdlosci moga byc w nerwicy to mowie wam ze mialem je ogromne a przez 7 miesiecy codziennie rano wymiotowalem tak mocno ze az mi flaki skrecalo.
Odrealnienie byl silne przez caly rok nie bardzo wiedzialem jaki jest sens mojego wlasnego imienia, nie wiedzialem jaki jest sens tego ze zyje, ze mam mysli i ze moge cokolwiek robic, mialem stan ogromnej depresji i trudno mi bylo przez wiele miesiecy zabrac sie za cokolwiek.
Natrectne mysli byly straszne glosne nie moglem ich zagluszyc, mialem wrazenie ze glowa mi eksploduje, balem sie ze popelnie smamobojstwo, dlugi czas myslalem ze jestem jakis nawiedzony.
W sumie przestalem zyc jak dawniej, wszystko stracilo smak i sens a jedyne co mnie interesowalo to przyczyna moich dolegliwosci.
Jesli ktos z was palil trawe i dostal nerwicy niech nie mysli czy to mozliwe miec takie objawy. ja tak dlugo nad tym myslalem bo bylo to dla mnie niewiarygodne ze moge codziennie kulic sie ze strachu, nie wiedziec co czuje i mysle miec takie odrealnienie, ze moge sie trzasc caly czas, ze moge wymiotowac zolcia bo juz nie mialem czym i ze moze mnie skrecac z bolu od biegunek.
Trwalo to rok czasu, na studia nie chodzilem wcale, probowalem jedynie chodzic do pracy takiej dorywczej bo w domu nie chcieli slyszec zebym siedzial calymi dniami. Chodzilem po wszystkich lekarzach wszystkich specjalnosci, szczegolnie zoladka bo myslalem ze mam raka. Potem badalem glowe bo mailem odrealnienie i nie pamietalem co robilem dzien wczesniej, wiec tez mialem raka.
No ale badania wychodzily dobrze, wiec trafilem do psychiatry ale bylem tylko raz bo jedyne co uslyszalem to ze mam brac leki a najlepiej isc do szpitala. Na leki sie zgodzilem ale na szpital nie.
Leki bralem 5 miesiecy i poprawa byla minimalna bo po prostu nie trzalem sie jak galareta tyle ze troche one pogorszyly mi moja koncentracje i przy lekach juz w ogole chodzilem jak zombii. Ale bralem leki bo balem sie ze bez nich nie bede w stanie wstac z lozka.
Potem zaczelem chodzic na terapie, rodzina mi zafundowala najlepszego terapute co tydzien w sesjach godzinnych. Terapia mnie na poczatku uspokajala a to dlatego ze terapeutka byla mniej bezposrednia niz psychiatra, jakos do nich sie zrazilem po tej jednej wizycie. Leki bralem od lekarki rodzinnej. Psychiatra byl znudzony i malo chcialo mu sie cokolwiek mowic wiec nie wiedzialem nawet czy nie zbzikuje. Psycholog byla bardziej rozmowna wiec te wizyty dzialaly na mnie kojaco ale tylko na jakis czas, po miesiacu bylo z powrotem tak samo. Ustalilismy ze wszystko ma podloze w moim odczuwaniu krytyki i ze to bylo podloze do tego ze dostalem w koncu nerwicy. Rozmowy z psychologiem zawsze dzialaly kojaco tylko problem zachodzil wtedy kiedy mialo dojsc do wyleczenia sie. Bowiem uczuciwie mowic (byc moze jestem po prostu glupszy niz inni) ale nie zawsze rozumialem psychologiczne wyjasnienia tego co mi jest. Kiwalem glowa na terapi ale tak naprawde nie do konca rozumialem to wszystko. Moze tez dlatego ze ciagle myslalme ze mam raka bo nudnosci mialem codzinnie ogromne tak jak i zawroty glowy. Gdyby nie to ze gastroskopia to kijowe badanie robilbym je srednio co tydzien.
Chodzilem jak pijany raz przez nudnosci a dwa przez odrealnienie ktore powodowalo ze nie wiedzialem ciagle co ja robie w tym miejscu w ktorym jestem i kim ja wogole jestem. Duzo bardzo pomogly mi wpys innych ludzi, dzialaly kojaco podobnie jak psycholog. Ta strona wyjatkowo mi przypadla do gustu bo temat odrealnienia jest tutaj walkowany bardzo solidnie.
Za co dziekuje wam bo nie wiem jakbym podszedl do tego ze zamiast mozgu mam owsianke. Nawet moja psycholog nie do konca zdawala sobie spraw chyba z tych objawow odrealnienia. Choc moze nie chciala o tym po prostu rozmawiac.
Glownie tutaj tez czesto wpisy sa dosc brutalne, nie w zlym sensie ale jasno czesto padaja stwierdzenia ze te nerwice to my mozemy miec o wiele dluzej jak nie zaczniemy grac z nia rownie ostro. Czasem powoduje to niesmak ale za chwile mobilizuje bo wiemy ze to chyba prawda.
Ja mialem raka juz rok czasu i objawy rok czasu i powoli zdawalem sobie sprawe ze nie mam sily kompletnie na nic. I tez juz mialem dosc gadania o tym rodzinie ktora miala tez tego serdecznie dosc. Kazdy chyba myslal ze zwariowalem bo badania byly dobre. Moj ojciec nawet mowil zebym wybral jakis osrodek sobie. Nikt tego nie rozumial i przez to w domu tez sie czulem zle bo mialem w glowie tylko to jak sie czuje a oni chcieli rozmawiac o zwyklych sprawach a nie moich objawach, to powodowalo ze czulem sie gorzej.
Mialem wiele nieprzespanych nocy na przemyslenia i odrzucajac wszelkie zawilosci umyslu sprawe po czasie zaczelem rozumiec. Wlasnie dlatego zrozumialem stwierdzenie pytajac na PW po raz ktorys roznych ludzi "zyjesz objawami".
No jak nie zyc jak w gardle czujesz rzygi a w glowie nie wiesz nawet co czujesz i jak to opisac. Ale wlasnie wtedy dojrzalem ten zly sytem w swojej glowie.
Przykladowo siedze w domu i ciagle mi zle i ktos chce ze mna porozmawiac to ja od razu gorzej sie czulem. Bo matka czy ktokolwiek inny odciagala mnie rozmowa od ciaglego wczuwania sie w to jak sie czuje. Dopiero zrozumialem ta zaleznosc. Dlatego wolalem czytac i gadac z ludzmi z nerwicami niz z kimkolwiek innym
Aby wyjsc z nerwicy trzeba przestac ciagle sie nad soba uzalac. To podstawowa ale nie w zlym sensie. Wiem co czujecie jak to czytacie bo ja tez to czulem calkiem niedawno jeszcze. Dla mnie uzalanie sie to bycie wiewiórkom ktora miauczy ale w przypadku tych objawow nerwicy i odrealnienia uzalanie sie to jest rzecz normalna no bo co by kto nie mowil te objawy sa okropne. (Zreszta wpis ten zrobil na mnie duze wrazenie podsumowanie-leczenia-plus-nowy-wazny-e ... t3862.html)
Mam na mysli uzalanie sie i rozmowy tylko o tym jak nam zle zamiast wlasnie skupianie sie na innych rzeczach.
Tu zrozumialem slowo "pogodzic sie" Bo nie da sie chyba nie pogodzic i skupic na czyms innym. Jak ciagle przezywamy swoje nowe objawy to tym bardziej odcinamy sie od rzeczywistosci. Jak godzimy sie z tym ze te objawy to norma, godzimy sie z zaburzeniem
Bardzo fajny cytat
I tak zaczelem zdrowienie.Ciasteczko pisze:Etapy nerwicy w pigułce
3. Konfrontacja
To najbardziej „konstruktywny” etap nerwicy. Nerwicowiec powoli zaczyna akceptować, że to tylko nerwica. Coraz mniej czasu spędza na wyszukiwaniu nowych objawów, nie sprzecza się już tyle z innymi i ze sobą, że to jednak coś więcej. Jedni szybciej porzucają teorię o chorobach, inni wolniej, ale z chwilą gdy pojawia się pierwsze zrozumienie dla natury własnej nerwicy, można mówić o konfrontacji. Czyli chęci konfrontacji z prawdą o zaburzeniu. Nagle zaczynają działać niektóre polecane techniki, jest trochę więcej pozytywnych dni, pojawia się więcej wiary w nieuchronną poprawę. Nic nie dzieję się szybko i na trzy cztery! Może pojawić się huśtawka emocjonalna i dni złego samopoczucia przeplatają się z dniami dobrego. Potem coraz bardziej zaczynają się przedłużać dobre dni. Nerwicowiec jest w zdecydowanie lepszej kondycji, może też zacząć przekonywać innych o tym, że jest światło na końcu tunelu i nie pochodzi ono od miecza świetlnego, który ucina łeb.W sytuacjach stresowych potrafi pojawiać się nawrót i przez chwilę znów zaprzeczenie, ale coraz łatwiej jest wracać do tego ostatniego etapu. Wreszcie okresy dobre stają się bardzo długie, a nieprzyjemne doznania pojawiają się tylko okazjonalnie. Zdarza się, że w jakichś trudnych, czy przełomowych, momentach życia może nastąpić nawrót, ale ktoś, kto przeszedł już drogę przez trzy etapy wie, że droga ta ma szczęśliwe zakończenie i zazwyczaj już tylko kręci się wokół samej konfrontacji.
Uszy do góry, pamiętaj, że nie jesteś sam i nerwica nie trwa wiecznie!
Dokladnie to wygladalo jak napisane jest wyzej w cytacie. Najpierw zaczelem aktywnie uczestniczyc w domu, w gadkach szmatkach, w ogladaniu telewizji, wczesniej nie moglem tego robic bo od razu czulem sie gorzej, duzo gorzej. Bo zamiast zyc objawami probowalem robic cos innego, to nerwic wkurwialo do bolu widocznie. W ktoryms momencie ma sie dosc i zostaje albo dalsze uzeranie sie z tym albo akceptacja, skoro rok czasu mialem tak silne objawy jakich nie sposob zrozumiec bylo nawet psychiatrze i psychologowi i komukolwiek innemu normalnemu, to znaczy ze nie moge byc ciezko chory a to wszystko wynik glupiej nerwicy.
Wiec jak sie powiedzialo nerwicy A w koncu trzeba powiedziec B i juz nie bieglem z placzem do pokoju bo nie rozumiem filmu jaki ogladam przez odrealnienie, albo ze mam odruchy wymiotne tylko nabralem do tego nastawieni atak jakbym mial jakis stan zapalny zeba i musze to po prostu przetrzymac i czekac az minie bez sensacjowania sie tym.
Wtedy zrozumialem kolejna rzecz o ktorej wiekszosc gada, ze z objawami tez mozna robic inne rzeczy. Ale dopoki to przezywasz nie mozna robic. i to prawda zobaczylem ze te objawy faktem i tak sa nadal ale jednak moge i film ogladac i rozmawiac z kims, jak z tym sie pogodzilem to o dziwo moge robic wiele ale nadal sie zle czulem.
Odkad zaczelem tak probowac czulems ie zle caly czas jeszcze pol roku wiec jak widac trzeba czasu na to, mialem tez zalamki gdzie znowu lecialem do pokoju i myslalem czy sie nie zabije. Ale ciagle mialem dosyc i bylem zmeczony tym i pamietalem o motywacji ze to samo nie przjdzie jak bede tak robil a kurde jednak mimo tego lubilem swoje zycie i chaialem je odzyskac.
WIec spotykalem sie powioli ze znajomymi ale nie chodzilem na impry tylko z tymi objawami troche rozmawialem o innych rzeczach. Chcoiaz glowa chciala tylko o tym jak sie czuje i jestem pewien ze kazdy z wa stak ma, ze chce sie tylko o tym myslec i dlatego trzeba sie wpierw pogodzic z tym ze sie zle czujemy. Nie rozumialem tego ze mam sie cieszyc ze mam objawy...ale tu nie chodzi o cieszenie sie tylko pogodzenie sie aby na to tak nie zwracac uwagi ciagle. I zajmowac sie roznymi innymi rzeczami na przekor tego ze nasza glowa chce ciagle dawek objawow i myslenia o tym i czytania o tym. Trzeba to ograniczac na ile to mozliwe.
Po pewnym czasie sa efekty takich dzialan. Zobaczylem ze czuje sie swobodniej troche i tak sie to potem toczylo jakis czas ale wracalem do zycia. Wrocilem na uczelnie od pazdziernika, choc kompletny brak koncentracji przeszkadzal to nie uniemozliwal mi interesowanie sie sprawami nauki.
I tak w koncu zaczelem miec lepsze dni, corazlepsze, dluzsze az poczulem sie naprawde dobrze. Leki odstawilem troche wczesniej zanim poszedlem na uczelnie i zauwazylem ze umysl tez jest swizszy bez nich. Mnie troche leki jednak zamulaly. A bralem dwa i antydepresant oraz lek na padaczke.
Tak wiec idzcie za moim przykladem, pomimo tego ze chcecie wkolo gadac o tym jak ciepicie oraz mimo tego ze wasze mysli chca nowych dawek informacji o objawach oraz wasza glowa chce tylko myslec o tym i tylko tym sie kierowac to w zadnym razie nie ulegajcie temu. Tak samo nie ulegajcie mysla o chorobach, to nie ma sensu jak byscie byli ciezko chorzy to juz dawno by wam to wyszlo i i tak nie macie na to wplywu, wiec warto dbac o swoje nastawienie do nerwicy a nie do chorob ktorych nie ma.
Wiem ze nie jestem miszczem tlumaczenia ale Divin napisal to bardzo tresciwie poczatek-konca-przekonajmy-sie-odburzony-t3594.html
Tego sie tez trzymajcie jak i wpisow tutaj, tych co motywuja mowiac ze im dluzej bedziemy zwlekali tym dluzej bedziemy sie z tym bawili.
Nie mam juz zadnych objawow od 3 miesiecy i napisze rzecz moze kontrowersyjna ale potrzeba mi bylo tej nerwicy! Teraz jak wiem ze przyzywalem krytyke nadmiernie i niepotrzebnie...zrozumialem bez zawilosci znowu w ludzki umysl proste rzeczy.
Czemu sie przejmuje ludzmi i czemu ludzi uwazam za bogow? Oraz ich zdanie? Czemu ludzi ktorych uwazam za lepszych od siebie, potezniejszych czy ladnijszych uwazam za bogow? Czemu ich zdanie ma byc lepsze od mojego?
Wyglad wygladem, pozycja spoleczna pozycja spoleczna, ale zdanie o wlasna wartosc mam w sobie do cholery! Stalem sie bardziej wyluzowany, teraz jak patrze na sliczna kobiete to nie zwazam na to ze nie bardzo mnie zauwaza, co mnie ona obchodzi? W czym jest lepsza? Przy pierwszej lepszej sytuacji posikala by sie ze strachu pewno

Daleko mi do pelnej doskonalosci jeszcze jesli chodzi o ta krytyke ale jest coraz lepiej! Na razie psychologa zawiesilem ale kto wie moze wroce teraz bez nerwicy sie z tymuporac solidnie.
Natomiast dzieki nerwicy uzyskalem wglad ze mozna sie dowartosciowac najbardziej myslac o sobie w kategorii lepszego siebie, bo malo kto z tych ludzi musial stawic czola samemu sobie, i malo kto z nich ma swiadomosc jak bardzo sa strerotypowi

Zycze kazdemu sukcesow oraz dzieki za wszystko! Bo moj apsycholog brala 500 stow miesiecznie, wielu z was robi tu wiele dobrego za darmo. Szacun ogromny!
Powinniscie zalozyc skrytke pocztowa, i kazdy komu sie tu podoba powienien wysylac wam litra albo dwa, wtedy byscie rozdzielali to miedzy siebie
