Wymyślam?
Byłem wczoraj w szkole,cudem przetrwałem 4 godziny,dziś mam 6 ale pierwsza z nich właśnie mija a ja nadal leżę w łóżku.
Wszystko byłoby świetnie gdyby nie fakt że temperatura w klasie/ogólnie w szkole,jest za duża.
Gorąc,zaduch,okna pozamykane,30 osób w sali,po 15 minutach nie ma czym oddychać.
Pewnie że można okno uchylić ale inni płaczą że im zimno(październik jest a oni się ubierają jak na plażę,chociaż z drugiej strony,w szkole jest prawie jak w saunie)
Więc tak,najpierw przez pierwsze 45 minut walczyłem z szokiem,nagle znalazłem się w klasie na lekcji po kilku latach przerwy.
Robiło się coraz duszniej ,kręciło mi się w głowie,miałem kilka razy wrażenie jakby omdlewania,nie umiem tego opisać
(uderzenie ciśnienia ale połączone z zawrotem głowy).
Wewnętrznie byłem w miarę spokojny bo już wiem co to nerwica ale moje ciało żyło własnym życiem
Jedyne co wywołało we mnie strach to malejąca ilość świeżego powietrza i gorąc.
Kilka razy wstawałem i wychodziłem,już byłem zdecydowany że wracam do domu
ale za drzwiami obrzydzenie do samego siebie w ułamku sekundy osiągnęło monstrualny rozmiar,więc wróciłem
Znów to samo,nawet nie tyle lęk co autentyczny brak tlenu.
Dlaczego inni w tej samej klasie mogą wytrzymać a mnie się robi ciemno przed oczami?Dlaczego im nie brakuje tlenu?
Czemu im nie jest duszno?
Tak czy owak wytrwałem na zajęciach (i teraz najciekawsza sprawa).
Po powrocie do domu poczułem się źle,tzn tak jakby reakcja na stres z opóźnionym zapłonem.
W szkole powstrzymałem emocje a w domu gdy już byłem bezpieczny,nadmiar emocji chyba sam się wyzwolił
Chodzi o to że do tej pory czuję mdłości,nawet silniejsze dzisiaj niż wczoraj
Wszystkie mięśnie mnie bolą,a gdy wróciłem do domu,odkryłem że drżę
W ustach mam dziwny posmak od wczoraj,taki kwaśno-nijaki ,kreda z cytryną ani nie kwaśna ani nie bez smaku.
Zaraz po zajęciach odwiedziłem babcie(mieszka po drodze więc wszedłem napić się czegoś)
Pierwszy raz w życiu miałem migrenowy ból głowy(tak mi się przynajmniej wydaje)
Ból pojawił się nagle po lewej stronie czaszki i był po prostu..penetrujący.
Jakby mi ktoś wbił szpilę albo palcem grzebał w mózgu,stopniowo ale dość szybko narastający mdlący,punktowy ból
Może za mało zjadłem przed wyjściem z domu?Ale z drugiej strony tylko 4 godziny byłem bez jedzenia.
Przed wyjściem zjadłem kanapkę a w szkole kawałek słodkiej bułki(nie lubię słodkiego,zabrałem to co miałem pod ręką)
Teraz leżę w łóżku i nadal czuję się ..sam nie wiem jak,boli mnie głowa(nie tak jak wczoraj)
mam sucho w ustach,mdli mnie,trochę jestem skołowany
Nie mam zawrotów głowy ale coś subtelniejszego,gdy idę to nie czuję się pewnie.
Może organizm jeszcze nie przyzwyczaił się do leku?
Tylko ze ja wróciłem do tego który brałem poprzednio,więc organizm już go zna...
Aha,na lekcjach z godziny na godzinę byłem coraz bardziej pewny siebie,tylko że momentami pojawiało się napięcie
a wynikało ono z tego że co jakiś czas wchodziłem w dziwny stan świadomości ,nie umiem tego opisać
Znam te stany z dzieciństwa ,szkoły podstawowej i średniej
Co jeszcze...na jednej z przerw poszedłem do łazienki,chciałem sobie umyć twarz,spojrzałem w lustro
(a w dachu jest okno,słońce świeciło prostopadle na mnie) i odkryłem że straciłem połowę włosów na głowie!!
Nie chodzi o zakola tylko o gęstość włosów,niby włosy mam ale widzę skórę pod nimi...nikt w domu nie był łysy
ta utrata włosów to pewnie nadmiar stresu?
Taka utrata włosów z powodu stresu jest odwracalna?
Teraz to ja się czuję jak jakiś stary dziad...a zauważyłem coś ciekawego.
W tych dziwnych stanach które czasem mnie nachodzą,ogólnie gdy jestem krótko po lękowym apogeum
gdy stres maleje,wtedy odkrywam w sobie ...coś czego na ogół we mnie nie ma.
Tzn chodzi o relacje damsko męskie,nawet nie o "hemhem"

właśnie wręcz przeciwnie.
Nagle doświadczam chęci okazywania i doświadczania uczuć głębszych,brakuje mi dziewczyny
w sensie partnerki emocjonalnej a nie seksualnej ...chociaż to drugie też ale na zupełnie innych zasadach ;p
To jest takie dziwne nawet pisać o tym nie umiem a chodzi o to że wszystko to jest mi obojętne
gdy pracuję w normalnym trybie.
Gdy jestem zrelaksowany to dobrze mi z moją introwertycznością,nie szukam dziewczyny bo czuję że nie nadaję się na związki itp
a seks jest mi w zasadzie obojętny.
Potem coś się dzieje,i nagle brakuje mi bliskości ,relacji,w ewentualnym seksie widzę znacznie więcej niż fizyczną przyjemność
właściwie to widzę w nim wszystko poza nią...
Można powiedzieć że doświadczam dwóch skrajnych emocji
Czasem chcę być sam i myśl o bliskości działa na mnie przygnębiająco
a czasem jestem przygnębiony z powodu braku tej bliskości
Wszystko jest zależne od stanu przed atakiem i po,oczywiście w dużym uproszczeniu
bo te stany utrzymują się dłużej i mieszają się ze sobą.
Myślę sobie np jakby to był być dziewczyną takiego mnie

Szukam pozytywnych stron ale widzę też negatywne...negatywnych jest więcej,dlatego dochodzę do wniosku
że wolałbym nikomu nie niszczyć życia swoją w nim obecnością
a gdy pomyślę o dzieciach które są częstym objawem życia po seksie

gdy sobie pomyślę że ktoś mógłby doświadczać tego wszystkiego co ja( i nie tylko ja)
to czuję że nie mam sumienia aby kogoś skazywać na tę katorgę.
Te wszystkie myśli egzystencjalne,sensy życia,kim jestem,po co etc a wreszcie starość i śmierć (i śmierć bliskich po drodze)
to wszystko sprawia że skutecznie odechciewa mi się seksu i związków...
Wzmaga się we mnie właśnie autoagresja,ponieważ zostałem w domu zamiast pójść do szkoły
Jestem za słaby i nienawidzę się za to
PS.A może te bóle głowy etc,pojawiają się w wyniku prób przystosowania się organizmu do funkcjonowania w warunkach gdzie tlenu jest mniej?
Tzn ostatnie kilka miesięcy spędziłem na rowerze,kilka godzin dziennie po górach dolinach i lasach
Początkowo miałem mdłości i bóle głowy a potem już nie.
Teraz gdy idę do dusznej klasy brakuje mi świeżego powietrza a organizm przestawia się na pracę w takich właśnie warunkach?