
Na imię dali mi Grzegorz (niezbyt mi się ten fakt podoba, ale co ja zrobię? ;p) mam 18 lat i w maju szykuje mi się maturka. Pochodzę z małego miasteczka w okolicach Częstochowy. Jestem (w chwili obecnej mogę powiedzieć raczej, że "byłem" - a to przez moją obecną walkę z dość silnym NN) bardzo uzdolniony w naukach ścisłych (matematyka i fizyka - kilka sukcesów na poziomie powiatowym i wojewódzkim), niestety matka natura obdarzyła mnie bardzo niekorzystnym charakterem, jestem wrażliwy, bywam chorobliwie ambitny oraz bardzo przejmuję się opinią innych i generalnie wszystkim co w jakimś mniejszym lub większym stopniu dotyczy mnie samego. To tyle na wstępie o mnie. Reszty dowiecie się przy okazji czytania o mojej walce z zburzeniem odżywiania

Anoreksja to cho..roba która dla osoby cierpiącej na nią jest zarazem koszmarem i ogromnym ukojeniem i paradoksalnie stwierdzam, że im większym jest koszmarem dla chorego, tym dla niego lepiej, ponieważ wtedy właśnie chory pragnie ten koszmar zakończyć i zaczyna swą batalię o zdrowie i szczęśliwą przyszłość. Oczywiście anoreksja jak każde zaburzenie psychiczne polega na zaistnieniu "błędnego koła" - chory boi się przytyć, więc nie je, nie jedząc lęk przed przyjęciem pokarmu się zwiększa, co oczywiście potęguje efekt błędnego koła.
Wracając do mojej historii:
Jak dziecko miałem spokojne życie, do okresu 5 lat wychowywali mnie głównie dziadkowie - pokolenie pamiętające wojnę i socjalizm, kapitalizm dla nich jest czymś zgoła nowym i nieznanym, po uciemiężeniach które cierpieli w okresie swego życia wreszcie mogą w jakiś sposób pozwolić sobie na "rekompensatę".. i tutaj wkrada się pierwszy czynnik prowadzący mnie w pewien sposób do anoreksji, otóż dziadkowie pamiętając głód który cierpieli uważają, że "najedzone dziecko, to szczęśliwe dziecko" - i owszem tak jest, ale tylko do momentu w którym owo dziecko jest pod kloszem domu rodzinnego. Pierwsze problemy pojawiły się, gdy mały Grześ ważąc 70 kg i wyglądając "pulchnie" rozpoczął edukację - czyli wiek około 6 lat. Każdy z nas pamięta chyba, jak okrutne potrafią być dzieci właśnie w tym wieku, w szczególności że ich ofiary nie mają ŻĄDNEGO doświadczenia w sytuacjach, gdy ktoś im dokucza, i źle o nich mówi. Dla mnie - dziecka przyzwyczajonego do atmosfery ciepła i bezpieczeństwa domowego - był to szok, wtedy zauważyłem, że jestem inny - gruby - od tego momentu pojawiły się kompleksy na tle własnego wyglądu. Jednakże jakoś w końcu unormowała się moja reakcja na docinki ze strony rówieśników. Zacząłem szybo rosnąć oraz interesować się piłką nożną co dało efekt ogromny w wieku lat 10, wtedy to moje ciało zaczęło przybierać normalne proporcje.. unormowały (wydawać by się mogło że ostatecznie..) się relacje z kolegami z klasy. Niestety poza wyglądem miałem jeszcze jedną "wadę" - bardzo dobrze się uczyłem, oraz niestety czasami byłem zarozumiały. To spowodowało, że ostatni rok podstawówki spędziłem jako wyrzutek - nikt nie chciał się do mnie odzywać co wytworzyło chorą sytuację, bo nie potrafiłem nawet stwierdzić dlaczego tak właśnie się dzieję. Oczywiście byłem w pewnego rodzaju depresji (takie łagodne pogorszenia nastroju miewam często i korzeni tego upatruję się właśnie we doświadczeniach wyniesionych z podstawówki), nie grałem już w piłkę, a swój zły nastrj rekompensowałem sobie podjadaniem i przesiadywaniem przed TV/komputerem. Efekt był oczywisty - pierwsza klasa gimnazjum i blisko 90 kg 184 cm wzrostu, ale to nie byłoby wielkim problemy gdybym nie musiał do tego dodać ogromu kompleksów i poczucie ciągłego lęku bycia poza grupą - braku akceptacji.
Gimnazjum jakie jest każdy wie. Są ludzie którzy zaczynają dojrzewać emocjonalnie, ale jest wielu takich, którzy dojrzałości byćmoże nigdy nie osiągną.. w takie środowisko wszedł wyrózniający się swym wyglądem Grześ.Na szczęście trafiłem do cudownej klasy. Może i mieliśmy niespecjalne wyniki w nauce (ja oczywiście nie mogę narzekać bo średnia zawsze powyżej 5) ale prawie wszyscy byli dla mnie mili i wręcz czułem z ich strony szacunek i pewnego rodzaju jakby podziw (to powiedział mi wychowawca ;p) dla mojej inteligencji (po przeżyciach z podstawówki nie byłem już nigdy zarozumiały ani przemądrzały.. starałem się być koleżeński i pomocny i to dało wspaniałe efekty). Szybko jednak stałem się ulubieńcem tamtejszych czarnych charakterów, doszło do tego, że bałem się chodzić do szkoły. Efektem zmiany szkoły było po pół roku 105 kg na wadze, oraz lęk przed pójściem do szkoły. Dodatkowo stała się rzecz miła - stan zakochania. Zaczęło mi zależeć na pewnej dziewczynie, problem oczywiście stanowiła moja waga. Była to ostateczna motywacja o pracy nad swoim wyglądem.
Zaczęło się od ćwiczeń. Szybciutko zacząłem ograniczać jedzenie, jednak było to tylko przejście od przejadania się do zdrowej ilości jedzenia. Motywację miałem ogromną jak już napisałem - chciałem zdobyć serce dziewczyny oraz w pewien sposób osunąć się cień przed prześladowcami. Jednakże do połowy drugiej klasy szło raczej opornie - zrzuciłem 10 kg. Później jednak motywacja wzrosła (nie pamiętam dokładnie w jaki sposób) i zacząłem bardziej pilnować zdrowego jedzenia oraz ćwiczyć znacznie więcej bo po 2-3 godziny dziennie - dzień bez ćwiczeń kończył się wyrzutami sumienia, a ćwiczenie przynosiło ogromną radość i pewność siebie



Ciąg dalszy, czyli:
- stopniowa zmiana sposobu myślenia
- kroki i czynności które doprowadziły mnie do wolności
- postrzeganie choroby obecnie
Napiszę Wam w poniedziałek, albo jutro o ile dam radę, bo teraz musze lecieć szykować się na studniówkę


